Badanie dotyczące nastawienia Polaków do przypominającej dawki szczepionki przeciwko Covid-19 przeprowadzili profesorowie: Piotr Rzymski i Barbara Poniedziałek z Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu oraz Andrzej Fal z Wydziału Medycznego Collegium Medicum Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Jeszcze we wrześniu (https://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,89202,naukowcy-pytaja-zaszczepionych-polakow-o-trzecia-dawke.html) naukowcy przeprowadzili wśród Polaków badanie ankietowe, aby ocenić, jaki odsetek z osób, które zdecydowały się już zaszczepić, jest skłonny przyjąć kolejną dawkę. Interesowało ich również, co potencjalnie może do tego ludzi motywować bądź zniechęcać. Chcieli - jak wówczas tłumaczyli - zidentyfikować grupy, które pod tym względem mogą być bardziej "oporne" - tak, by odpowiednio kształtować i profilować komunikację nauki.
W ramach wrześniowych badań naukowcy uzyskali odpowiedzi od ponad 2,4 tys. respondentów. Wyniki i swoje wnioski opisują obecnie na łamach pisma "Vaccines" (https://www.mdpi.com/2076-393X/9/11/1286).
Okazuje się, że ok. 70 proc. badanych osób deklarowało chęć przyjęcia dawki przypominającej i nie zgłaszało związanych z tym większych obaw. "Gdyby ten wynik ekstrapolować na całą populację osób zaszczepionych w Polsce, to powinniśmy się spodziewać, że ok. 13 mln obywateli jest zdecydowanych, by zgłosić się po kolejną dawkę szczepionki przeciw COVID-19" - relacjonuje prof. Rzymski w informacji prasowej przesłanej PAP.
30 procent nie chce przyjąć drugiej dawki
Jak dodał, w badaniu najbardziej interesowało naukowców te 30 proc., które nie miało zamiaru udać się po kolejną dawkę do punktu szczepień.
Do tej grupy częściej należały m.in. osoby młodsze, bez problemów z otyłością i chorób współistniejących.
"Mogą one wychodzić z założenia, że skoro są młode i zdrowe, to problem COVID-19 ich nie dotyczy - zwłaszcza, że przyjęły już poprzednie dawki szczepionki. Warto więc im wytłumaczyć, że dawka przypominająca zmniejsza istotnie ryzyko zakażenia (według obserwacji z Izraela - o 10 razy w porównaniu do dwóch pierwszy dawek szczepionki mRNA) - a co za tym idzie, redukuje ryzyko zakażenia innej osoby. Szczepimy się więc nie tylko dla siebie, ale i innych. Ponadto organizm osoby, która charakteryzuje się wywindowanym poziomem swoistej odpowiedzi immunologicznej, jest wybitnie niesprzyjający wirusowi, jego replikacji i w konsekwencji - dalszej ewolucji. Szczepimy się, więc również po to, by wyhamować zmienność SARS-CoV-2" - czytamy w informacji prasowej przekazanej PAP.
Do grupy, która nie była skłonna przyjąć dawki przypominającej, częściej należeli mężczyźni, którzy - jak zaznaczają naukowcy - w porównaniu do kobiet wykazują mniejszą chęć stosowania się do różnych zaleceń sanitarnych. Wpływ na decyzje przyjęcia dawki przypominającej miały również wcześniejsze doświadczenia ze szczepionką przeciw COVID-19. Osoby, które doświadczyły silniejszych skutków ubocznych, były mniej skłonne, by udać się po kolejną dawkę.
Zdecydowana większość osób, które regularnie szczepią się przeciw grypie, chciała przyjąć dawkę przypominającą szczepionki przeciw COVID-19. "Nie jest to zaskakujące, bowiem takie osoby lepiej orientują się w tematyce szczepionek i rozumieją sens cyklicznego przyjmowania niektórych z nich. Niestety w Polsce odsetek osób szczepiących się przeciw grypie jest dramatycznie niski - to mniej niż 5 proc. populacji" - podkreślają naukowcy.
Zwracają też uwagę, że w grupie badanych osób, które przyjęły wcześniej jednodawkową szczepionkę Johnson&Johnson, zdecydowana większość (aż 65 proc.) nie była zainteresowana dawką przypominającą.
"To nas zaskoczyło. Być może część z tych osób zaszczepiła się tylko po to, by szybciej i prościej uzyskać certyfikat szczepień i dostęp do większych swobód - a nie z powodu rozumienia kompleksowości pandemii COVID-19. W obliczu bardziej zakaźnego wariantu delta powinniśmy tym osobom uświadamiać, że dawka przypominająca może korzystnie wpływać na ich poziom ochrony przed zakażeniem i jego konsekwencjami" - komentuje prof. Rzymski.
Naukowcy chcieli też ustalić, czy respondenci mają określone preferencje dotyczące producenta szczepionki, która miałaby stanowić dawkę przypominającą. "Większość osób postawiła na szczepionki mRNA, ze wskazaniem na tą produkcji BioNTech/Pfizer. Wśród osób zaszczepionych wcześniej preparatem AstraZeneca jedynie 9 proc. deklarowała chęć doszczepienia się właśnie nią, a 40 proc. wyraźnie wskazywała na szczepionki mRNA" - relacjonuje prof. Rzymski.
Przypomniał on już wcześniej prowadzone przez zespół badania, które wskazywały, że to preparaty opracowane w oparciu o platformę mRNA cieszą się obecnie największym zaufaniem w Polsce. "Choć w szczepionkach wektorowych drzemie duży potencjał - to nie da się ukryć, że na negatywny stosunek do nich wpłynęły medialne i działające na wyobraźnię doniesienia o rzadkich zdarzeniach zakrzepowo-zatorowych. Chcąc podawać dawki przypominające, musimy natomiast optymalizować poczucie bezpieczeństwa wśród szczepionych osób" - skomentował. (PAP)
io/