PAP: Ks. Adam Boniecki i Hanna Krall – to nazwiska nie tak często wymieniane obok siebie. Co łączy bohaterów książki, nad którą pracujesz?
Anna Goc: Przyjaźń. Przeglądając z ks. Adamem Bonieckim jego archiwum, natrafiłam na list od Hanny Krall z datą 10 lutego 1999 roku. To wtedy ks. Boniecki został redaktorem naczelnym „Tygodnika Powszechnego”. Hanna Krall pisała: „sobie życzę, byś mimo wszystko znajdował czas dla przyjaciół i ich ryb po żydowsku”.
List stał się pretekstem do rozmowy o trwającej od wielu lat przyjaźni. Fragment, który z okazji 90. urodzin ks. Bonieckiego ukazał się w „Tygodniku Powszechnym”, wejdzie w skład książki, nad którą teraz pracuję.
PAP: Rozmowa zaczyna się wspomnianą rybą po żydowsku.
A.G.: Hanna Krall opowiada, że raz w roku, na Wigilię, przygotowywała gefilte fisz, czyli rybę faszerowaną, karpia – według przepisu swojej mamy, która pochodziła z Lublina. Na pytanie, jak dużo było tych wspólnych Wigilii, ks. Boniecki odpowiedział, że spotykali się co roku przez długie lata, że to było tradycją, a Hanna Krall dodała, że właściwie nie było Wigilii bez ks. Bonieckiego.
Na wspólne Wigilie ks. Boniecki przyjeżdżał do Hanny Krall i jej męża Jerzego Szperkowicza m.in. z Rzymu. Wkładał pod choinkę prezenty owinięte w błyszczący papier, przewiązane girlandami i wstążkami. Prezent dla niego był zapakowany w szary papier, bo innego wtedy w Polsce nie było.
PAP: Kiedy zaczęła się ich przyjaźń?
A.G.: W styczniu 1978 roku w „Notesie”, czyli stałej rubryce ks. Bonieckiego w „Tygodniku Powszechnym”, ukazał się tekst o „Zdążyć przed Panem Bogiem” Hanny Krall. Daniel Passent, który prenumerował „Tygodnik”, przyniósł Hannie Krall wycięty tekst. Boniecki zastanawiał się, czy książka „Zdążyć przed Panem Bogiem” jest bluźniercza. „Chciałam poznać tego Bonieckiego, co tak inteligentnie napisał” – mówi w naszej rozmowie Hanna Krall.
Oboje wspominają wrażenia z tego pierwszego spotkania. Ks. Boniecki mówi, że przyszedł „do knajpy”, Hanna Krall od razu prostuje, że „nie do knajpy, tylko do wytwornej restauracji w Hotelu Francuskim w Krakowie”. Ks. Boniecki dodaje: „Wchodzę, a tam siedzi… umazana tłuszczem”. Na to Hanna Krall: „Jem bardzo subtelnie – i do sali wchodzi jakiś przystojniak. Świetnie ubrany, we wranglerach! Nie w podróbkach z bazaru, tylko w oryginalnych, zmierza wprost do mnie (…)”.
PAP: Twoi rozmówcy wracają do spotkań sprzed lat, nawiązują też do wydarzeń tego czasu, Solidarności, rozmów z papieżem.
A.G.: W kuchni Hanny Krall spotykali się ze Zbigniewem Bujakiem, przywódcą podziemnej Solidarności, a szczegóły tych rozmów ks. Boniecki przekazywał papieżowi.
Boniecki i Krall rozmawiają także o Kościele w tamtym czasie, o peerelu, o tym, jak wydarzenia w Polsce były widziane z watykańskiej perspektywy.
W 1984 roku Hanna Krall na łamach „Tygodnika” omówiła „Kalendarium życia Karola Wojtyły”, którego autorem jest ks. Boniecki. Zrobiła też dwie rozmowy – z Michałem Głowińskim o języku Wojtyły i z Jerzym Szackim o świecie, który się wyłania z „Kalendarium”. Najciekawsze w tych rozmowach – jak wspomina Krall – było to, że Szacki mówił o „ich świecie”, „ich modlitwach”, „ich kalendarzu”. „O Kościele nikt tak nie pisał, każdy chciał do tego 'ich' świata przynależeć” – dodaje.
PAP: W rozmowie Hanna Krall proponuje wznieść toast „za tych, co kończą 90 lat”. Podczas niedawnych obchodów urodzin ks. Bonieckiego podarowany mu z tej okazji cedr został uroczyście posadzony na Plantach, w pobliżu kościoła św. Anny. Przechodnie, którzy przypadkiem znaleźli się w pobliżu, podchodzili do ks. Bonieckiego, prosili o zdjęcie, krótką rozmowę, składali życzenia. Kim dla Krakowa jest dzisiaj ks. Adam Boniecki?
A.G.: Osiem lat temu, gdy zaczynaliśmy pracę nad książką „Boniecki. Rozmowy o życiu”, wychodziliśmy zwykle z redakcji przy Wiślnej 12 i szliśmy do krakowskiego mieszkania ks. Adama.
Spacerowaliśmy ulicami Krakowa, m.in. przez plac Szczepański czy w okolicach Starego Kleparza. Obserwowałam jak wielu ludzi zaczepiało ks. Bonieckiego – podchodzili ze swoimi sprawami, dylematami, prośbami o radę. Nie zdarzało się też, by przechodząc obok siedzących na ławkach osób, także w kryzysie bezdomności, ks. Adam nie podszedł i nie zapytał, co słychać. Widać było, że się znali. Rytuałem było także przynoszenie „Tygodnika” jednej z pań sprzedających obwarzanki.
Wiosną znowu przechodziliśmy przez Stary Kleparz i panie sprzedające na targowisku od razu zauważyły ks. Adama. „Dawno księdza u nas nie było” – mówiły, pytały o zdrowie i powrót do pisania po udarze.
Pytasz o Kraków, powiedziałabym raczej, że dla wielu ludzi, nie tylko wierzących, lecz także tych, którzy są poza Kościołem, słowa ks. Bonieckiego są ważne. I że ich szukają.
PAP: W „Rozmowach o życiu” ks. Boniecki mówi o ważnych wydarzeniach w jego biografii. Które z nich były kluczowe, uformowały jego postawę i przekonania?
A.G.: 5 stycznia 1944 roku gestapowcy aresztowali Michała Fredro-Bonieckiego, ojca ks. Adama, pod pretekstem niedopełnienia obowiązków meldunkowych. Podobno – jak mówi ks. Adam – ktoś doniósł, że jego ojciec współpracował z AK.
Ks. Adam miał wtedy 10 lat. „Gdy się ze mną żegnał, wiedziałem, że więcej go nie zobaczę. Nie potrafię wyjaśnić, skąd miałem taką pewność, ale to było bardzo silne” – mówił w książce „Boniecki. Rozmowy o życiu”. Wszyscy w domu zaczęli odmawiać nowennę w intencji jego uwolnienia: dziewięć razy dziennie przez dziewięć dni. Ostatniego dnia przyszła wiadomość, że ojciec został rozstrzelany.
Chwilę przed zatrzymaniem ojca ks. Adama, w 1942 roku, Niemcy pozbawili rodzinę Bonieckich dworu w Potworowie, w którym dorastał, i urządzili w nim ośrodek wypoczynkowy dla oficerów Luftwaffe. Kolejny dom, pałac w Świdnie, odebrała rodzinie Bonieckich władza ludowa.
O tych doświadczeniach – utraty domów, bezpiecznego miejsca – ks. Boniecki opowiada jako o szkole ascezy i nauce, „że nie mamy tu stałego mieszkania”. Mówi: „Mnie jest z tym dobrze. Tam, gdzie rozbiję swój namiot, jestem w domu. Kiedy się przeprowadzę, znów będę w domu. Te doświadczenia uważam za dobrodziejstwo”. Dodaje, że jego rodzina miała dystans do rzeczy materialnych.
PAP: Kiedy pytasz, od kogo ks. Boniecki uczył się tego, co w życiu ważne, mówi: „chyba od mamy. Choć ani mnie, ani mojemu rodzeństwu nie udzielała wielkich nauk, to widzieliśmy, jak żyła”.
A.G.:„Przyjęła to jako wyzwanie, z dystansem. Nie dramatyzowała” – wspomina ks. Adam trudny moment, gdy jego mama, Grażyna Fredro-Boniecka z hrabiów Łosiów, została sama z pięciorgiem dzieci i pozbawiona rodzinnego majątku. Ks. Adam zawsze podkreślał, że od mamy uczył się, by przyjmować sytuację taką, jaka jest, nie narzekać.
Wspomina jej pracę chałupniczą, dzięki której mogła być w domu z dziećmi. Wieczorami wszyscy wycinali z mocnego płótna korpusy lalek, które później wypychali trocinami.
„Mama nauczyła nas także swoją postawą, swoim stylem bycia, że z małych rzeczy nie ma co robić wielkich dramatów. Miała wyczucie ważności spraw” – mówił w jednej z naszych rozmów.
PAP: Ks. Boniecki powiedział kiedyś Janowi Pawłowi II, że jest autorem najważniejszych rozdziałów w jego biografii – wyznaje w „Rozmowach o życiu”.
A.G.: W 1964 roku ks. Adam Boniecki zaczyna pracę w „Tygodniku Powszechnym”, w tym samym czasie zostaje duszpasterzem akademickim w duszpasterstwie św. Anny. Inicjatorem tych zdarzeń był abp Karol Wojtyła, ówczesny metropolita krakowski.
Jerzy Turowicz, redaktor naczelny pisma, szukał studenta, któremu mógłby wynająć pokój. Ks. Boniecki zaproponował siebie i przez kilka lat mieszkał u państwa Turowiczów. Był to „dom wzajemnego szacunku wszystkich do wszystkich, dom ważnych rozmów, ważnych spotkań z niezwykłymi ludźmi, dom, z którego chodziło się wszędzie tam, gdzie się działo coś ważnego” – wspominał.
W 1979 roku na zaproszenie Jana Pawła II wyjechał do Rzymu, by zostać redaktorem naczelnym polskiego wydania „L’Osservatore Romano”. Towarzyszył także papieżowi w jego podróżach, z których pisał relacje dla „Tygodnika” w stałej rubryce, która zmieniła nazwę na „Notes rzymski”.
PAP: Osobiste przeżycia łączą się w „Rozmowach” z refleksją na temat sensu, wartości, Kościoła. Z doświadczeń i przemyśleń płyną lekcje. Która dla Ciebie była najważniejsza?
A.G.: Dobrze jest mieć w życiu namiot.
Rozmawiała: Julia Kalęba
Urodzona w 1987 r. Anna Goc jest dziennikarką, reporterką i redaktorką. Do roku 2012 związana była z krakowską redakcją "Gazety Wyborczej". Od 2012 r. pracuje jako dziennikarka i redaktorka w redakcji "Tygodnika Powszechnego".
Opublikowała wywiad-rzekę "Boniecki. Rozmowy o życiu" (Znak, 2018, nowe wydanie 2024). W przyszłym roku ukaże się jej nowa książka o ks. Adamie Bonieckim, w której wystąpi też Hanna Krall.
Była laureatką VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (2017), w ramach którego napisała książkę reporterską o osobach głuchych. Jej książka reporterska pt. "Głusza" ukazała się w 2022 r. w Wydawnictwie Dowody. Otrzymała za nią w 2023 r. Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz Nagrodę im. Beaty Pawlak.
Jest laureatką Grand Prix Nagrody Dziennikarzy Małopolski (2018), a wcześniej nagradzana była w kategorii Reportaż prasowy (2016, 2017, 2018) i News (2011). Otrzymała wyróżnienie w finale V Ogólnopolskiego Konkursu Dziennikarskiego im. Krystyny Bochenek (2015). Była nominowana do XI edycji Nagrody Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego (2015), do XX Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego (2017), Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej (2018) oraz Nagrody Grand Press w kategorii Reportaż prasowy (2017, 2018).
kgr/