We wtorek do konsultacji publicznych skierowano dwa projekty nowelizacji rozporządzeń ministra edukacji w sprawie podstawy programowej. Zgodnie z nimi zakres treści, jakie powinien umieć uczeń, ma być "odchudzony" o ok. 20 proc. "Odchudzona" podstawa ma obowiązywać od nowego roku szkolnego.
"Odchudzenie podstawy programowej jest zdecydowanie konieczne, ponieważ podstawa z 2017 r. była nie do zrealizowania" - powiedział PAP filolog dr hab. Krzysztof Biedrzycki, profesor nadzwyczajny w Katedrze Krytyki Współczesnej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie.
Zapytany, co istotnego zmienił projekt MEN, zwrócił uwagę, że przez ostatnie lata obowiązywały mniejsze wymagania egzaminacyjne wprowadzone z powodu pandemii. "Podstawa programowa z 2017 r. nigdy w pełni nie funkcjonowała. Była wprowadzona, ale żaden rocznik nie przeszedł przez całą" - zauważył.
"Niebezpieczeństwo było takie, że skoro tylko do tego roku obowiązują wspomniane wymagania egzaminacyjne, w przyszłym wróciłaby rozbudowana podstawa programowa z 2017 r." - powiedział ekspert. Jedyny zysk z ostatnich działań jest więc jego zdaniem taki, że "usankcjonowano to, co w już było praktyce przez cztery ostatnie lata". "Poza tym niewiele się zmienia" - ocenił.
Zaznaczył, że "praca nad zmianami była prowadzona w dużej mierze pod auspicjami Centralnej Komisji Egzaminacyjnej", więc zostały one dokonane w takim zakresie, by dostosować je do wymagań egzaminacyjnych. Tymczasem "egzamin ma być zwieńczeniem, narzędziem do sprawdzenia czegoś ważnego, a nie – mamy uczyć po to, żeby spełnić wymagania egzaminacyjne" - podkreślił.
Prof. Biedrzycki zwrócił uwagę, że w praktyce nauczyciele skupiają się na wymaganiach, które są sprawdzane podczas egzaminu. "Jakkolwiek byśmy odchudzali - choć bardzo nie lubię tego określenia - tę podstawę formalnie, to i tak dokumentem nadrzędnym są standardy egzaminacyjne. W rezultacie, cokolwiek zrobimy z podstawą programową, będzie to zabieg mający mniejsze znaczenie niż to, czego się wymaga na egzaminie. A jednocześnie, w wymaganiach egzaminacyjnych nic się nie zmienia" - zauważył.
Zdaniem eksperta w projektowanych zmianach "nastąpiły pewne przesunięcia i na tym koniec". Dodał, że "zastosowane zabiegi nie są zbędne, bo dobrze, że podstawę trochę zmniejszono, ale to są w gruncie rzeczy działania pozorne".
"To jest kilka punktów na każdym etapie edukacyjnym, przy czym usunięto zapisy zupełnie nierealistyczne, niesprawdzalne na egzaminach. Zostawiono to, co jest sprawdzalne. Problem polega na tym, że nie można języka polskiego sprowadzić do egzaminu. Jest szereg umiejętności, które powinno się ćwiczyć, a których się na egzaminie nie sprawdzi. I powinien być na to czas. W tej chwili go nie ma i nie wiem, czy policzono przy odchudzeniu, ile się go zyska. Obawiam się, że nie" - podkreślił prof. Biedrzycki.
Zapytany, jak powinna wyglądać dobra podstawa programowa z języka polskiego, wskazał na wyznaczenie hierarchii. "Najważniejsza rzecz, to uczyć skutecznego komunikowania się, rozmowy, wyrażania myśli, rozumienia innych, więc praktyka komunikacyjna" - powiedział, zaznaczając, że trzeba jej uczyć "nawet kosztem uczenia teoretycznej gramatyki".
"Druga rzecz, to w niższych klasach, po prostu zachęcanie do czytania. Uczeń musi zobaczyć, że czytanie może być czymś przyjemnym, a jeśli nawet nie, to, że mówi o czymś ważnym, o jego problemach. Nie można uczyć historii literatury dziecięcej w szkole, dlatego że dla dzieci historia jest abstrakcją. Cel jest jeden: mamy rozczytać dzieci, oczywiście stopniowo" - podkreślił.
W opinii eksperta powinno się "zostawić znacznie większy margines na wybór lektur przez nauczycieli, a w starszych klasach - wspólnie przez nauczycieli i uczniów. (...) Uczyć interpretacji, uzasadniania swojego odczytania". Nie powinno się natomiast powtarzać gotowych interpretacji zapisanych w podręcznikach. "W tym kierunku to powinno pójść, tego zdecydowanie zabrakło" - zaznaczył.
"Podstawa programowa, właściwie od 2017 r., nawet w podstawówce, jest przygotowywaniem studenta polonistyki" - uważa ekspert. "Jest dużo wiedzy gramatycznej, z zakresu poetyki, historii literatury, a nawet jeśli pojawia się coś praktycznego, jak retoryka, to jest tam dużo teorii retorycznej, a przecież musi być czas na to, żeby dyskutować, formułować myśli" - dodał. "Oczywiście, w projekcie są zapisy mówiące o wiedzy praktycznej, ale one nie są wymienione na pierwszym miejscu" - podkreślił.
PAP zapytała prof. Biedrzyckiego, czy zmiany idą jednak w dobrym kierunku, po krytyce propozycji podstawy programowej, która trafiła do prekonsultacji w lutym. "Nie idą w dobrym kierunku, ponieważ się wycofano" - odparł. "Tamta propozycja spotkała się z krytyką z dwóch stron. Krytykowano, że zmiany były za mało odważne i kosmetyczne, ale krytykowano też, że idą za daleko. Były głosy, że dzieci nie będą miały kształtowanej tożsamości ideologicznej itd." - powiedział, zaznaczając, że dyskusje "w ogóle nie dotykały istoty rzeczy".
W jego ocenie "wykonano krok do tyłu". "To kosmetyka, kilka przesunięć. Jeśli chodzi o lektury, były obowiązkowe, teraz są nieobowiązkowe; były w całości, są we fragmentach. Natomiast praca z tymi tekstami zostanie taka sama" - powiedział.
Ekspert zwrócił uwagę, że "w szkole podstawowej wśród lektur obowiązkowych nie ma ani jednego żyjącego autora". Jednocześnie zauważył, że wśród lektur dodatkowych jest ich wielu i lista została bardzo dobrze uzupełniona. "Jeśli celem w szkole podstawowej na języku polskim jest zachęcenie do czytania, to trzeba proponować lektury, które młodzież będzie chciała czytać" - podkreślił.
Prof. Biedrzycki zwrócił uwagę, że w szkole podstawowej lekturą obowiązkową pozostało "Quo vadis" Henryka Sienkiewicza, choć w pierwotnej wersji miało zniknąć. "Problemem jest to, że dla większości dzieci, nawet w VIII klasie, to powieść bardzo trudna pod względem językowym" - dodał. Zaznaczył, że uczniowie nadal będą mierzyć się z archaicznym językiem.
"Trzeba też przemyśleć, jakiej historii literatury uczymy. Nikt mnie nie przekona, że wśród lektur obowiązkowych musiała zostać +Odprawa posłów greckich+ Jana Kochanowskiego, z bardzo prostego powodu: to jest utwór napisany językiem obcym dla współczesnych czytelników, młodzieży i dorosłych. Ten tekst przeczyta historyk literatury, ale i tak trzeba to czytać z przypisami, więc właściwie ze słownikiem" - zauważył prof. Biedrzycki. "Zanim uczeń przedrze się przez warstwę językową, zatrzyma się i nie zrozumie, o co tam chodzi, a to jest bardzo mądry utwór" - dodał.
Na uwagę, że może w takim razie nie ma odpowiedników tego typu tekstów we współczesnej literaturze, prof. Biedrzycki odparł, że są. "Tylko boimy się, bo jakikolwiek utwór współczesny wprowadzimy, będzie kontrowersyjny, krytykowany z różnych względów, estetycznych, literackich, ideologicznych. Zawsze będzie o to spór" - ocenił.(PAP)
Autorka: Paulina Kurek
gn/