Prof. Ryszard Koziołek od 2020 r. jest rektorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Niedawno wybrano go na drugą czteroletnią kadencję. Naukowo zajmuje się m.in. społeczną funkcją nauki o literaturze i popularyzacją wiedzy o niej. Jest liderem merytorycznym Europejskiego Miasta Nauki Katowice 2024. Wydał m.in. trzy zbiory esejów „Dobrze się myśli literaturą”, „Wiele tytułów” oraz „Czytać, dużo czytać”.
PAP: Pisał pan już jakiś czas temu o roli humanisty-sygnalisty. Kogoś, kto przewiduje przyszłość i ostrzega przed zagrożeniami. To nadal aktualne?
R.K.: Myślę, że taka jest w ogóle rola humanistyki. Rozmawiałem niedawno z dziećmi o najważniejszym i najprostszym pytaniu naukowym, które brzmi „dlaczego?”. Kiedy jesteśmy mali, zadajemy je w kółko, a dorośli niestety bardzo często wybijają nam to z głów. Otóż w humanistyce to pytanie ma inny wymiar, niż w pozostałych dyscyplinach nauki, ponieważ ma dodatkowo formę protestu: „dlaczego to się stało?”. To wyróżnia humanistykę, która jak każda nauka opisuje rzeczywistość, ale ma też komponent projektujący, opierający się czy rzucający wyzwanie rzeczywistości i w tym rozumieniu to przewidywanie przyszłości jest rolą humanistyki. Bardzo dobrze widać to w dyskusjach o zmianach klimatycznych. Klimatolodzy dostarczyli nam nieprawdopodobnej liczby informacji potwierdzających zmiany klimatu, ale bez zmian mentalnościowych nie zmienimy swoich nawyków. Do tego potrzebna jest opowieść, a żeby ją stworzyć, potrzebna jest wiedza na temat tego, jakie narracje, jakie argumenty, jakie wizualizacje trafiają do naszej świadomości. I to jest rola humanistyki, aby taką opowieść stworzyć.
PAP: Dzisiejsi autorzy przed czym nas ostrzegają?
R.K.: Na pewno zmuszają nas do przemyśleń, że jeśli będziemy zachowywać się w taki sposób, jak dotychczas, jako bezmyślni konsumenci, producenci, użytkownicy, to stanie się coś bardzo niedobrego. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że szczególną popularnością w kulturze cieszą się wszelkiego rodzaju dystopie, a więc opowieści katastroficzne. Książki, filmy etc. pokazują nam to wyjątkowo uporczywie. To angażuje nas afektywnie. Nie wystarczy zmierzenie średniej temperatury i wskazanie, że w Polsce podniosła się ona o dwa stopnie od epoki przedprzemysłowej. Nie odczujemy tych dwóch stopni szczególnie na własnym ciele w sposób bezpośredni. Żebyśmy zrozumieli konsekwencje, jakimi są różnego rodzaju katastrofy naturalne, musimy to zobaczyć i zwyczajnie się przestraszyć.
PAP: Jak dziś powinniśmy przyswajać wiedzę? Pana najnowsza książka to „Czytać, dużo czytać”. A oglądać i słuchać?
R.K.: Dziś literatura mówi do nas na wiele różnych sposobów. Nie możemy szukać jej wyłącznie w książkach. Musimy spojrzeć szerzej, na całą blogosferę, seriale, memy… Literatura, zwłaszcza ta ceniona, jest innowacyjnym użyciem języka, czyli tej formy, która ma w sobie metaforę i narrację. Używanie tego języka poszerza naszą wyobraźnię. Można powiedzieć, że literatura pozwala nam mówić o tym, o czym nie wiemy. Do tego służy fikcja. Zmyślanie jest potrzebne człowiekowi, chociażby po to, aby mówić o przyszłości. Kiedy zastanawiam się, co będę robił dziś po południu, to tak naprawdę zmyślam, bo przecież nie jestem na sto procent pewny, co się wydarzy. Kiedy zastanawiam się, co będzie jutro, za tydzień, za miesiąc czy rok, to tak naprawdę uprawiam literaturę. W tym sensie postrzegam literaturę jako dyspozycję antropologiczną, zdolność naszego gatunku. Im lepiej jesteśmy w tym wyćwiczeni, tym lepiej możemy sobie wyobrazić, co może się stać w przyszłości.
PAP: Zmiana sposobu przyswajania treści coś nam zabrała, czy nie ma różnicy?
R.K.: Każda forma ma inne walory. Czytanie polega na tym, że język czytany przechodzi przez nas. Inaczej mówiąc: czytając mówimy i to jest najbardziej aktywna forma obcowania ze słowem. Słuchanie i oglądanie to raczej pozycja receptywna, natomiast czytanie, choć słowa przechodzą przez nasze oczy, to forma aktywna. Czytane słowa stają się naszymi słowami, jakbyśmy sami je wypowiadali. Poszerza to nasz osobisty słownik, więcej potrafimy powiedzieć, więcej potrafimy zrozumieć. Osobiście jestem zwierzęciem chłonnym każdej formy literatury, dlatego czytam książki, oglądam filmy i seriale, uwielbiam słuchać podcastów. Jestem szczęśliwy, bo stało się coś zadziwiającego, czyli żyjemy w czasach, kiedy różne formy obcowania ze słowem funkcjonują chronologicznie. To nie tak, że zostawiliśmy za sobą słuchanie, co robili nasi przodkowie, zasiadając do ogniska i opowiadając historie, na rzecz czytania książek, tylko teraz książkę możemy przeczytać i wysłuchać jednocześnie, obcując z różnymi formami kultury, co nas wzbogaca.
PAP: Kiedy coraz więcej oglądamy i słuchamy, to po co nam jeszcze literatura?
R.K.: Na takim najbardziej podstawowym poziomie zawsze będzie sprawiała nam przyjemność. Oralność mowy sprawia, że odczuwamy przyjemność z samej artykulacji, trochę jakby słowa były przedmiotami, które obracamy w ustach. Jestem przekonany, że pod tym względem nic się nie zmieni. Oczywiście pomnożyliśmy tę przyjemność za sprawą technologii, która umożliwiła nam łatwy dostęp do kultury. Na nieco bardziej zaawansowanym poziomie literatura jest najlepszym laboratorium mówienia, a – mam nadzieję – zawsze będziemy się w ten sposób komunikować. Jeśli chcemy zobaczyć, co można zrobić z językiem, to literatura jest w tym przypadku centrum nowych technologii. To jak z jazdą samochodem – każdy jakiś ma, ale wiemy, że istnieje coś takiego jak Formuła 1 i to tam dostrzegamy, co można zrobić z tą technologią. Na co dzień nikt nie mówi językiem Adama Mickiewicza, ale on i mu podobni pokazują, co można z tym językiem zrobić.
PAP: Dla mojego pokolenia kultową serią był „Harry Potter”, którego czytali lub oglądali wszyscy. Dziś, przy takiej mnogości produktów kulturowych i nurtów, jesteśmy jeszcze w stanie wytworzyć coś takiego w literaturze, co masowo zawładnie naszą wyobraźnią?
R.K.: Tak, ale nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć i to jest najwspanialsze. W tej kwestii jestem za to w miarę spokojny, kiedy ktoś pyta, czy sztuczna inteligencja napisze nam nowego „Harrego Pottera”. Nie, nie napisze. Oczywiście jej zdolności kombinacyjne są oszałamiające i fascynujące, ale powstawanie arcydzieł, które są w stanie zawładnąć masową wyobraźnią, ma w sobie zawsze pewien element przypadku. Gdyby J.K. Rowlling można było replikować, to mielibyśmy niezliczonych pisarzy miliarderów. Arcydzieło literatury to zagadka, wypadkowa ludzkiego indywiduum, musi uczestniczyć w tym umysł, który opowie coś w niespotykany sposób, trafi przy tym na koniunkturę, potrzebę społeczną, dzięki której miliony osób zobaczą w tej historii coś niezwykłego.
PAP: Czy AI zagraża humanistom?
R.K.: Nie wyprze humanistów, ale przesunie ich w inne miejsce. Jestem tym zafascynowany, bo pierwszy raz pojawił się podmiot myślenia, mówienia i kreowania, który działa zupełnie inaczej niż człowiek. To oczywiście rodzaj informatycznej maszyny uczącej się, choć być może jest już czymś więcej. Potrafi się uczyć, ale jej system uczenia się jest oparty na innych zasadach niż ludzki umysł. To takie poczucie, jakby do nas dwóch dosiadło się coś trzeciego, bo przecież nie ktoś trzeci, czemu możemy zadawać pytania, a to udziela nam odpowiedzi, ale dochodzi do nich innymi drogami. Co jednak najważniejsze, nie możemy temu czemuś ufać, ponieważ w przeciwieństwie do nas, nie można tego pociągnąć do odpowiedzialności za to, czy mówi prawdę, czy też nie.
Rozmawiał: Patryk Osadnik (PAP)
ep/