Paweł Deląg: jeśli już amant, to z charyzmą

2024-09-15 13:17 aktualizacja: 2024-09-17, 04:43
Paweł Deląg. Fot. PAP/Szymon Pulcyn
Paweł Deląg. Fot. PAP/Szymon Pulcyn
Niby jestem w szufladzie amanta, ale, tak naprawdę, mało kto do niej zagląda – stwierdza w rozmowie z PAP Life Paweł Deląg. „Gdybyśmy spojrzeli na moją filmografię, a szczególnie polskie produkcje, to tych ról, tzw. amanckich, miałem szalenia mało. 'Quo vadis' i co więcej? Co tu dużo gadać, dopiero rola w 'Kawie z Kardamonem' dała mi świetną okazję do wykorzystania tego potencjału amanckiego" – mówi.

PAP Life: Grasz jedną z głównych ról w serialu „Kawa z kardamonem”. Ten serial powstał trzy lata temu. Telewizja ukraińska pokazywała go na krótko przed inwazją Rosji na Ukrainę, a my możemy go oglądać dopiero teraz. Skąd ten poślizg?

Paweł Deląg: Trochę tak wyszło. Były wcześniej jakieś przymiarki, nawet rozważano opcję koprodukcji. Ale dopiero teraz w Telewizji Polskiej, pod nowym zarządem, została podjęła decyzja, że jest to serial, który warto, żeby polski widz zobaczył. „Kawa z kardamonem” miała bardzo dobrą oglądalność nie tylko w Ukrainie, ale także w krajach Ameryki Południowej, począwszy od Meksyku, skończywszy na Argentynie. Poczułem to w sposób bezpośredni, bo w pewnym momencie moje media społecznościowe zapełniły się od wpisów w języku hiszpańskim. Mam nadzieję, że u nas też się spodoba. Poza mną, gra w nim wielu świetnych polskich aktorów: Ania Cieślak, moja siostra Dorota Deląg, Bartek Kasprzykowski, Antek Pawlicki. Przyznam się, że przy tym serialu trochę działałem jak producent kreatywny. Dzięki naszym rozmowom na planie dialogi były dopisywane, korygowane. „Kawie z kardamonem” to serial o miłości, ale jest tam też wątek niepodległościowy, jest pokazana polska obyczajowość. W intencji producentów ten serial miał być takim swoistym mostem kulturowo-obyczajowo-historycznym łączącym dwa kraje.

PAP Life: Kręciliście w Ukrainie?

P.D.: Dwie główne lokacje to Lwów i okolice oraz Kijów i okolice. Kiedy przyjeżdżałem na zdjęcia do Lwowa, w wolnych chwilach jeździłem po zachodniej Ukrainie. Szukałem polskich śladów. Byłem w Chocimiu, w Zbarażu, Czerniowcach. Historia to mój konik. Razem z siostrą bardzo intensywnie zwiedzaliśmy. Niedaleko Lwowa jest bardzo piękna miejscowość Żółkiew, zbudowana przez naszego hetmana Stanisława Żółkiewskiego, gdzie znajduje się wspaniały polski kościół. Tam też są przechowywane szczątki hetmana, któremu mogłem się pokłonić.

PAP Life: Dorota Deląg, twoja siostra, gra twoją filmową siostrę, Teresę. To też był twój pomysł?

P.D.: W zasadzie nie. Kiedy producent ukraiński zapytał mnie o rekomendację do roli Teresy, zaproponowałem jedną, drugą czy trzecią polską aktorkę. A wtedy on zauważył: „Przecież ty masz siostrę, która jest aktorką”. Nagraliśmy zdjęcia próbne, na które zresztą musiałem Dorotę długo namawiać i wysłaliśmy je do Kijowa. I dostaliśmy odpowiedź, że tylko Dorota może zagrać Teresę, bo jest fantastyczna. Bardzo dobrze nam się pracowało, mamy do siebie zaufanie, możemy na siebie liczyć.

PAP Life: Ty też dostałeś rolę z castingu?

P.D.: Nie, dostałem od razu propozycję. Grałem już wcześniej w produkcjach ukraińskich czy kręconych w Ukrainie, więc tamtejsi producenci mnie znają. Ta rola była już trochę pisana pode mnie.

PAP Life: Podobno także reżyserowałeś?

P.D.: Byłem bardzo blisko tej produkcji. Kiedy reżyser się nagle rozchorował, a zdjęć nie można było wstrzymać, stanąłem na chwilę po drugiej strony kamery.

PAP Life: Myślisz o reżyserowaniu w przyszłości?

P.D.: Nie tylko myślę - mam już jakieś dokonania na tym polu. Zrobiłem film „Zrodzeni do szabli”, dokument fabularyzowany, który miał premierę w 2019 r. i był pokazywany w History Channel, na Apple TV. Z tego, co wiem Telewizja Polska ponowie zakupiła prawa i bardzo mnie to cieszy, bo oznacza to, że film się podoba. Wyreżyserowałem też krótkometrażowy film „Pani Basia”, który traktuje o wpływie smogu na nasze życie. To jest taka intymna, wzruszająca historia o kobiecie, która dowiaduje się, że ma raka. Film był pokazywany w Canal Plus. Wkrótce mam spotkanie z lekarzami i pacjentami, którzy zmagają się z rakiem płuc; obejrzeli ten film i napisali do mnie, że jest dla nich ważny. Zrobiłem jeszcze dokument poświęcony matkom i dzieciom z Ukrainy - „Wszystko będzie dobrze” dla Viaplay. To praca, która daje wiele radości i satysfakcji, kiedy spotyka się z tak dobrym odbiorem. Teraz pracuję nad dwoma projektami. Na pewno chciałbym łączyć moją karierę aktorską i reżyserię. Dobrze się czuję po drugiej stronie kamery, ale cały czas myślę o sobie jako o aktorze, który może być reżyserem. Praca reżyserska przy „moich” projektach, czasami producenta, czasami scenarzysty rozszerza wachlarz moich możliwości.

PAP Life: Trudno być w Polsce aktorem?

P.D.: Nie trudnej niż w każdym innym kraju. Mam bardzo duży dorobek, ponad 120 filmów, głównie role pierwszoplanowe bądź drugoplanowe, więc mogłoby się wydawać, że chyba nie muszę już niczego udowadniać. Tylko kiedy nawet na chwilę znika się z rynku i pracuje gdzieś za granicą, a potem wraca, nie ma do końca pomysłu, w jaki sposób wykorzystać aktora. Nie dotyczy to tylko mnie, ale i wielu moich kolegów. Z drugiej strony film i serial często nastawiony jest na młodego aktora, więc poszukuje się nowych twarzy. Z kolei ci aktorzy, którzy „mają już nazwisko" często funkcjonują w różnych szufladach. Mateusz Damięcki dopiero, kiedy dostał propozycję w „Furiozie”, przełamał swój wizerunek. Uważam, że my zawodowi aktorzy nie musimy niczego przełamywać. Jesteśmy profesjonalistami i dzięki swojemu warsztatowi możemy grać bardzo różne postaci, w bardzo różnych gatunkach. Za granicą grałem zróżnicowane postaci - od łajdaków po kochanków, bohaterów i tchórzy, oficerów, postaci historyczne, amantów czy zbuntowanych szefów mafii. Tam nie patrzy się na jakieś szuflady czy etykiety.

PAP Life: W Polsce skojarzenie jest proste - Paweł Deląg to amant. U nas z tej szuflady nie uciekniesz.

P.D.: Nie chcę nigdzie uciekać. Niby jestem w tej szufladzie, ale tak naprawdę mało kto do niej zagląda. Poza tym zadając takie pytanie, sama mnie trochę do tej szuflady wkładasz. Gdybyśmy spojrzeli na moją filmografię, a szczególnie polskie produkcje, to tych ról tzw. amanckich miałem szalenia mało. „Quo vadis” i co więcej? Co tu dużo gadać - dopiero rola w „Kawie z Kardamonem” dała mi świetną okazję do wykorzystania tego potencjału amanckiego. A poważnie - dla mnie możliwość zagrania prawdziwej, męskiej, romantycznej postaci, która jest jednocześnie skomplikowana, to ciekawe wyzwanie. Mój bohater, Adam Rodziński to arystokrata, działacz polityczny, mąż, kochanek, powstaniec. Zatem jeśli już amant, to z charyzmą.

PAP Life: „Quo Vadis” to daleka przeszłość. Przez ostatnie lata mało grałeś w Polsce. Za to dużo w filmach rosyjskich, ukraińskich, białoruskich. Mocno odczułeś brak pracy w związku z wojną w Ukrainie?

P.D.: Było też kilka produkcji francuskich, parę czeskich, kilka brytyjskich. Za chwilę w Czechach pojawi się mój kolejny film „Manipulation”, zrealizowany w języku angielskim przez Dawida Balade, najmłodszego reżyserska w historii kina czeskiego. Dla mnie wybuch wojny na Ukrainie to mocna cezura, świadomie dokonałem pewnego wyboru, czysto z pobudek moralnych i etycznych.

PAP Life: Masz jakieś kontakty z rosyjskimi twórcami, reżyserami, aktorami?

P.D.: Głównie to są ci, którzy wyemigrowali. Liczba kontaktów została ograniczona i sprowadza się dosłownie do kilku nazwisk.

PAP Life: W Ukrainie kręci się teraz filmy?

P.D.: Wiem, że robią teraz drugą część „Kawy z kardamonem”, ale nas, polskich aktorów tam nie ma, bo nie możemy pojechać do kraju, w którym trwa wojna. Powstają też inne produkcje choć w ograniczonym zakresie. Szukam dla siebie propozycji w Polsce. W ciągu ostatnich dwóch lat zagrałem w serialu „Gry rodzinne” (Netflix), który odniósł spory sukces. Moja rola, jedna z głównych, jest zarazem zgodna z wizerunkiem amanta, jak i przeciwna temu wizerunkowi, bo ten serial orbituje pomiędzy tragedią a komedią. Zresztą to jest mój ulubiony gatunek. Dostałem też ciekawe postaci w serialach: „Erynie” i „Krucjata" i w filmie „Krzyk - losing control”. Dobre zaangażowane kino eksperymentujące z formą rodzaj psychologicznego thrillera.

PAP Life: Dlaczego w ogóle zostałeś aktorem?

P.D.: Zawsze lubiłem opowiadać historie i z tego gdzieś wyszło pragnienie, żeby znaleźć się w tym filmowym świecie. Mówię o wczesnym etapie, kiedy byłem jeszcze chłopcem. Później, gdy już dokonałem świadomego wyboru zawodu, to uznałem, że aktorstwo to dla mnie najlepszy sposób, żeby poznać samego siebie.

PAP Life: Miałeś fantastycznych nauczycieli zawodu: Krzysztofa Globisza, Jana Peszka, Krystiana Lupę. Jednak moment, kiedy zaczynałeś karierę, czyli pierwsza połowa lat 90., okres transformacji, był trudny w polskim kinie.

P.D.: Faktycznie, ten czas był niełatwy. Ale zarazem był to okres, kiedy jeszcze pracowały wielkie tuzy polskiej kinematografii. Andrzej Wajda kręcił kolejne filmy, pracował Jerzy Kawalerowicz, Janusz Majewski, Jerzy Gruza, Andrzej Żuławski, Kuba Morgenstern, Radosław Piwowarski i wielu innych. Dla mnie to był taki świat, który znałem, oglądałem ich filmy. Chodziłem do teatru na wspaniałych aktorów: Jana Nowickiego, Jerzego Bińczyckiego, Jerzego Trelę, Jerzego Stuhra, Jana Peszka. Przede wszystkim aktorów krakowskich, bo pochodzę z Krakowa. Wtedy i ja dostałem swoją szansę na to, żeby zaistnieć. Bardzo wcześnie spotkałem się z Jerzym Gruzą i powstały niezwykle popularne „Tygrysy Europy”. Pracowałem z Andrzejem Żuławskim, co bardzo sobie cenię, Jerzym Kawalerowiczem, wielokrotnie z Januszem Majewskim. To były spotkania, które uformowały mnie artystycznie. A jednocześnie w latach 90. polskie kino przeżywało pewien kryzys. Skończyło się finansowanie państwowe, nie było jeszcze Instytutu Sztuki Filmowej, filmowcy poszukiwali swojego własnego języka. Moim zdaniem ten nowy język został znaleziony na początku lat dwutysięcznych. Wtedy pojawiły się nowe nazwiska, tacy reżyserzy jak m.in Wojciech Smarzowski, Krzysztof Krauze i wielu innych.

PAP Life: Steven Spielberg powiedział kiedyś, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni film. Można to trochę zmienić i powiedzieć: jesteś tak dobry, jak twoja ostatnia rola. Albo nawet ta rola, którą dopiero masz zagrać. Masz takie poczucie, że ciągle musisz udowadniać, że jesteś dobry?

P.D.: Każda rola jest wyzwaniem i ryzykiem. Jednocześnie wiem, że jestem dobry i znam swoje możliwości. I jednocześnie lubię przekraczać granice. Wtedy sam siebie zaskakuję.

PAP Life: Zdarzało ci się grać w projektach, do których nie miałeś przekonania?

P.D.: Oczywiście, że tak. Są takie filmy czy seriale, których być może bym się nie podjął, gdyby nie konieczność grania i - też trzeba sobie uczciwie to powiedzieć - zarabiania. Aktorstwo to też zawód.

PAP Life: W jakim momencie kariery zawodowej teraz jesteś?

P.D.: Przez ostatnie trzy lata wykonałem bardzo dużą pracę związaną z pisaniem scenariuszy, gromadzeniem środków finansowych na produkcję filmową czy serialową. Teraz wszystko zaczyna się układać. Nie chcę zapeszać, ale być może niedługo wejdę na plan filmu, który wyreżyseruję. Bardzo bym tego chciał, więc proszę trzymaj kciuki. Z drugiej strony gram w teatrze, zacząłem próby do spektaklu „Nadzieja” - wspaniała historia rodzinna. Szykuję jeszcze jedno przedstawienie teatralne w obsadzie dwuosobowej. Cały czas oczywiście gram w „Przyjaciółkach”, które sobie cenię. Kończymy pracę nad kolejnym sezonem i wiemy już, że będzie następny, więc to jest dobra wiadomość. No i być może wykonam mocniejszy krok w kierunku kina francuskojęzycznego czy też angielskojęzycznego. Tutaj też są jakieś plany. Zobaczymy.

PAP Life: A w życiu prywatnym?

P.D.: Wszystko dobrze, dziękuję. Pojawiła się w moim życiu wspaniała kobieta, od dwóch lat jestem szczęśliwym dziadkiem. Rozalka jest mocną osobowością, więc jej rodzice nie będą mieli łatwo. Bycie dziadkiem jest dużo słodsze niż bycie rodzicem. 

Rozmawiała Iza Komendołowicz

grg/

Paweł Deląg – aktor, reżyser, producent filmowy. Ma 54 lata. Pochodzi z Krakowa, ukończył aktorstwo w krakowskiej PWST. Zadebiutował w 1993 roku w spektaklu Ernesta Brylla w reż. Krystyny Jandy w warszawskim Teatrze Powszechnym. Popularność w latach 90. przyniosły mu role w filmach „Chłopaki nie płaczą” i „Młode wilki” oraz serialu „Tygrysy Europy”. Odtwórca roli Marka Winicjusza w kinowej i telewizyjnej ekranizacji „Quo Vadis”. Zagrał w wielu produkcjach realizowanych w Ukrainie, Rosji i Białorusi, a także w filmach czeskich, francuskich, brytyjskich. W polsko-ukraińskim serialu „Kawa z kardamonem” (obecnie w TVP 2) gra jedną z głównych ról. Ma dwóch dorosłych synów oraz wnuczkę. Jego młodsza siostra, Dorota Deląg, także jest aktorką.