Rząd Szwecji nie zakłada stałej obecności żołnierzy amerykańskich, ale zgadza się na ich czasowy pobyt na terytorium kraju oraz na składowanie broni i sprzętu wojskowego.
Według szwedzkiego ministra obrony Pala Jonsona z centroprawicowej Umiarkowanej Partii Koalicyjnej dokument zwiększa bezpieczeństwo Szwecji, jest konsekwencją wejścia kraju do NATO i będzie pełnić również rolę odstraszającą.
Z ośmiu zasiadających w Riksdagu (parlamencie) ugrupowań, przeciwne umowie były jedynie dwa niewielkie opozycyjne ugrupowania: skrajna Partia Lewicy oraz Partia Ochrony Środowiska - Zieloni.
Głosowanie poprzedziła kilkugodzinna debata. Wśród sceptyków najwięcej kontrowersji budził brak zapisu o sprzeciwie wobec rozmieszczenia na terytorium Szwecji broni jądrowej. Rząd twierdzi jednak, że ten temat w czasie pokoju nie jest aktualny. Zastrzeżenie takie istnieje w podobnej umowie USA z Norwegią.
Inne podnoszone przez parlamentarzystów z lewicy i Zielonych obawy dotyczyły pierwszeństwa amerykańskiej jurysdykcji oraz kwestia niepłacenia podatków przez żołnierzy z USA i ich rodziny. Martwiono się o szwedzką wolność słowa oraz możliwe zwycięstwo Donalda Trumpa w jesiennych wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych.
Reprezentujący opozycyjnych socjaldemokratów były minister obrony Peter Hultqvist podkreślił, że "szwedzko-amerykańska umowa jest konieczna z uwagi na trudne czasy, w jakich żyjemy". "Daje warunki szybkiego otrzymania wsparcia" - podkreślił
Umowę o współpracy obronnej Szwecji z USA minister Jonson podpisał w Waszyngtonie w grudniu 2023 roku. Dokument wymagał jeszcze zatwierdzenia przez parlament.
Partia Lewicy i Partia Ochrony Środowiska - Zieloni były jako jedyne przeciwne wejściu Szwecji do NATO.
Ze Sztokholmu Daniel Zyśk (PAP)
gn/