"Obserwujemy operę mydlaną". Ekspert o sytuacji w małopolskim sejmiku

2024-07-02 14:41 aktualizacja: 2024-07-02, 17:07
Poseł PiS Łukasz Kmita, fot. PAP/Łukasz Gągulski
Poseł PiS Łukasz Kmita, fot. PAP/Łukasz Gągulski
Sytuacja w małopolskim sejmiku jest dużym kłopotem wizerunkowym dla Prawa i Sprawiedliwości i można ją już przyrównać do opery mydlanej – ocenił w rozmowie z PAP politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie dr Łukasz Stach.

We wtorek wieczorem ma nastąpić piąta próba wyboru włodarza województwa. Poseł PiS Łukasz Kmita od maja czterokrotnie nie został wybrany na marszałka Małopolski. Kmita w poniedziałek potwierdził dziennikarzom, że będzie po raz kolejny kandydatem.

„Obserwujemy swego rodzaju operę mydlaną pt. 'Wybór pana Łukasza Kmity na stanowisko marszałka województwa małopolskiego'” – powiedział dr Łukasz Stach.

Jego zdaniem teoretycznie do sytuacji, jaką obserwujemy w Małopolsce, nie powinno dojść, ponieważ Prawo i Sprawiedliwość dysponuje stabilną większością w sejmiku. Na 39 mandatów ma 21, podczas gdy Koalicja Obywatelska - 12 mandatów, a Trzecia Droga – sześć.

Jak zwrócił uwagę politolog, spór w Małopolsce ma charakter personalno-frakcyjny, ale chodzi także o autonomię struktur lokalnych względem władz centralnych. Spór ten nie jest też już – jak zauważył – tylko lokalny, a zaczyna mieć wydźwięk ogólnopolski.

„Pojawiają się doniesienia o istniejących frakcjach w PiS. To zjawisko typowe dla polityki, ale w tym momencie jest dużym kłopotem wizerunkowym dla Prawa i Sprawiedliwości” – powiedział dr Stach i dodał, że ugrupowanie postrzegane jako partia scentralizowana, wodzowska, teraz jawi się jako wewnętrznie skłócona.

Mówiąc o kwestii autonomiczności regionalnych struktury PiS, zwrócił uwagę, że „nikt nie ukrywa”, że Łukasz Kmita jest kandydatem Jarosława Kaczyńskiego, a „działacze lokalni zapewne nieco inaczej wyobrażają sobie układ sił w Małopolsce, niż to proponuje im centrala”.

Zdaniem eksperta z UJ rozwiązanie sporu w sejmiku jest proste - PiS powinien osiągnąć porozumienie i wystawić kandydata, który uzyska akceptację wszystkich radnych PiS. Według niego obecnie scenariusz, w którym kandydat Koalicji 15 października zostałby wybrany na marszałka, jest trudny do wyobrażenia, ale ostatnie głosowania pokazują, że nie jest niemożliwy. W poniedziałek kandydatowi opozycji wojewodzie Krzysztofowi Janowi Klęczarowi zabrakło jednego głosu, by zdobyć urząd marszałka.

Zgodnie z przepisami, jeżeli radni nie wybiorą marszałka do trzech miesięcy od dnia ogłoszenia wyników wyborów samorządowych, czyli do 9 lipca, to wybory muszą zostać powtórzone.

„Możemy być pewni, że przy takich wyborach frekwencja będzie śmiesznie niska, co oznacza, że jakakolwiek legitymacja dla rządzących będzie równie niska. Przy bardzo niskiej frekwencji wynik wyborów będzie loterią” – ocenił Stach, podkreślając, że kolejne wybory mogą oznaczać dla PiS utratę samodzielnej większości w małopolskim sejmiku.

Aby objąć urząd marszałka Małopolski potrzeba głosów co najmniej 20 radnych. Były wojewoda Łukasz Kmita rekomendowany przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na sesjach 6 maja otrzymał 17 głosów poparcia, 19 czerwca – 13 głosów. Na poniedziałkowej sesji 1 lipca opozycja po raz pierwszy zgłosiła kontrkandydata – wojewodę Krzysztofa Jana Klęczara (PSL). Tego dnia głosowanie odbyło się dwukrotnie. Podczas obu Klęczar zdobył większe poparcie niż Kmita – w pierwszym głosowaniu uzyskał 18 głosów, w drugim 19, podczas gdy Kmita w pierwszym 14, w drugim – 16.

Według nieoficjalnych informacji na Kmitę nie chcą głosować samorządowcy skupieni wokół obecnego marszałka Witolda Kozłowskiego, a szerzej byłej premier Beaty Szydło i posła Andrzeja Adamczyka.

Po 6 maja centralne władze partii zdecydowały o powołaniu Kmity na przewodniczącego małopolskich struktury w miejsce Andrzeja Adamczyka. Ostatnią sesję (1 lipca) sejmiku poprzedziło zawieszenie dyrektora kancelarii tego sejmiku Michała Ciechowskiego w prawach członka PiS. (PAP)

Autor: Beata Kołodziej

jos/