Ważną ostoją dla wielu gatunków roślin i zwierząt, w tym cietrzewia, są - mimo postępu cywilizacyjnego - Tatry. Porównanie liczebności i sytuacji ptaków żyjących w górach z populacjami zamieszkującymi tereny Doliny Biebrzy pokazuje, że góry pozostają tymi miejscami, które najtrudniej jest człowiekowi „zepsuć”. Dlatego w górach cietrzewie mają największą szansę przetrwać.
Porównaniem wspomnianych wyżej populacji zajmuje się Michał Adamowicz z Zakładu Ekologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. W ramach swojego doktoratu realizuje badanie „Zagrożenia i szanse przetrwania populacji cietrzewia (Lyrurus tetrix) w dwóch typach środowisk: górskim na przykładzie Tatr i nizinnym na przykładzie Doliny Biebrzy”.
„Populacja cietrzewia, zwłaszcza w Środkowej i Zachodniej Europie, wykazuje tendencję spadkową i powoli wymiera. W Polsce zlokalizowana jest południowo-zachodnia granica ciągłego występowania tego gatunku - opowiada w rozmowie z PAP Michał Adamowicz. - Moje wcześniejsze (w ramach pracy magisterskiej), jak i obecne (w ramach doktoratu) badania wskazują jednak na wyraźnie wolniejsze tempo zaniku populacji górskich (w Sudetach i Tatrach) niż nizinnych (na Mazurach, w Dolinie Biebrzy, Kotlinie Orawsko-Nowotarskiej)”.
Dlaczego tak się dzieje?
„Już na pierwszy rzut oka widać, że cietrzew występuje liczniej w północnej i północno-wschodniej Europie: w Skandynawii, na Syberii, na Białorusi i w Estonii. A im dalej na południe i zachód, tym jego populacje stają się mniej liczne albo wręcz wymierają - mówi biolog z UW. - Jeszcze niedawno nie było takiej różnicy, więc wniosek, który nasuwa się sam, jest taki, że odpowiadają za to zmiany klimatu. Inny niż 30 lat temu rozkład temperatur, inne ukształtowanie krajobrazu powodują, że cietrzew traci swoje siedliska i bazę pokarmową. Staje się też bardziej dostępny dla coraz większej liczby drapieżników; także tych, które zwiększyły swoją liczebność m.in. za sprawą ocieplenia klimatu i tych, które są gatunkami inwazyjnymi”.
Poza ociepleniem klimatu ogromne znaczenie dla cietrzewi ma działalność człowieka, który przekształcił prawie wszystkie siedliska tego ptaka.
„Cietrzewie są ptakami osiadłymi, co znaczy, że nie migrują na zimę. Za to w różnych momentach roku, czyli np. w okresie lęgowym, godowym czy zimowania, preferują różne rodzaje siedlisk. Zawsze jednak potrzebują tzw. mozaiki terenów otwartych, półotwartych i zarośniętych. Takie miejsca znajdują się np. w zabagnionych dolinach rzecznych, gdzie jest wysoki poziom wód gruntowych, więc nie rozwija się tam bujna roślinność. Dobre warunki dla cietrzewi panują także na wrzosowiskach, gdzie dominują niskie krzewinki, borówki, jagody, a nie gęstwiny” - wymienia naukowiec.
Jednak obserwowane od lat odwadnianie mokradeł, przekształcanie rolnictwa na zmechanizowane, inny sposób gospodarowania polami, w którym nie pozostawia się zadrzewień w sąsiedztwie lasu - to wszystko sprawiło, że gatunek ten stracił większość swoich siedlisk w naszym kraju. „A zmiany klimatu dodatkowo to napędzają. To, co kilkadziesiąt lat temu było nie do pomyślenia, np. żeby w Dolinie Biebrzy panowały susze i szalały pożary, teraz zdarza się praktycznie co roku. A takie wysychające bagno szybko zarasta i dzieje się to, o czym mówiłem wcześniej” - podkreśla Michał Adamowicz.
Kolejnym czynnikiem przyczyniającym się do tragicznej sytuacji cietrzewi jest zwiększająca się stale liczba drapieżników polujących na ten gatunek. Za wzrost ten mogą, zdaniem eksperta, odpowiadać dwa czynniki. Pierwszym są masowe szczepienia lisów przeciwko wściekliźnie. „Mało się o tym mówi, ale spowodowały one, że liczebność populacji lisów w naszym kraju wzrosła 3-4 krotnie. A lisy zjadają jaja ptaków gniazdujących na ziemi, czyli także cietrzewia” - mówi rozmówca PAP.
Poza tym w ostatnich latach napływa do nas coraz więcej gatunków obcych, która robią w rodzimej przyrodzie spustoszenie. Zjawisko zwiększonego drapieżnictwa na cietrzewie jest także napędzane jest przez ocieplenie klimatu, które sprawia, że na terenach dotychczas dla nich nieprzyjaznych zaczynają panować dogodne warunki do życia: na przykład wysychające bagna są znacznie łatwiejsze do penetracji przez drapieżniki niż obszary silnie podmokłe. Wśród takich drapieżników naukowiec z UW wymienia jenota. „Kiedy jenoty dotarły do Doliny Biebrzy, znacząco wzrosła liczebność lisów, a susze na bagnach stały się codziennością; drapieżniki stały się po prostu gwoździem do trumny” - zaznacza.
Jeszcze do 1995 roku na cietrzewie można było w Polsce polować, co - jak mówi biolog - także bardzo przerzedziło populację. Ludzie zabijali te ptaki głównie dla rozrywki, dla zdobycia trofeum - tak traktowano przede wszystkim piękne samce.
„W Finlandii i Norwegii, z uwagi na chłodniejszy klimat, cietrzewiom wiedzie się lepiej. Do tego stopnia, że tam polowanie na nie jest nadal dozwolone. I jest to pewien paradoks: w niektórych krajach tak dużo energii i pieniędzy wydaje się na to, aby ratować siedliska i wpuszczać do środowiska ptaki z hodowli, a w innych swobodnie się do nich strzela” - zauważa Adamowicz.
Wspomniana mozaika terenów otwartych, półotwartych i zarośniętych, niezbędna do życia cietrzewiom, występuje także w górach, w okolicach górnej granicy lasu. W takich właśnie miejscach bytują tatrzańskie cietrzewie. „Góry, co zrozumiałe, trudniej jest człowiekowi przekształcić, czyli +zepsuć+, dlatego cietrzewie mają tu zdecydowanie lepsze warunki. Lubią żyć w miejscach, które uległy przekształceniom przez gradacje bezkręgowców, a także w skutek pożarów czy nawet kwaśnych deszczów i wichur. Czyli tam, gdzie powstaje luka w lesie i tworzy się właśnie taka swoista mozaika” - opowiada Michał Adamowicz.
Dlatego, jego zdaniem, w górach gatunek ten ma szanse jeszcze trochę przetrwać. O ile presja turystyczna nie stanie się jeszcze silniejsza. „W dzisiejszych czasach, nawet w Parkach Narodowych, jest to bowiem ogromny problem. Chodzi zwłaszcza narciarstwo uprawiane poza wyznaczonymi trasami, które jest zjawiskiem coraz powszechniejszym” - mówi biolog.
Zdaniem Adamowicza kluczem do ochrony cietrzewia jest mówienie o nim, pokazywanie go ludziom, edukowanie ich.
„Są prowadzone różne projekty nacelowane na wspomaganie populacji cietrzewia. Próbuje się na przykład przerzedzać brzezinki na podmokłych łąkach, żeby tworzyć dogodne dla ptaków warunki. Jednak przy postępujących zmianach w krajobrazie, odwadnianiu terenów i ociepleniu klimatu jest to bardzo trudne” - podkreśla.
Poza tym podejmowane są próby introdukcji, czyli wprowadzania ptaków z hodowli do środowiska naturalnego. Jednak w przypadku cietrzewia jest to zadanie skrajnie trudne. „Wypuszczane do środowiska ptaki muszą być zdolne do samodzielnego radzenia sobie na wolności. Muszą więc bać się wszelkich drapieżników, a także ludzi. Optymalnie byłoby więc od początku hodować je tak, aby bały się człowieka. Jednak wtedy każdy kontakt z takimi zwierzętami w wolierze mógłby być dla nich groźny. Z kolei zbytnie przyzwyczajenie ptaków do obecności ludzi skutkowałoby tym, że nie będą one wystarczająco czujne na wolności” - wyjaśnia naukowiec.
„Takie gatunki jak cietrzew możemy chronić tylko lepiej je rozumiejąc i obserwując je w tych ostatnich europejskich ostojach. Moje badania temu mają służyć: pokazać ich przywiązanie do konkretnych zbiorowisk roślinnych, konkretnych form ukształtowania terenu” - podsumowuje Adamowicz.
Więcej na ten temat w serwisie Nauka w Polsce. (PAP)
Katarzyna Czechowicz
kno/