Dmowska-Andrzejuk: jesteśmy gotowi na proces powrotu sportu do normalności

2020-04-13 12:46 aktualizacja: 2020-04-13, 12:50
Minister Sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk. Fot. PAP/Rafał Guz
Minister Sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk. Fot. PAP/Rafał Guz
"Jesteśmy gotowi na proces powrotu sportu do normalności. Czekamy tylko na zielone światło" - przyznała w wywiadzie dla PAP minister Danuta Dmowska-Andrzejuk, która uspokaja, że mimo kryzysu zawodnicy szykujący się do igrzysk nie muszą się martwić o środki na przygotowania.

Polska Agencja Prasowa: Mija miesiąc od kiedy świat sportu zamarł z powodu pandemii koronawirusa. Czy to był najtrudniejszy okres pani urzędowania?

Danuta Dmowska-Andrzejuk: Bez wątpienia, bo sytuacja, z którą musieliśmy się zmierzyć, była bezprecedensowa. Gdy 10 marca na spotkaniu z prezesami związków sportowych rekomendowałam odwołanie imprez oraz rezygnację z wyjazdów i startów zagranicznych, nie spodziewałam się ani ja, ani nikt z uczestników tej narady, że sprawy przybiorą taki obrót, choć doniesienia z zachodu Europy były niepokojące. Ten miesiąc wszystko zmienił i okazał się bardzo trudny. Trudny i pełen wyzwań dla mnie, dla całego resortu, ale przede wszystkim dla sportowców, którzy musieli przerwać treningi, przygotowania, zgrupowania, nie mogą uczestniczyć w zawodach, które zresztą się nie odbywają. Wszyscy musieliśmy się zmierzyć z całkiem nową rzeczywistością.

PAP: Sportowy kalendarz nie tylko się zatrzymał, ale i zmienił. Dwie najważniejsze imprezy tego roku - piłkarskie mistrzostwa Europy i igrzyska olimpijskie - zostały przesunięte na 2021 rok.

D.D-A.: Z naszego punktu widzenia kluczowe jest przełożenie igrzysk. Ta decyzja MKOl, podjęta chyba z pewnym opóźnieniem, najbardziej wpływa na świat sportu. My reagowaliśmy na bieżąco, bo już w pierwszej przygotowanej przez rząd tzw. tarczy antykryzysowej pojawiły się zapisy na wypadek rozegrania igrzysk w pierwotnym terminie bądź jesienią tego roku. W drugiej specustawie już odnieśliśmy się do nowej daty igrzysk, m.in. dopuszczając możliwość przedłużenia kadencji władz związków sportowych. To ma zapewnić ciągłość pracy, kontynuację przygotowań do najważniejszej imprezy - tym razem wyjątkowo - pięciolecia. Wynikająca z ustawy o dwukadencyjności władz zmiana kierownictwa wielu związków dyscyplin olimpijskich mogłaby skutkować chaosem czy dodatkowymi komplikacjami w przygotowaniach, czego staramy się uniknąć. Po naszej stronie jest finansowanie, ale to związki odpowiadają za logistykę, organizację, planowanie i realizację przygotowań.

PAP: Czy w związkach, które skorzystają z tej możliwości, kolejna kadencja władz będzie trzyletnia?

D.D-A.: Nie, bo zgodnie z ustawą o sporcie kadencja władz związków sportowych jest czteroletnia. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by same federacje skróciły kadencje władz do trzech lat. Jeśli nie, to do wyborów będzie mogło dojść np. już na początku 2025 roku, czyli kilka miesięcy po kolejnych igrzyskach. Nie sądzę, by to był jakiś problem.

PAP: Oprócz niepewności, kiedy skończy się epidemia, zawodnikom najbardziej doskwierają chyba obawy co do dalszego finansowania sportu, w tym ich przygotowań do igrzysk...

D.D-A.: Pierwszym krokiem było zabezpieczenie możliwości przedłużenia okresu wypłacania stypendium, gdyby imprezy mistrzowskie, w oparciu o wyniki których nabywa się prawo do tego świadczenia, w tym roku się nie odbyły. Taki zapis w ustawie antykryzysowej był dla ministerstwa priorytetem i spotkał się z pełną akceptacją premiera Morawieckiego. Poza tym jestem przekonana, że - podobnie jak w tym roku - środków na przygotowania kadry olimpijskiej nie zabraknie. Co więcej, pomocą otoczymy większą grupę sportowców, gdyż ze względu na przełożenie igrzysk w niektórych dyscyplinach zmieni się system kwalifikacji i ci, którzy teraz mieli już nikłe szanse na wyjazd do Tokio, mogą zyskać nowe możliwości. Czas jest trudny, ale mam nadzieję, że nic złego się w tej kwestii nie wydarzy.

PAP: Wielu czołowych sportowców jest objętych opieką spółek skarbu państwa. Czy ta forma sponsoringu nie jest zagrożona w dobie kryzysu gospodarczego?

D.D-A.: Wszystkie spółki podtrzymują wcześniejsze zapewnienia o wspieraniu naszych najwybitniejszych sportowców. Niektóre, jak PKN Orlen, uczyniły to już oficjalnie. Nie wszystkie umowy zostały podpisane czy przedłużone, bo póki co nie czas na to, ale nie słyszałam, by któraś z firm chciała się wycofać. Do igrzysk w Tokio zapewne nic się nie zmieni, bo sukces w nich był i jest naszym wspólnym celem.

PAP: Czy ministerstwo jest przygotowane na decyzję o wznowieniu wszelkiej aktywności sportowej?

D.D-A.: Jesteśmy gotowi na proces powrotu sportu do normalności, mamy plan, wszystko jest szczegółowo rozpisane. Czekamy tylko na zielone światło od ministra zdrowia, bo jego opinia jest kluczowa. Chcielibyśmy do tego wykorzystać obiekty Centralnego Ośrodka Sportu (COS), które obecnie są zamknięte. Do nich moglibyśmy stopniowo wysyłać niewielkie grupy sportowców, którzy przy zachowaniu wszelkich zasad bezpieczeństwa rozpoczęliby treningi. 

- Ośrodki musiałyby być na swój sposób zamknięte, bo pewnego rodzaju sportowej kwarantannie musieliby się poddać nie tylko zawodnicy, ale i szkoleniowcy, a także obsługa obiektów, bo bez tych ludzi trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek działanie. Myślę, że np. wszystkie pokoje zyskałyby status jednoosobowych, korzystanie z hal, siłowni czy basenów, które po każdych zajęciach byłyby dezynfekowane, odbywałoby się jedynie w małych grupach. Oczywiście niezbędne byłoby zachowanie wszelkich możliwych przepisów higienicznych, a wskazane byłyby też możliwie częste badania pod kątem koronawirusa. Dlatego udział w rozpoczęciu szkolenia wzięliby też zapewne specjaliści z Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej (COMS) i Instytutu Sportu. To byłaby skomplikowana operacja, ale chcielibyśmy, by nasi potencjalni olimpijczycy możliwie szybko mogli wznowić treningi.

PAP: Na razie jednak sportowcom pozostają zajęcia w domach, ogrodach, garażach i gdzie kto tylko może...

D.D-A.: Jestem pełna podziwu, jak sobie radzą w tych okolicznościach, jak wykorzystują wszelkie możliwości, jak odpowiednio reagują. Podoba mi się, że niektórzy wykorzystali ten czas na zabiegi medyczne czy rehabilitacyjne, które w reżimie startowym często są odkładane na bliżej nieokreśloną przyszłość, inni na trening mentalny czy pracę z psychologiem, a jeszcze inni np. na analizę swoich walk, meczów, rywali czy współpracę z fizjoterapeutami, na zajęcia wzmacniające, stabilizujące, itp. Z własnego doświadczenia wiem, że zazwyczaj czasu na taki trening brakuje, a teraz jest go nawet w nadmiarze. Dlatego wyszliśmy naprzeciw takim działaniom i w zaistniałej sytuacji bardziej elastycznie rozliczamy związkom sportowym wszelkie dotacje finansowe na akcje szkoleniowe. Ten okres przypomina trochę czas kontuzji czy rehabilitacji. A ten - pod warunkiem, że dobrze spożytkowany - sprawia, że zawodowcy potrafią się szybko podnieść i często wracają mocniejsi, bardziej zmotywowani, złaknieni rywalizacji.

PAP: A efekty długofalowe pandemii? Nie boi się pani, że trudniej będzie zachęcać dzieci do treningów w grupie, łączących się z bezpośrednim kontaktem z kolegą czy rywalem w obawie przed zakażeniem koronawirusem?

D.D-A.: Wszyscy się chyba zastanawiają, które z obaw związanych z obecną pandemią w nas pozostaną. Ja mam jednak nadzieję, że sport będzie jedną z tych form aktywności, które będą pozwalać stawiać czoła wszelkim lękom. Sport rozumiany jako tężyzna fizyczna, zdrowy styl życia będzie jeszcze bardziej niż dotychczas źródłem siły w walce z wszelkimi chorobami. Przykłady pokazują, że nieliczni sportowcy, których dopadł koronawirus, przeszli przez niego w miarę bezboleśnie, a ich wytrenowane organizmy szybko sobie z nim poradziły. Dzięki sportowi wszyscy możemy być lepiej przygotowani na podobne zagrożenia i mieć więcej siły do walki z nimi.

PAP: Pod takimi słowami zapewne chętnie podpisałby się minister zdrowia...

D.D-A.: Z panem profesorem Szumowskim los zetknął mnie dużo wcześniej niż spotkaliśmy się w rządzie. Jeszcze w trakcie kariery sportowej miałam problemy z sercem i dwukrotnie musiałam się poddać zabiegowi ablacji. Oba przeprowadził właśnie obecny minister zdrowia, stąd jestem przekonana o jego wielkiej przychylności dla sportu i sportowców, choć teraz z wielką wytrwałością dba o zdrowie wszystkich Polaków.

PAP: Skoro interesuje się sportem i ma taki dobry wpływ na wszystkich, to może w formie rekompensaty za wszystkie nieprzespane noce i wysiłki w walce z koronawirusem zabrać pana ministra na igrzyska do Tokio?

D.D-A.: Jeśli wszystko się potoczy zgodnie z naszymi nadziejami i epidemia się skończy, to wydaje mi się, że choć krótki wyjazd do Tokio byłby fajnym przerywnikiem i przygodą dla pana profesora. A i nasi sportowcy czuliby się bezpieczniej mając przy sobie takiego fachowca.

Rozmawiał: Paweł Puchalski (PAP)

pp/ giel/