Odnosząc się do wizyt premiera Viktora Orbana w Kijowie i Olafa Scholza w Warszawie, ekspert zaznaczył, że oba spotkania są ważne dla sytuacji w Europie.
"Mamy nadzieję, że spotkanie Orbana z Zełenskim w Kijowie będzie pierwszym krokiem w kierunku zmiany negatywnego nastawienia węgierskiego establishmentu wobec Ukrainy i że półroczny okres prezydencji Węgier w Radzie UE, który rozpoczął się w poniedziałek, nie przyniesie Ukrainie problemów nie do pokonania" – powiedział Umland.
"Premier Węgier już powiedział, że chce zawrzeć umowę o stosunkach dwustronnych. Jednak czas pokaże, jak te wzajemne stosunki faktycznie będą się rozwijać" - ocenił. Jak dodał, wygląda na to, że najbliższych sześć miesięcy będzie bardzo trudnych dla Ukrainy, zarówno w wymiarze wewnętrznym - społecznym i gospodarczym - jak i w relacjach z partnerami, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi.
"Jeśli chodzi o początek jakiegoś ruchu w kierunku pokoju, o którym dzień wcześniej wspominał węgierski premier, uważam, że takie rozmowy są nieodpowiednie. Nie warto mówić o przygotowaniu i implementacji żadnych planów pokojowych z udziałem strony rosyjskiej do czasu zmiany reżimu w Rosji" - skomentował niemiecki politolog.
Umland stwierdził, że o losie Ukrainy nadal będą decydować walki na jej terytorium oraz przesuwanie się linii frontu w jednym lub drugim kierunku. To właśnie ten czynnik będzie miał znaczenie przed rozpoczęciem prawdziwych negocjacji.
Według analityka Sztokholmskiego Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich, spotkanie Tuska i Scholza jest bardziej naturalnym wydarzeniem, jakiego można było spodziewać się od jakiegoś czasu. Wizyta ta świadczy o ociepleniu stosunków między Berlinem a Warszawą, co znajduje odzwierciedlenie nie tylko w symbolicznych, ale znaczących gestach, takich jak obietnica wsparcia na rzecz osób ocalałych z okupacji i ponowne uznanie swojej historycznej odpowiedzialności za II wojnę światową, ale także we wzajemnie korzystnych umowach dotyczących bezpieczeństwa. Jeszcze przed rozmowami między Tuskiem a Scholzem, obserwatorzy zauważyli, że Warszawa była zainteresowana otrzymaniem europejskich funduszy na wzmocnienie zewnętrznej granicy Polski, podczas gdy Berlin i Bruksela wolałyby widzieć zaangażowanie kraju w programie Sky Shield.
Pomimo słów poparcia dla integracji Ukrainy do UE i gwarancji dalszego wsparcia ze strony Niemiec, Umland uważa, że jest mało prawdopodobne, aby Berlin znacząco zwiększył poziom wojskowego wsparcia dla objętego wojną kraju.
Według niego, pomimo dużych kwot udzielonej pomocy, niemiecka pomoc pozostaje niewielka w stosunku do produktu krajowego brutto.
"W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii czy Francji, gdzie retoryka i częściowo działania są bardziej stanowcze, bierność Scholza obecnie jest całkowicie zgodna z oczekiwaniami niemieckiej opinii publicznej, ponieważ niedostarczanie Ukrainie tak potrzebnej broni spowodowane lękiem Niemców przed możliwością zaangażowania ich kraju w konflikt zbrojny” - powiedział.
Ocenił, że dopóki Scholz jest u władzy, Ukraina raczej nie otrzyma pocisków Taurus.
"A więc dopóki ta sytuacja będzie się utrzymywać, stosunek do Berlina ze strony nie tylko Ukraińców, ale także sojuszników w NATO - Polaków, Bałtów, Duńczyków i Szwedów - pod tym względem pozostanie raczej ambiwalentny" - wskazał.
"Można natomiast mieć nadzieję, że wizyta kanclerza Niemiec będzie pożyteczna nie tylko dla dwustronnej współpracy polsko-niemieckiej, ale także pozytywnie wpłynie na współpracę w ramach Trójkąta Weimarskiego, który po przerwie wreszcie zacznie działać na pełnych obrotach. Pozwoliłoby to skoordynować wysiłki trzech państw Polski, Niemiec i Francji na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa w Europie w ramach UE i NATO, co jest ważne, biorąc pod uwagę, że USA są obecnie pochłonięte wyścigiem wyborczym" — podkreślił Andreas Umland.
Odpowiadając na pytanie o to, jak współpraca w formacie Trójkąta Weimarskiego i wsparcie dla Ukrainy udzielane przez Francję może się zmienić w świetle sukcesu Zjednoczenia Narodowego w pierwszej turze wyborów we Francji, Umland powiedział, że komponent bezpieczeństwa dla Europy Środkowej raczej nie ulegnie znaczącej zmianie.
"Prawdopodobnie nie powinniśmy oczekiwać dużych zmian we wsparciu Francji dla Ukrainy. Po pierwsze, Macron pozostanie na stanowisku do 2027 roku. Po drugie, Marine Le Pen od pewnego czasu zmieniła swoją retorykę, potępiła rosyjską agresję i przynajmniej deklaratywnie zdystansowała się od Rosji. Dlatego nie przewiduję zbyt drastycznych zmian we francuskiej polityce zagranicznej" - zauważył ekspert.
"Oczywiście nie powinniśmy spodziewać się tak otwarcie proukraińskiego kursu, jak to ma miejsce w przypadku prawicowego włoskiego rządu kierowanego przez Giorgię Meloni, ale pewne wsparcie nadal pozostanie" - dodał.
Według Umlanda, pomimo faktu, że w Parlamencie Europejskim powstaje nowa prawicowo-populistyczna grupa z udziałem węgierskiego Fideszu, Austriackiej Partii Wolności (FPOe) Herberta Kickla, partii ANO Andreja Babiša i portugalskiej prawicy, nie powinniśmy oczekiwać, że Parlament Europejski przestanie być w jakimś stopniu proukraiński.
Zdaniem eksperta, większość posłów wyznaje wyraźnie stanowisko popierające Ukrainę, a powstająca frakcja będzie już trzecią prawicowo-populistyczną siłą w Parlamencie Europejskim. "Interesujące jest to, jakie będą relacje między tymi wszystkimi prawicowcami, zwłaszcza jeśli przedstawiciele AfD, których nie jest tak mało, dołączą do bloku Orbana. W takich okolicznościach nie będzie można ich ignorować" - dodał ekspert - "ale poza tym nie postrzegam pojawienia się tego klubu w Parlamencie Europejskim jako powodu do radykalnej zmiany w krajobrazie politycznym Starego Kontynentu".
Andreas Umland jest niemieckim politologiem, analitykiem w Sztokholmskim Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich (SCEEUS) przy Szwedzkim Instytucie Spraw Międzynarodowych (UI). (PAP)
Autor: Ihor Usatenko
iua/