Oficer: kiedy zakładam mundur, to poniekąd staję się innym człowiekiem [WYWIAD]

2024-08-01 08:55 aktualizacja: 2024-08-02, 14:58
Kiedy zakładam mundur, to poniekąd staję się innym człowiekiem. Całkiem inaczej funkcjonuję, nic nie drapie, nie swędzi, nie potrzebuję z nogi na nogę przestąpić – przełącza się jakiś guzik - powiedział PAP mjr Grzegorz Kudyk, szef sekcji wychowawczej Pułku Reprezentacyjnego Wojska Polskiego.

PAP: Od kiedy w wojsku są żołnierze używani głównie do reprezentacji?

Major Grzegorz Kudyk: Już w średniowieczu w okresie panowania pierwszych Piastów podczas wizyt znaczniejszych gości, funkcje wojskowej asysty honorowej pełnili woje drużyny książęcej, wraz z rozwojem państwowości rolę taką spełniali kolejno rycerze chorągwi nadwornych, a następnie gwardia królewska.

PAP: A po co takie, jak niektórzy mówią, malowane wojsko?

G.K.: Pułk reprezentacyjny został sformowany na mocy decyzji ministra obrony narodowej, a po drugie nie jest to jedynie malowane wojsko, bo ci żołnierze nie tylko muszą ładnie wyglądać, reprezentować nasze siły zbrojne i towarzyszyć prezydentowi, pełnić wartę przy Grobie Nieznanego Żołnierza, ale umieją posługiwać się bronią i walczyć na polu walki, nie odstają w żaden sposób od żołnierzy pozostałych jednostek polskich sił zbrojnych. Pułk składa się z trzech kompanii reprezentacyjnych, w skład jednej wchodzi pluton salutowy, orkiestry reprezentacyjnej, szwadronu kawalerii oraz sztab.

PAP: Kto może służyć w Pułku Reprezentacyjnym Wojska Polskiego?

G.K.: Każdy, po spełnieniu kilku warunków. Przede wszystkim wzrost: od 1,78 do 1,93 m, preferowany wiek do 28 lat w dniu wcielenia, później można służyć do wieku określonego w ustawie dla danego korpusu osobowego, proporcjonalna budowa ciała, dobra kondycja fizyczna, odpowiednia koordynacja ruchowa, „trzeba słyszeć muzykę”, wysoka kultura osobista i niekaralność.

PAP: A co z kwestią aparycji, zwracacie uwagę, czy ktoś ma ładną buzię?

G.K.: Aparycja to jest kwestia gustu, więc jeżeli żołnierz przejdzie przez komisję lekarską, to oznacza, że się nadaje do pododdziałów reprezentacyjnych.

PAP: Wiem, że kiedyś nie przyjmowaliście rudych.

G.K.: Pewnie to jest jakaś plotka, są rudzi żołnierze. Ja służę od dwudziestu lat, w tym okresie zawsze byli, zapraszamy wszystkich, także rudych.

PAP: Rude także?

G.K.: Pierwsza kobieta w waszym pułku pojawiła się w 2005 roku, ale to była pani oficer, później mieliśmy dwie pani oficer po drodze, a pierwsza kobieta w korpusie szeregowych znalazła się 10 lat temu. Dziś jest 12 kobiet w korpusie szeregowych w kompaniach reprezentacyjnych i uważam, że świetnie dają sobie radę na swoich stanowiskach służbowych.

PAP: Kiedy rozmawiamy trenujecie przed uroczystościami upamiętniającymi 80. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, ale chciałabym wiedzieć na czym, na co dzień, polega wasza praca.

G.K.: Głównym zdaniem pułku jest reprezentowanie sił zbrojnych w kraju i za granicą - zabezpieczanie uroczystości, udział w upamiętnianiu ważnych wydarzeń historycznych, towarzyszenie prezydentowi i ministrowi obrony, kiedy ci podejmują głowy innych państw, szefów rządów, szefów sztabów generalnych. Jesteśmy wizytówką polskiej armii. Jesteśmy jedyną jednostką reprezentacyjną w siłach zbrojnych RP.

PAP: Jak wygląda takie powitanie? Powiedzmy, że przyjeżdża prezydent Stanów Zjednoczonych, a pan miał okazję dwa razy składać meldunek Joe Bidenowi.

G.K.: Trzeba żołnierzy dobrze do tego przygotować, zgrać, przetrenować cały ceremoniał, który jest określony w ceremoniale wojskowym sił zbrojnych RP. Te przygotowania trwają kilka dni po około dwóch godzin na placu - chodzi o to, żeby każdy żołnierz miał utrwalony przebieg uroczystości i nabrał pewności siebie, że jest dobrze przygotowany do wykonania zadania. Po przybyciu przywódcy państwowego na dziedziniec Pałacu Prezydenckiego, kompania honorowa oddaje honory. Wojsko prezentuje broń za pomocą kilku chwytów - na ramię broń, prezentuj broń, itp. Pan prezydent wysiada z samochodu, odgrywane są hymny i dowódca kompanii reprezentacyjnej składa meldunek: Panie prezydencie, dowódca kompanii reprezentacyjnej kapitan Kudyk melduje Kompanię Reprezentacyjną Wojska Polskiego do powitania.

To trzeba powiedzieć stanowczo i dość głośno. I po meldunku następuje przegląd wojska przez obydwu prezydentów. Przechodzą wzdłuż szyku, wracają, zatrzymują się pośrodku. Prezydent zaproszonego państwa wita się z wojskiem albo w swoim ojczystym języku, albo nauczy się po polsku powiedzieć „czołem, żołnierze”, a my odpowiadamy „czołem panie prezydencie”, a w przypadku innych dostojnych gości to może być czołem wasza książęca mość albo czołem wasza świątobliwość. A co ciekawe, przy powitaniach z zagranicznymi gośćmi żołnierze witają się na tak zwaną czapkę dowódcy kompanii. Polega to na tym, że kiedy przywódca zaproszonego państwa skończy swoje powitanie, dowódca pochyla głowę do dołu i podnosi energicznie w górę – to sygnał, żebyśmy my zaczęli swoje „czołem panie prezydencie”. Chodzi o to, żeby było równo, jednolicie, bez pomyłki i donośnie.

PAP: Jakie macie mundury?

G.K.: Mamy trzy rodzaje mundurowania: wojsk lądowych, sił powietrznych i marynarki wojennej, w nich występujemy na uroczystościach - „w trzech kolorach”, jak się u nas mówi. To są nasze mundury służbowe, tylko do zabezpieczania uroczystości. Na co dzień poruszamy się w mundurach polowych, w nich także prowadzimy treningi.

PAP: A te mundury są z przydziału czy szyte na miarę?

G.K.: Dla korpusu szeregowych są to mundury z przydziału, które są później dopasowywane do sylwetki żołnierza przez panie krawcowe, żołnierze mają specjalne buty "opinacze", które są podkute, żeby było nas słychać, gwoździ jest po 32 w każdym bucie.

PAP: Wiadomo, że żołnierze waszego pułku muszą nienagannie wyglądać, sami dbacie o swoje mundury i koszule? Pierzecie je i prasujecie?

G.K.: Oddajemy je do pralni, wracają do nas wyprasowane i pachnące, eleganckie. Natomiast jeżeli mundur nie wymaga prania, każdy żołnierz musi umieć wyprasować marynarkę i spodnie, jest tego uczony od pierwszych dni służby, ułatwia im to specjalistyczny sprzęt, który posiadamy, żołnierze również sami przygotowują buty do uroczystości, "podkuwają" gwoździe na specjalnych stanowiskach, pastują je, a raczej „kręcą” wacikiem, na który jest nałożona pasta. To jest dość czasochłonne, ale idąc z duchem czasu jesteśmy w trakcie pozyskiwania butów lakierowanych.

PAP: Ile czasu panu zajmuje wyprasowanie munduru?

G.K.: Kilka minut. Po dwudziestu latach służby z zamkniętymi oczami potrafię mundur sobie przygotować.

PAP: Na razie mam same powody do zazdrości, ale o waszej służbie krążą legendy, że jest bardzo ciężka, a biedni żołnierze godzinami trenują maszerowanie i rujnują sobie stawy, kręgosłupy im pękają. Ile jest prawdy w tych opowieściach?

G.K.: Myślę, że przed 2005 rokiem, kiedy była służba zasadnicza, tych treningów było naprawdę dużo, ponieważ tak był skonstruowany program szkolenia. Odkąd mamy armię zawodową na placu musztry spędza się dwie godziny lekcyjne i to nie codziennie, w zależności od tego, jakie mamy zadania do wykonania. Poza tym są zajęcia w-f, strzelanie.

Dzień jest wypełniony różnymi zajęciami i nie polega na tym, że się cały czas „tupie”. Poza tym musztra nie jest nudna, nie chodzimy w kółko, tylko przygotowujemy się do konkretnych uroczystości, kadra pułku zawsze jest dobrze przygotowana do prowadzenia zajęć i na zajęcia na placu musztry idzie się z uśmiechem na twarzy. Możecie mi wierzyć - musztrą można się świetnie bawić, a później mieć poczucie, że jest się dobrze wyszkolonym żołnierzem.

Oczywiście na początku musztry jest więcej, bo każdy się musi nauczyć karabinka, poczuć go, nauczyć się chwytu, całego ceremoniału wojskowego, ale po kilku miesiącach, jak żołnierz opanował te umiejętności, to ma dwa razy po 45 minut musztry dziennie.

PAP: Natomiast chyba nie jest łatwo stać bez ruchu na warcie przy Grobie Nieznanego Żołnierza, zwłaszcza przy ekstremalnych warunkach pogodowych.

G.K.: Jeden posterunek, czyli dwóch żołnierzy, stoi tylko przez godzinę, potem następuje zmiana warty. W zimie mamy dla żołnierzy nagrzewnicę, a jak temperatury spadają poniżej zera, to żołnierz stoi na ogrzewanych matach aluminiowych. Nasi żołnierz są zadbani, bo my ich potrzebujemy na lata, a nie tylko na chwilę, wyszkolony żołnierz jest na wagę złota.

PAP: Jak zachowują się przechodnie w stosunku do żołnierzy? Nie starają się ich zagadać, rozśmieszyć, zrobić sobie zdjęcia?

G.K.: W ciągu dnia jest całkiem spokojnie, aczkolwiek przed GNŻ zawsze jest bardzo dużo turystów i ludzi robiących sobie zdjęcia. Najciekawsze są wieczory w piątki i soboty, kiedy ludzie zaczynają imprezować. Zdarzało mi się, że podchodzili, o coś pytali albo robili jakieś dziwne miny, żeby mnie rozśmieszyć. Żołnierz, który stoi przed Grobem, może się ruszać, jeżeli coś niepokojącego dzieje się w pobliżu - to jest posterunek i ochronny, i honorowy, jak ktoś przesadzi, ma prawo zareagować i użyć środków przymusu bezpośredniego. Ale odpowiadać ani śmiać się nie może.

PAP: Trudno zachować kamienną twarz?

G.K.: Powiem pani, że jak zakładam mundur, to poniekąd staję się innym człowiekiem. Całkiem inaczej funkcjonuję, nic nie drapie, nie swędzi, nie potrzebuję z nogi na nogę przestąpić – po prostu przełącza się jakiś guzik.

PAP: Powiedział pan, że bardzo dbacie o swoich żołnierzy, bo potrzebujecie ich na lata. W jaki sposób objawia się ta troska?

G.K.: Żołnierze mają możliwość dokształcania się i wielu z nich studiuje w weekendy. Sami wysyłamy ich na kursy różnego rodzaju – np. językowe. Staramy się, aby każdy żołnierz miał możliwość rozwoju, oczywiście jeżeli tego chce.

Poza tym mamy możliwość korzystania z jednej z najlepszych w wojsku fizjoterapii i rehabilitacji, jest również możliwość skorzystania z kriokomory. I mamy nową siłownię. Poza tym posiadamy karnety i żołnierze mogą korzystać z basenu. Tak że, jeśli tylko są chęci, jest gdzie o zdrowie zadbać.

PAP: Jaką rolę pełniłby wasz pułk, gdyby Polska znalazła się w stanie wojny? Poszlibyście na front?

G.K.: Na front nie, dalej byśmy zabezpieczali uroczystości, bo to jest główne zadanie naszej jednostki w czasie pokoju i wojny. Tak jest w krajach, widać to choćby na przykładzie Ukrainy. Oprócz tego mamy za zadanie ochronę obiektów, których nazw z oczywistych przyczyn nie zdradzę.

Jak już wspomniałem, żołnierz pułku potrafi strzelać, rzucać granatem, jeździmy na poligony jak inne wojska. I śmiem twierdzić, że dość dobrze nam to wychodzi. Mamy superstrzelców i niejednokrotnie wygrywamy zawody.

PAP: Pewnie sporo świata udało się panu zwiedzić, bo towarzyszycie prezydentowi także podczas zagranicznych wizyt.

G.K.: To prawda, tylko w lipcu i w czerwcu kompania była we Włoszech, na Litwie, każdy rok obfituje w wyjazdy zagraniczne, także za ocean, co daje możliwości zobaczyć miejsca pamięci narodowej na całym świecie, gdzie walczył i przelewał krew polski żołnierz.

PAP: Jak lecicie do obcego państwa z prezydentem musicie mieć paszporty?

G.K.: Tak samo, jak każdy obywatel. W zależności od kraju jest to paszport lub dowód osobisty. Podlegamy także kontroli, tylko że my lądujemy na lotniskach wojskowych i to sprawdzenie się odbywa na innych zasadach. Natomiast jak jedziemy „na kołach” w obrębie strefy Schengen, to tak, jak każdy obywatel Polski.

PAP: I do hotelu?

G.K.: Śpimy w hotelach albo w internatach ichniejszych jednostek. Chodzi o to, żeby zakwaterowanie było jak najbliżej miejsca uroczystości, ale zawsze warunki są dobre. I zawsze mamy możliwość pozwiedzania miasta, kupienia pamiątki, bo uroczystość nie trwa przecież cały dzień.

PAP: Czy są jakieś zawody, w których mogą się zmierzyć kompanie reprezentacyjne różnych krajów?

G.K.: Jest konkurs musztr paradnych w Czechach, na którym drużyna składająca się z 9 żołnierzy prezentuje własny, skomplikowany układ choreograficzny pod muzykę. Odkąd pamiętam, nasza w nim startuje, tyle że tam nie jest wyłaniany zwycięzca. Bardziej chodzi o integrację międzynarodowego wojska.

PAP: A gdyby to pan miał ocenić, kto jest najlepszy?

G.K.: Zawsze nasza drużyna wiedzie prym, jeżeli chodzi o złożoność chwytów i układów. Często mamy największe brawa i owacje na stojąco. (PAP)

Rozmawiała: Mira Suchodolska

kno/