Prof. Nowak: dla zwycięstwa w 1920 r. kluczowe było morale polskich żołnierzy. Mieli poczucie, że bronią własnego domu, swoich rodzin

2023-08-15 07:36 aktualizacja: 2023-08-16, 09:21
Żołnierze przy stanowisku polskich karabinów maszynowych w rejonie Radzymina. 1920 r. Fot. PAP/Archiwum
Żołnierze przy stanowisku polskich karabinów maszynowych w rejonie Radzymina. 1920 r. Fot. PAP/Archiwum
Kluczowe znaczenie dla zwycięstwa miał duch bojowy, wysokie morale polskich oddziałów i determinacja połączona z dobrą organizacją. Żołnierze WP mieli poczucie, że bronią własnego domu, swoich rodzin - mówi PAP historyk prof. Andrzej Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Akademii Nauk.

Polska Agencja Prasowa: Dlaczego Bitwa Warszawska, której kolejną rocznicę obecnie obchodzimy, jest ważna nie tylko dla Polski, ale całej Europy i świata?

Prof. Andrzej Nowak: 15 sierpnia obchodzimy nie tylko zwycięstwo polskich żołnierzy nad bolszewikami w kampanii 1920 r. i rocznicę polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej. Jest także drugi, istotny powód. Tego dnia definitywnie załamały się plany podboju całej ówczesnej Europy snute przez Włodzimierza Lenina i jego towarzyszy z biura politycznego partii bolszewickiej. Plany zakładały rozszerzenie ataku przez nasz kraj dalej na zachód i na południe – przez "trupa białej Polski", jak głosił rozkaz dowódcy Frontu Zachodniego gen. Michaiła Tuchaczewskiego z 4 lipca 1920 roku. W korespondencji z 23 lipca, z Józefem Stalinem, który towarzyszył wtedy Frontowi Południowo-Zachodniemu, stojącemu już pod Lwowem, Lenin pisał także o rozwinięciu ofensywy na południe w kierunku Czechosłowacji, Węgier, Austrii oraz Rumunii. Planował podbój wszystkich tych krajów. Zarówno Lenin, jak i Stalin pisali o potrzebie dojścia armii bolszewickiej aż do Włoch. Z jednej strony ofensywa Frontu Zachodniego miała się przebić przez Polskę, a po jej pokonaniu dotrzeć do Berlina i zrewolucjonizować Niemcy; z drugiej - Front Południowo-Zachodni miał opanować całe południe kontynentu europejskiego. Takie były szczerze wyrażane ambicje bolszewickich przywódców pod koniec lipca 1920 r. To właśnie polscy żołnierze pokrzyżowali te plany i zablokowali ofensywę Armii Czerwonej nad Wisłą i pod Lwowem.

PAP: Jaki wpływ na zwycięstwo Wojska Polskiego miały nowe wówczas rodzaje broni - czołgi, lotnictwo oraz nowe rozwiązania technologiczne i metody walki m.in. dekryptaż bolszewickich meldunków nadawanych przez wojskowe radiostacje?

Prof. Nowak: Kwestie techniczne miały znaczenie drugorzędne. W istocie to armia bolszewicka miała ogólną przewagę w sprzęcie pancernym i lotnictwie, choć zdarzało się, że na niektórych odcinkach frontu była ona po stronie polskiej. Bolszewicy przejęli ogromne ilości sprzętu z brytyjskich dostaw dla "białej" armii, którą pokonali na przełomie 1919/20 r. Dysponowali zdecydowanie większą liczbą czołgów i samolotów niż Polska. Skala wykorzystania tych nowych broni była wówczas jeszcze minimalna w porównaniu ze współczesnymi konfliktami zbrojnymi. Naturalnie powinniśmy pamiętać o osiągnięciach zaangażowaniu polskich oraz amerykańskich lotników-ochotników w podniebnych walkach w 1920 r. oraz odwadze polskich załóg czołgów. Pamiętajmy jednak, że lotnicy wykonywali wówczas przede wszystkim loty rozpoznawcze nad terytorium zajętym przez przeciwnika, bez porównania rzadziej niż obecnie wykonywano ataki na cele naziemne np. zgrupowania kawalerii, pociągi pancerne czy jednostki pływające nieprzyjaciela. Doceniam pracę polskich kryptologów w rozszyfrowywaniu sowieckich rozkazów - jednak w wojnie polsko-bolszewickiej bardziej niż nowe rodzaje broni i technologie decydował przede wszystkim czynnik ludzki, morale i determinacja żołnierzy. Dotyczyło to także pracy wywiadu, który pracował na zapleczu wroga za pomocą tradycyjnych metod. Zapominamy czasem o tej heroicznej i przynoszącej bezcenne informacje służbie wywiadowczej, jaką na zapleczu wroga pełniła Polska Organizacja Wojskowa (POW), której pomnik stoi przed budynkiem warszawskiej Zachęty. Warto podkreślić odwagę agentów-peowiaków i peowiaczek. Z narażeniem życia zbierali oni i przekazywali do polskiego dowództwa informacje. Wielu z nich zostało schwytanych i zamordowanych przez czekistów, jednak ich ryzykowna praca i rozpoznanie dyslokacji bolszewickich jednostek istotnie pomogło polskim sztabowcom w planowaniu operacji frontowych.

PAP: Kluczowe okazało się jednak morale polskich żołnierzy?

Prof. Nowak: Największe, kluczowe dla zwycięstwa znaczenie miał duch bojowy polskich oddziałów, który nie załamał się, mimo sześcio-siedmiotygodniowego okresu wycofywania się na zachód. Trudno znaleźć inną armię, która po odwrocie na tak szerokim froncie, zachowałaby tak wysokie ogólne morale. Naturalnie zdarzały się przypadki dezercji, lecz zdecydowana większość oddziałów Wojska Polskiego zachowała wolę walki. Warto podkreślić autentyczny entuzjazm związany ze wstępowaniem do Armii Ochotniczej gen. Józefa Hallera. Świadczy o tym już sama liczba ochotników, którzy zgłosili się w ciągu kilkunastu dni - ponad 100 tysięcy. W sierpniu 1920 r. zdecydowana większość z milionowej wówczas armii polskiej chciała walczyć i bronić ojczyzny. Mieli poczucie, że bronią własnego domu, własnych rodzin, że walczą o ziemię, na której mieszkają ich siostry, matki, rodzice i dzieci. To właśnie determinacja połączona z dobrą organizacją była kluczowym czynnikiem. Pewną rolę odegrała także stała obecność grupy kilkuset francuskich oficerów łącznikowych. Nie była może znacząca liczbowo, lecz dodawała otuchy i budowała poczucie, że nie jesteśmy całkiem sami. Ogromne znaczenie miał także plan sztabowy gen. Rozwadowskiego, zaakceptowany i wykonany przez Naczelnego Wodza – Józefa Piłsudskiego. Znaczenie dla postaw polskich żołnierzy miały też wieści o zbrodniach popełnianych przez bolszewików na ludności cywilnej i jeńcach. To także motywowało polskich żołnierzy do walki, wzmagało ich determinację. Realia owych zbrodni możemy dziś poznać czytając choćby zapiski komisarza politycznego 1. Armii Konnej Budionnego, Izaaka Babla. To pouczająca i wstrząsająca lektura…

Informacje o zbrodniach bolszewickich docierały jednak do polskich żołnierzy jeszcze przed rozpoczęciem kontrofensywy. Polska propaganda wojenna umiejętnie wykorzystywała je do mobilizowania społeczeństwa do obrony, do walki o to, by uchronić swoich bliskich w domach przed takim losem, o jakim czytano w relacjach z Białegostoku, Grodna czy innych zajętych przez Armie Czerwoną miast.

PAP: W 1920 r. w mojej rodzinie od strony mamy bardzo młody człowiek w wieku 16 lat wstąpił jako ochotnik do Wojska Polskiego i poległ w walce. Wiemy, że takich młodych ochotników jak on były tysiące. Co powodowało ich determinację i wolę do wstępowania do armii? Mimo wieku wiedzieli, że na froncie mogą zginąć, i naprawdę ginęli…

Prof. Nowak: Taka postawa cechowała całe pokolenie ówczesnej młodzieży. To także zasługa ich rodziców i nauczycieli, którzy wychowali tych młodych ludzi – i nie zatrzymali ich w domu, w momencie, gdy ci rwali się do walki. Ochotnicy we Lwowie w 1919 r. mieli po 12-16 lat. Najmłodszy ochotnik do formowanych w Krakowie Legionów, który w 1914 roku wymaszerował z Pierwszą Kadrową miał 14 lat. W 1920 r. zgłaszało się na ochotnika mnóstwo 16-17 latków. Przykładem ich heroizmu były choćby "polskie Termopile" pod Zadwórzem koło Lwowa. 17 sierpnia 1920 r. przez kilka godzin kilkuset głównie młodych ochotników zatrzymało tam na kilka godzin front Stalina i Budionnego. Zginęła większość z nich, poświęcili życie, by ocalić Lwów, swoje miasto i swoich bliskich. Młodzi lwowianie wykazali się bohaterstwem, co najmniej dwukrotnie: jesienią 1918 r. i właśnie latem 1920 r. pod Zadwórzem i w innych miejscach walki. Pod Warszawą takim samym symbolem stał się Ossów, kiedy 14 sierpnia batalion pułku piechoty Legii Akademickiej, z księdzem Ignacym Skorupką jako kapelanem, powstrzymywał atak czerwonoarmistów na przedpola polskiej stolicy.

Powszechnie krytykowano tzw. dekownictwo - uchylanie się zdolnych do walki osób przed wstąpieniem do wojska. Postawa "nie bronię ojczyzny, bo strach przed śmiercią jest większy" spotykała się ze społecznym potępieniem. Podam tu przykład Jarosława Iwaszkiewicza. W najbardziej dramatycznym momencie, w lipcu 1920 r., gdy bolszewicy podchodzili już do Warszawy, 26-letni wówczas pisarz bawił ze swoim uczniem na plaży nad Bałtykiem, a stamtąd próbował czmychnąć… do Zakopanego. Zgłosił się w końcu do służby, pod ostrą presją swojego patrona księcia Woronieckiego, u którego służył jako nauczyciel dzieci. Uczynił to jednak na tyle późno, by już w żadnych walkach nie wziąć udziału. Na pewno nie był to odosobniony przypadek, ale takie postawy określano jako naganne, wręcz paskudne.

Warto, dla kontrastu, pamiętać o postawie sportowców z klubów z całej Polski. W punktach werbunkowych i przed komisjami poborowymi Wojska Polskiego w 1920 r. zjawiały się całe drużyny piłkarskie czołowych klubów – Polonii, Legii, Warty, Cracovii, Wisły , a także sportowcy wielu innych dyscyplin, szermierze, wioślarze, bokserzy. Warszawski Klub Wioślarski oddał swoje łodzie na potrzeby obrony miasta przed bolszewikami. Nikt nie traktował sportu jako wymówki np. "piłka jest dla nas ważniejsza", a przeciwnie - duch sportowego współzawodnictwa ochotników wpływał na ich życiowy wybór, więc sportowcy, obok innych zgłaszali się na ochotnika i walczyli na froncie o najważniejsze zwycięstwo: dla Polski.

Rozmawiał Maciej Replewicz (PAP)

Autor: Maciej Replewicz

mmi/