Skazany za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, ma też zapłacić pokrzywdzonemu 25 tys. zł nawiązki.
Przestępstwo miało miejsce rok temu, podczas spożywania alkoholu w większym gronie. Pierwsze informacje, które policja dostała od ratowników medycznych, którzy rannego zabrali do szpitala, mówiły o wypadku podczas prac przy domu i samookaleczeniu. Kilka dni później okazało się, że 54-latek stracił paliczki trzech palców lewej ręki w zupełnie inny sposób; zatrzymany został jego 33-letni wówczas znajomy, a siekierę udało się odnaleźć w rzece.
Z ustaleń śledztwa wynika, że podczas wspólnego spożywania alkoholu późniejsza ofiara - bez zgody 33-latka - miała sięgać po piwo. Kiedy, mimo ostrzeżeń by tego nie robił, chciał się go napić, otrzymał uderzenie siekierą w lewą dłoń.
Sąd Okręgowy w Łomży uznał oskarżonego za winnego dokonanej w ten sposób amputacji paliczków trzech palców, które to obrażenia stanowią trwałe, istotne zniekształcenie i zeszpecenie ciała. Nieprawomocnie skazał go na 3,5 roku więzienia.
Apelację złożył obrońca. Chciał kary łagodniejszej - roku więzienia; zwracał uwagę na okoliczności łagodzące, mówił, że między sprawcą i ofiarą doszło do pojednania, a sprawca nie był wcześniej karany.
"Oczywiście alkohol nie jest okolicznością łagodzącą (...), ale to miał być żart. Żart może niewybredny i tragiczny, bo nastąpił znaczny uszczerbek na zdrowiu" - mówił w mowie końcowej mec. Leszek Werpachowski.
Prok. Bogusław Dereszewski z Prokuratury Rejonowej w Grajewie chciał oddalenia apelacji i utrzymania wyroku. W jego ocenie, nie był to żart czy jedynie próba nastraszenia. Zwracał uwagę, że sprawca użył niebezpiecznego narzędzia - siekiery, a wcześniej groził znajomemu, że "jeżeli będzie dalej sięgał po piwo, to zostanie mu odrąbana ręka". Prokurator mówił też, że nie doszło do pojednania, choć przed sądem w Łomży padły słowa przeprosin.
Sąd Apelacyjny w Białymstoku wyrok utrzymał. "Cała sytuacja nie ma cech nieszczęśliwej zabawy. To nie była zabawa, rozrywka czy głupi żart" - mówił w uzasadnieniu przewodniczący składu orzekającego, sędzia Grzegorz Skrodzki. Podkreślał, że była to sytuacja, w której zachowanie późniejszej ofiary nie spotkało się z akceptacją oskarżonego, który - jak mówił sędzia - "lojalnie go uprzedził, żeby ten po to piwo nie sięgał".
"Panowie nie bawili się, kto zdąży uciec przed siekierą, tylko po prostu jeden drugiemu, w pewien specyficzny sposób, wymierzył sprawiedliwość za to, że tamten się go nie słuchał i sięgał po piwo, które nie stanowiło jego własności, czy też po które nie powinien sięgać" - mówił sędzia.
Sąd nie zgodził się z argumentacją obrony, że skoro uczestnicy imprezy byli nietrzeźwi, więc trudno mówić o świadomym działaniu.
"Gdyby iść tokiem takiego rozumowania, to można byłoby powiedzieć, że wszystkie przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, które niestety często są dokonywane pod wpływem alkoholu, należałoby traktować w sposób ulgowy lub nadzwyczajnie łagodzić karę, bo zazwyczaj istotna część sprawców jest pod znaczącym wpływem alkoholu" - dodał sędzia Skrodzki. Podkreślał, że spożycie alkoholu to okoliczność obciążająca.
Odnosząc się do wysokości kary sąd odwoławczy zwrócił uwagę, że 3,5 roku więzienia to kara zbliżona do najniższej, przewidzianej za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Wyrok jest prawomocny.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
jc/