Prof. Markowski z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk zapytany przez PAP - jak podsumowałby rok od wygranych przez Koalicję 15 X wyborów parlamentarnych stwierdził, że "to trudny dla rządu czas". Jak podkreślił, konsekwencja wyborów samorządowych i do Parlamentu Europejskiego z 2024 r. stworzyły atmosferę niekończącej się kampanii wyborczej, aż do czerwca. Według Markowskiego, to utrudniało prowadzenie normalnej polityki.
Według profesora, przez "mądrość" prezydenta Andrzeja Dudy, który udawał, że po wyborach parlamentarnych 2023 r. Mateusz Morawiecki jest w stanie zbudować większościowy rząd, koalicja przejęła władzę dwa miesiące później. "Dopiero w połowie grudnia, a realistycznie na początku stycznia, ta koalicja zaczęła rządzić" - zauważył profesor.
Jak ocenił, poprzednia władza zostawiła różnego rodzaju quasi instytucje, które uzurpują sobie prawo do orzekania o rzeczywistości. "To nieuznawana przez świat Izba Nadzwyczajna Sądu Najwyższego, Krajowa Rada Sądownictwa, fikcyjnie funkcjonujący Trybunał Konstytucyjny, czy w końcu sam prezydent Duda, który jest głównym sabotażystą tego rządu" - powiedział Markowski.
Jego zdaniem rządowi nie jest łatwo, niemniej parę rzeczy zostało rozpoczętych, jak przywracanie praworządności. Profesor zwrócił uwagę, że niesłychanie istotne jest to, że Polska wróciła na salony europejskie i współdecyduje o tym, jak ta Europa wygląda. "Odblokowano także zamrożone fundusze, których byśmy nigdy nie zobaczyli, gdyby PiS pozostał u władzy" - stwierdził.
Prof. Markowski zwrócił też uwagę na obietnice, które nie zostały zrealizowane.
"Przede wszystkim kobiety miałyby coś do powiedzenia w sprawie tego średniowiecznego prawa aborcyjnego. Wykształcone, wielkomiejskie, dumne kobiety są za to wściekłe na rządzących" - zauważył. Jak dodał, obawia się, że spadek poparcia w liczbach bezwzględnych dla Koalicji 15 X jest spowodowany m.in. właśnie tą nieudolnością.
Ponadto, zdaniem profesora, nie wszystkie komisje sejmowe działają tak, jak należałoby to sobie wyobrażać, według niektórych rozliczenia poprzedniej władzy idą zbyt powolnie. "Co to znaczy, że różni panowie, którym prokuratura każe się stawiać, żeby z nimi porozmawiać, wyjeżdżają na Węgry, do kolejnego satrapy, który ze swojego kraju uczynił autorytarny reżim" - zaznaczył.
Według politologa, "to jest degrengolada tkanki prawnej" w tym społeczeństwie, pokazywanie, że można po prostu "wypinać się". Zauważył, że zwykli ludzie są karani, choćby za drobne przekroczenie prędkości na drodze, lecz prawdziwi złoczyńcy polityczni, którzy rozkradli, tak jak w przypadku Funduszu Sprawiedliwości miliony, nadal cieszą się wolnością i lekceważą porządek prawny tego kraju.
W ocenie Markowskiego jest to rzecz, która jest największą wadą tego rządu.
"Za mało stanowczo działa w odniesieniu do ewidentnego zła publicznego. Tempo zmian, jakiego ludzie oczekują jest inne niż to, w jakim te zmiany są wprowadzane w życie. Niecierpliwość narasta i ludzie nie są tak zadowoleni, jak mogliby być z tej władzy" - podsumował profesor.
Zauważył też, że koalicja rządząca ma jeszcze 300 dni do odczekania, "aż zniknie z naszego pejzażu Andrzej Duda", który według Markowskiego "robi bardzo złą robotę dla Polski". "Kompromituje nas ciągle. Te konferencje prasowe, gdzie zarzuca polskim ministrom i premierowi, że są uzależnionymi od Putina pionkami na europejskiej szachownicy są po prostu karygodne" - podkreślił. Według niego te 300 dni minie szybko i będzie można przywrócić właściwy skład TK i SN. "Czy cierpliwość ludzka jest (...) skłonna czekać tak długo, to jest największa obawa" - podkreślił.
oski/ par/ jpn/ sma/