PAP: Od 2025 r. planowany jest kolejny wzrost stawki akcyzy na papierosy, co może spowodować wzrost cen tych używek w sklepach. Z kolei resort zdrowia zamierza ograniczyć sprzedaż alkoholu na stacjach benzynowych, a jego szefowa Izabela Leszczyna uważa, że Ministerstwo Finansów powinno zwiększyć akcyzę na alkohol. Jeśli tak się stanie, czy faktycznie wpłynie to na ograniczenie konsumpcji tych produktów? Potwierdzają to badania naukowe?
Prof. Jarosław Pinkas, były konsultant krajowy w dziedzinie zdrowia publicznego, dziekan Szkoły Zdrowia Publicznego Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie: Badanie naukowe na ten temat są jednoznaczne i nie pozostawiają wątpliwości. Wynika z nich, że jeśli alkohol i papierosy są tanie, to ich konsumpcja wzrasta, a gdy ich cena rośnie, to spożycie spada.
PAP: Ale jest jeszcze coś takiego jak tzw. szara strefa, czyli nielegalna sprzedaż papierosów i alkoholu. Wtedy liczba osób sięgających po używki wciąż będzie wysoka i nic tak naprawdę się nie zmieni.
J.P.: Osoby, które tak twierdzą, mijają się z prawdą. Obserwacje na całym świecie potwierdzają, że im droższe są używki, tym popyt na nie jest mniejszy.
PAP: A jak jest w Polsce?
J.P.: Mamy kompletny dramat, bo z roku na rok za to samo średnie wynagrodzenie możemy kupić więcej alkoholu. Przykładowo obecnie to może być 230 półlitrowych butelek wódki i ponad 1800 butelek piwa o tej samej pojemności.
PAP: Według „Raportu 2023. Uzależnienia w Polsce” Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom za przeciętną pensją w 2022 r. można było kupić o prawie 140 proc. więcej butelek piwa o pojemności 0,5 l niż w 2002 r. i ponad 140 proc. więcej półlitrowych butelek wódki o 40 proc. zawartości alkoholu.
J.P.: To bardzo dużo. I nie może być inaczej, skoro przeciętne wynagrodzenie u nas rośnie, natomiast alkohol nie drożeje. Na dodatek sieci handlowe rywalizują, wprowadzając konkurencyjne ceny alkoholu. Stosowane są liczne promocje zachęcające do jeszcze większych zakupów, na przykład: jeśli kupisz dwie butelki piwa, to kolejne dwie otrzymasz za darmo. Powinno się tego zabronić, bo to zwiększa konsumpcją alkoholu - to, co kupimy nie może się przecież zmarnować. Nikt nie trzyma alkoholu na czarną godzinę, na ogół jest on zaraz wypijany.
PAP: Jednak tego rodzaju reklama jest wszechobecna, a ludzie mają zwykle słabą wolę.
J.P.: Ona jest w całej przestrzeni publicznej, w internecie, w telewizji, na ulicy, wszędzie widzimy banery na różne sposoby zachęcające do kupna alkoholu. Reklama piwa w różnej postaci jest obecna nawet podczas imprez sportowych, czego przykładem były niedawno zakończone mistrzostwa Europy w piłce nożnej.
PAP: To co pan proponuje?
J.P.: Opowiadam się za całkowitym zakazem reklamy alkoholu.
PAP: Za czym jeszcze?
J.P.: Za ograniczeniem punktów i godzin sprzedaży alkoholu.
PAP: Również na stacji benzynowej?
J.P.: Oczywiście. Najbardziej niebezpiecznym miejsce w Polsce jest w pewnym sensie stacja benzynowa. Bo przyjeżdżamy zatankować samochód, płacimy w kasie za paliwo i co mamy na wysokości naszych oczu? Głównie papierosy i alkohol. Stacja benzynowa to wspaniale zaopatrzony sklep monopolowy. A oprócz tego jest tam duży wybór różnego rodzaju energetyków, byśmy - jak podejrzewam - nie byli senni za kierownicą. Nie ma tylko żadnej informacji, że lepiej byłoby zrobić 15-minutowy spacer wokół tej stacji lub na miejscu parkingowym.
PAP: Tym bardziej, że energetyk to także duża zawartość cukru. A cukier sprzyja otyłości, cukrzycy i chorobom sercowo-naczyniowym.
J.P.: Dlatego wprowadzono przed laty podatek cukrowy, w czym miałem swój udział.
PAP: Z jakim skutkiem?
J.P.: Spadło spożycie napojów, do których dodawany jest cukier. To potwierdza, że takie działania dają efekty. Nie wiem, jak są wykorzystywane pieniądze uzyskane z tego podatku, czy w całości przeznacza się je na zdrowie publiczne, bo takie było założenie. W każdym razie, gdy chcemy się czegoś napić, to nie sięgajmy po słodkie napoje, również po te, które zawierają słodziki, tylko po zwykłą wodę. W ten sposób można się najlepiej nawodnić, szczególnie podczas upałów.
PAP: Ministerstwo Zdrowia przygotowało projekt zakazujący sprzedaż alkoholu na stacjach benzynowych nocą. Mógłby on obowiązywać od 1 stycznia 2025 r.
J.P.: To krok w dobrym kierunku. Bo nie można patrzeć tylko na to, ile budżet państwa zyskuje z akcyzy na używki, gdyż związane z nim straty zdrowotne są tak duże, że w sumie więcej środków trzeba przeznaczyć na opiekę medyczną, socjalną i wypadki.
PAP: A jak jest z papierosami? Są u nas zbyt tanie czy zbyt drogie?
J.P.: Moim zdaniem są wciąż zbyt tanie, nadal pod względem ceny papierosów jesteśmy poniżej średniej europejskiej. Mamy natomiast jeszcze inny problem - z tzw. e-papierosami, które są bardzo tanie. A jeśli są tanie, to chętnie sięga po nie młodzież. W niektórych tych produktach też jest wykorzystywana nikotyna, która uzależnia. Ostatnio pojawiło się zjawisko palenia podwójnego - tradycyjnych papierosów oraz e-papierosów, co jest jeszcze bardziej szkodliwe dla zdrowia. Poza tym część osób sięgających po e-papierosy przerzuca się potem na tytoń.
PAP: Co zatem powinniśmy robić?
J.P.: Ważna jest edukacja zdrowotna, prowadzona od najmłodszych lat. Dużo zatem obiecują sobie po tym, że wreszcie będzie w szkole przedmiot na temat zdrowia. O tym, jak się odżywiać, na czym polega zdrowy styl życia i jak szkodliwe są wszelkie używki.
PAP: Wrócimy jeszcze do wyższej stawki akcyzy na używki, głównie alkoholu i papierosów. Czy to nie działa tylko przez pewien czas, a potem ludzie się przyzwyczajają do wyższych cen i sięgają po nie tak samo często jak wcześniej?
J.P.: To prawda, ale tylko wtedy, gdy coraz więcej zarabiamy. A cena używek u nas nie rośnie wraz ze wzrostem średnich wynagrodzeń. W efekcie stać nas na to, by po nie sięgać. Mogę to powtórzyć: nie używamy tego na co nas nie stać, a przynajmniej nie w dużej ilości.
PAP: Dla osób lepiej zarabiających podwyżka akcyzy nie ma raczej większego znaczenie. Ich zawsze będzie na to stać.
J.P.: Mnie zależy przede wszystkim na to, żeby nie było na to stać dzieci i młodzieży. To kwestia kluczowa. Jeśli młodzież pali papierosy i sięga po alkohol, bo ich na to stać i nie zostali odpowiednio wyedukowani, bo nie zdają sobie sprawy jak jest to niebezpieczne, wtedy szkodzą sobie, jak również na różne sposoby obciążają całe społeczeństwo. Naszym zadaniem jest zatem uzyskanie odpowiedniej akceptacji społecznej dla tego typu działań.
PAP: Akceptacja powinna dotyczyć także tego, że należy ograniczyć godziny sprzedaży alkoholu, szczególnie w porze nocnej?
J.P.: Uważam, że wszelkie ograniczenia w dostępie do alkoholu są potrzebne. Przykładowo na Litwie po godzinie 20.00 w sklepach nie można już kupić alkoholu, wyjątkiem są restauracje. Bo po co się kupuje alkohol wieczorem?
PAP: Nie wiem. Nie kupuję i nie piję alkoholu.
J.P.: Najczęściej wtedy, gdy go zabrakło i chcemy się dopić. Wcześniej wydawało się nam, że aż tyle nie wypijemy. Czyli chcemy wypić więcej niż zamierzaliśmy.
PAP: Jest jeszcze jedna kwestia: że małe dawki alkoholu są podobno korzystne dla zdrowia, szczególnie czerwone wino. Mówiło się kiedyś o tzw. francuskim paradoksie, że czerwone wino, oczywiście w małych ilościach, chroni przed miażdżycą i zawałami serca. To prawda?
J.P.: To mit. Z twierdzenia, że niewielkie dawki alkoholu mają znaczenie kardioprotekcyjne, wycofali się już nawet kardiolodzy. Bo onkolodzy od dawna ostrzegali, że alkohol zwiększa ryzyko chorób nowotworowych. Dziś wiemy, że nie ma bezpiecznej dawki alkoholu. Wszelkie zatem działania legislacyjne, takie jak te z podwyżką akcyzy na używki oraz ograniczeniem sprzedaży alkoholu, są bardzo pożyteczne dla zdrowia Polaków.
Rozmawiał: Zbigniew Wojtasiński (PAP)
ep/