Tomasz Szmydt, sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, poprosił w poniedziałek w Mińsku władze Białorusi o "opiekę i ochronę". Jak podał, musiał opuścić Polskę, ponieważ nie zgadza się z działaniami władz w Warszawie. Mówił o prześladowaniach i pogróżkach, których ofiarą jakoby padł z powodu swojej "niezależnej postawy politycznej".
Wśród spraw, którymi w WSA zajmował się Szmydt, były te dotyczące np. odwołań w razie odmowy wydania poświadczeń bezpieczeństwa w zakresie dostępu do informacji niejawnych. Ze względu na zajmowany urząd, ale także na sprawy, którymi się zajmował, sędzia miał dostęp do informacji niejawnych. Prokuratura Krajowa rozpoczęła śledztwo ws. udziału Szmydta w działalności obcego wywiadu na terenie Polski i Białorusi.
W rozmowie z PAP były szef Agencji Wywiadu i ekspert Fundacji Pułaskiego płk Grzegorz Małecki ocenił, że w świetle dostępnych informacji hipoteza, iż Szmydt mógł współpracować z białoruskimi lub rosyjskimi służbami już od dłuższego czasu i zostać przez nie wprowadzony do instytucji wymiaru sprawiedliwości, jest "mocna". "Wszystko wskazuje, że mogło tak być" – stwierdził.
Ekspert zwrócił uwagę, że Wydział II WSA, w którym pracował Szmydt, poza sprawami poświadczeń bezpieczeństwa zajmuje się również m.in. skargami, które funkcjonariusze wszystkich służb mundurowych, w tym służb specjalnych, składają na decyzje ich przełożonych. "Każda decyzja dotycząca przebiegu służby, począwszy od decyzji o przyjęciu do służby, przez awanse, nagrody, kary, degradacje, przeszeregowania, a skończywszy na zwolnieniu ze służby, ma charakter decyzji administracyjnej i podlega zaskarżeniu przez osobę niezadowoloną z niej do sądu administracyjnego" – przypomniał płk Małecki.
"W przypadku służb mających swoje siedziby w Warszawie, czyli wszystkich specjalnych, rozpatrywaniem tych skarg zajmuje się Wydział II WSA, w którym pracował sędzia Szmydt. Od 2012 roku, kiedy rozpoczął tę pracę, przez służby przeszło kilka fal zwolnień, które obfitowały w skargi czujących się skrzywdzonymi nimi funkcjonariuszy. Skarg takich w minionych 12 latach były setki, jeśli nie tysiące" – tłumaczył.
Jak ocenił były szef AW, należy założyć, że przynajmniej część z tych spraw rozpatrywał Szmydt, a zatem – że dane dotyczące np. nazwisk i innych danych pozwalających identyfikować funkcjonariuszy służb, mogły trafić do Mińska i Moskwy. Płk Małecki zaznaczył, że dane funkcjonariuszy prowadzących działania operacyjne dla służb specjalnych są wieczyście objęte najwyższą klauzulą tajności a ich ujawnienie jest przestępstwem.
"Należy powiedzieć, że straty związane z działalnością tego człowieka na rzecz obcych służb (...) są niepowetowane, trudne do oszacowania. Największą stratą są personalia funkcjonariuszy służb specjalnych - to są dane najpilniej strzeżone przez wszystkie państwa świata. To dane dotyczące nie tylko funkcjonariuszy, ale także ich rodzin, znajomych, osób, które pojawiają się w materiałach do postępowań sprawdzających; do tego dochodzą funkcjonariusze, którzy te procedury obsługują" - podkreślił.
Oficer zwracał uwagę, że z odwołaniami do sądu w sprawach dotyczących odmowy wydania poświadczeń bezpieczeństwa zwracają się osoby, które czują się w jakiś sposób pokrzywdzone przez państwo lub służby. "Osoby takie mogły być potraktowane przez służby białoruskie czy rosyjskie jako potencjalne obiekty działań werbunkowych" - zauważył.
Według płk. Małeckiego, "premier ma twardy orzech do zgryzienia. "Tu trzeba naprawdę wiele pracy włożyć w odtworzenie tego, co konkretnie zostało +spalone+, przekazane służbom obcego państwa, jakie osoby i procedury są stracone" - mówił.
"Dwa - trzeba zbadać, kto uczestniczył, kto ponosił odpowiedzialność, jakie procedury wewnętrzne, jakie mechanizmy zawiodły, jakie osoby zawiodły i dlaczego, i wyciągnąć z tego konsekwencje - zarówno dotyczące zmiany tych wszystkich zdezaktualizowanych już procedur, jak i pociągnięcie do odpowiedzialności osób, które w tym brały udział. To naprawdę bardzo poważna sprawa" - dodał.
Płk Małecki zwrócił też uwagę, że należy zastanowić się nad obecnymi przepisami decydującymi, kto ma dostęp do informacji niejawnych - obecnie z mocy ustawy są to m.in. sędziowie i prokuratorzy, nie podlegający sprawdzeniom przed objęciem stanowiska - czy np. wobec nowo powoływanych sędziów nie należałoby wprowadzić odpowiednich procedur sprawdzających.
"Z drugiej strony nie można fetyszyzować procedur sprawdzeniowych. Zdecydowanie ważniejsze jest monitorowanie osób, które już mają dostęp do informacji niejawnych niż koncentrowanie całej uwagi na wstępnej procedurze sprawdzającej. To, że ktoś w momencie przechodzenia tej procedury nie budzi żadnych wątpliwości, jeszcze nie znaczy, że jest w porządku" - zaznaczył ekspert.
"Nasz mechanizm koncentruje całą uwagę na procedurach sprawdzających. Oczywiście istnieje możliwość wszczęcia postępowania kontrolnego wobec osoby, która przeszła postępowania sprawdzające, ale mam wrażenie, że kuleje kwestia, co zrobić z tymi osobami, które już mają dostęp do tajemnic na mocy ustaw" - ocenił.
Jak mówił, konieczna jest debata, jak postępować w wypadku osób, które mają ustawowy dostęp do tajemnic, ale są co do nich podejrzenia, że mogą ich nie dochować. "Czy na przykład można komuś odebrać dostęp do informacji niejawnych, nie pozbawiając go funkcji posła?" - wskazał.
Płk Małecki ocenił, że system ochrony danych niejawnych w Polsce jest "anachroniczny" i nie zapobiega sytuacjom takim, jak przypadek Tomasza Szmydta. Zwrócił też uwagę, że w sytuacji, w której dostęp do informacji niejawnych ma co najmniej kilkanaście tysięcy osób w państwie, niemożliwe jest prowadzenie wobec wszystkich postępowań sprawdzających.
"Dlatego ten system jest wadliwy" - powiedział. Zdaniem byłego szefa AW, przyznawanie dostępu do tajemnic powinno zostać odebrane służbom specjalnym. "To właściwie czynność administracyjna, to nie jest właściwa czynność dla służb specjalnych. To powinno być powierzone specjalnie powołanemu urzędowi, który będzie miał autonomiczny, niezależny status i będzie gospodarzem systemu ochrony informacji niejawnych w państwie, w tym wydawania poświadczeń i ich kontroli, także wobec samych służb specjalnych" - ocenił płk Małecki.
Obecnie za udzielanie dostępu do informacji niejawnych cywilom odpowiada Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W przypadku osób związanych z wojskiem jest to Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Ponadto poszczególne służby specjalne są odpowiedzialne za poświadczenia dla swoich funkcjonariuszy. Dostęp do tego typu danych mogą uzyskać osoby dające rękojmię zachowania tajemnicy, czyli takie, które przeszły postępowanie sprawdzające, ale także uprawniono ustawowo - posłowie, ministrowie, sędziowie i prokuratorzy - bez przejścia procedury sprawdzającej.(PAP)
Autorzy: Daria Al-Shehabi, Mikołaj Małecki
kh/