29 grudnia do katalogu platformy Netflix trafił serial "Berlin", który jest prequelem słynnego "Domu z papieru". Prequelem specyficznym, bo jego akcja skupiona jest na jednym bohaterze słynnej produkcji - tytułowym Berlinie właśnie. Akcja rozgrywa się w domu aukcyjnym w stolicy Francji. Berlin, wraz z członkami swojego gangu chce tu ukraść klejnoty warte 44 mln euro. Do działania popycha go adrenalina, geniusz, zuchwałość, ambicja i potrzeba udowodnienia, że jest najlepszym i nieuchwytnym złodziejem. Jeszcze nie wie o swojej chorobie, żyje pełnią życia, nieświadomy tego, że jego przyszłość rysuje się w mrocznych barwach. Między innymi z tego powodu serial "Berlin" wyraźnie różni się od "Domu z papieru". O tych różnicach opowiedział odtwórca tej roli w obu serialach, Pedro Alonso.
W rozmowie z “CNN” hiszpański aktor wyznał, że fani powinni podejść do nowej produkcji z otwartą głową, bo nie powiela ona klimatu z “Domu z papieru”. “Szanujemy to, co dał nam "Dom z papieru", ale potem odpuszczamy to. Nowy ton jest bardziej komediowy, bardziej romantyczny, w jego DNA jest coś lżejszego” - zapowiedział. I dodał, że ważną częścią fabuły będzie wątek miłosny. W “Domu z papieru” był on jedynie subtelnie zarysowany w retrospekcjach Profesora. W serialu “Berlin” stanie się ważną częścią historii i zapewne genialnego planu kradzieży. “Wyobraźcie sobie Berlina w komedii romantycznej” - zażartował Alonso.
Sam aktor jest przekonany, że dla widzów będzie to ciekawe spotkanie, bo grany przez niego bohater niejednokrotnie ich zaskoczy.
“Za każdym razem, gdy musiałem wcielić się w tę postać, naprawdę czułem się, jakbym grał w innym filmie. To rola pełna treści i bogactwa. Minęło siedem lat i znowu jestem z wami. Na tym polega siła Netfliksa, potrafi przywracać zmarłych do życia” - dodał Alonso. (PAP Life)
ep/