Prof. Flis: wyrównany układ sił pomiędzy rządzącymi a opozycją

2024-06-09 22:45 aktualizacja: 2024-06-11, 11:50
Wybory do Parlamentu Europejskiego 2024. Premier Donald Tusk i politycy KO w sztabie wyborczym Koalicji Obywatelskiej w Warszawie, fot. PAP/Leszek Szymański
Wybory do Parlamentu Europejskiego 2024. Premier Donald Tusk i politycy KO w sztabie wyborczym Koalicji Obywatelskiej w Warszawie, fot. PAP/Leszek Szymański
Widać, że kluczowym elementem na naszej scenie politycznej jest stabilność generalnego układu sił - powiedział PAP socjolog prof. Jarosław Flis, komentując wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego.

W wyborach do Parlamentu Europejskiego KO zdobyła 38,2 proc. głosów, PiS - 33,9 proc., Konfederacja - 11,9 proc., Trzecia Droga (PSL i Polska 2050) - 8,2 proc., a Lewica - 6,6 proc. - wynika z badania exit poll Ipsos dla Polsatu, TVN i TVP. Frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego wyniosła 39,7 proc.

"Najważniejsze wydaje mi się to, że jest wyrównany układ sił pomiędzy rządzącymi a opozycją. Niezależnie od podziałów, zyski Platformy to zyski kosztem koalicjantów, nie kosztem PiS. Z drugiej strony opozycja skupiła się na dwóch partiach, rozproszenie pomiędzy pozostałe ugrupowania, wedle sondaży, jest mniejsze niż przy wyborach sejmowych. Co jest zaskakujące, choć stanowi szczegół. Widać, że podział na rządzących i opozycję jest względnie stabilny, przesunięcia są nie za duże, w obrębie bloków: wśród rządzących w stronę Platformy, wsród opozycji - w stronę Konfederacji" - ocenił prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

"Widać, że kluczowym elementem na naszej scenie politycznej jest stabilność co do generalnego układu sił. Przesunięcia, które widzieliśmy pomiędzy Platformą i koalicjantami, wynikają - jak się wydaje - z tego, że Platforma zaangażowała znacznie więcej znanych nazwisk, znacznie więcej zasobów. Ponieważ mogła liczyć na większą liczbę mandatów, jej kandydaci starali się bardziej, inwestowali więcej niż kandydaci Trzeciej Drogi i Lewicy. To zasada świętego Mateusza: jeśli spodziewasz się, że dostaniesz mało mandatów, to dostaniesz ich jeszcze mniej. To jeszcze bardziej osłabia partie w tych wyborach. Choć trzeba powiedzieć, że w przypadku Konfederacji tak to nie zadziałało" - zauważył ekspert.

"Pomiędzy partiami, czy to rządzącej koalicji czy opozycji, odbywa się rodzaj przepychanki. Nie są to jednak żadne nokautujące rozstrzygnięcia. To lekkie przesunięcie, które wynika po części z kalendarza wyborczego, z liczby kandydatów, miejsc w europarlamencie, które mamy" - powiedział Flis.

Odnosząc się do rozczarowującej frekwencji wyborczej, politolog podkreślił, że "w tych wyborach stawka jest niższa, nie decyduje się, kto będzie rządził. Tylko ci najbardziej zaangażowani w politykę na nie poszli. To pewna miara: ilu Polaków chodzi na wybory, nawet jeśli nie rozstrzyga się kto będzie rządził w ich gminie czy w państwie. Widać, że to mniej więcej jedna trzecia" - przypomniał.

sma/