Pożar, w rejonie którego dokonano zatrzymania, wybuchł w czwartek po południu. Na razie brak bliższych informacji na temat samego zatrzymanego, jak i możliwych zarzutów wobec niego.
Portal dziennika "Los Angeles Times" poinformował, że firma Whisker Labs, która monitoruje aktywność elektryczną, odnotowała gwałtowny wzrost liczby usterek na kilka godzin przed wybuchem ognia. Podkreślono, że podobnie było przed wtorkowym wybuchem pożaru w rejonie Pacific Palisades, kiedy rejon ten ogarnął już silny wiatr.
"Usterki w sieci energetycznej powodują m.in. gałęzie drzew, które uderzają w przewody elektryczne lub przewody uderzające o siebie wzajemnie. Każda usterka powoduje iskrę" - wyjaśnił portal. Szef firmy Bob Marshall podkreślił, że na obecnym etapie nie można uznać tych usterek za przyczynę wybuchu pożarów. "Nie mogę powiedzieć, że jedna z tych usterek wywołała je. Nie wiem tego" - podkreślił i dodał, że zarazem nie można wykluczyć takiego scenariusza.
Firma monitoruje dane o aktywności sieci za pomocą czujników zainstalowanych w kilkunastu tysiącach domów. Choć są montowane, by zmniejszyć zagrożenie pożarowe wywołane krótkim spięciem, sygnały płynące od nich kreślą szerszy obraz. "Kiedy w sieci dzieje się coś złego — przerwa w dostawie prądu lub skok napięcia - możemy to dostrzec, ponieważ o zjawisku jednocześnie informuje bardzo wiele czujników" - wyjaśnił Marshall i dodał, że z tego powodu jego firma uzyskuje więcej informacji niż zakłady energetyczne.
Od jesieni południowa Kalifornia odnotowała bardzo skąpe opady. Na rozległych obszarach panuje susza. Pożary w Kalifornii spowodowały już śmierć co najmniej 10 osób. Ponad 180 tys. ludzi nakazano ewakuację, a ogień strawił tysiące budynków na obszarze ok. 120 km kw., czyli powierzchni równej San Francisco.
os/ piu/ sma/