Zdaniem psycholog przemoc w rodzinie dotyczy wszystkich jej członków, nawet wtedy, kiedy bezpośrednio skierowana jest tylko wobec jednej osoby. Powiedziała PAP, że przemocowe wobec siebie mogą stać się osoby, które kiedyś darzyły się uczuciem, że duże predyspozycje do bycia przemocowcem mają osoby narcystyczne. Wyjaśniła, dlaczego zachowanie rodziców wobec siebie w obecności dziecka ma bardzo duży wpływ na to, jaką rodzinę stworzy ich pociecha w przyszłości. Podpowiedziała, w jaki sposób można przeciwdziałać przemocy domowej.
PAP: Dlaczego kochający się kiedyś ludzie stają się wobec siebie przemocowi?
Bibianna Muszyńska–Czerewkiewicz: Przez to z jakich domów wyszli i przez to, jaka historia słów i zachowań powstała między nimi.
PAP: Uważa się, że z przemocą w rodzinie mamy do czynienia wtedy, kiedy sprawca bije swoją ofiarę lub się nad nią znęca. Czy można być przemocowcem w sposób niezauważalny?
B.M.C.: Powszechnymi formami przemocy są fizyczna, psychiczna, ekonomiczna i seksualna. Najbardziej subtelnym rodzajem przemocy jest tzw. gaslighiting - przygaszanie płomienia. W latach 30. ub. w. miała swoją premierę sztuka teatralna "Gas Light", opowiadająca historię mężczyzny próbującego zmanipulować swoją żoną tak, by ta uwierzyła, że doświadcza choroby psychicznej. Bohaterka ufa mężowi i staje się coraz bardziej niepewna siebie.
PAP: Jak rozpoznać ten rodzaj przemocy?
B.M.C.: Partner stosuje gaslighiting, aby "wychować" drugą osobę, osiągnąć nad nią przewagę. Manipuluje nią, podważa jej opinie, poglądy, nawet wspomnienia. Co ważne, robi to "w grzeczny sposób" i w publicznej sferze życia. Np. podczas spotkania towarzyskiego, mówi: "kochanie, to nie tak było, jak mówisz, wszystko ci się pomyliło, głuptasku". Osoba, której to dotyczy, nie bardzo może się bronić, wszak wszystko jest miłe, pełne troski, ale jeśli się powtarza, powoduje brak pewności siebie, utratę poczucia stabilności i własnej wartości. Człowiek przestaje ufać swoim osądom, staje się zdezorientowany i zalękniony.
PAP: Kto częściej jest przemocowcem - kobiety czy mężczyźni?
B.M.C.: Jedni i drudzy to robią. Jednak przemoc wobec mężczyzn skutkuje większymi obciążeniami niż wtedy, kiedy ofiarą przemocy jest kobieta. Bierze się to ze stereotypów społecznych, zgodnie z którymi mężczyzna musi być silny, ma radzić sobie z problemami. Jeśli tak nie jest, rodzi się wstyd, poniżenie, poczucie osłabienia męskości. Dlatego mężczyzna rzadziej niż kobieta, przyzna się do bycia ofiarą przemocy.
PAP: W jakich związkach najczęściej dochodzi do przemocy?
B.M.C.: Zazwyczaj tam, gdzie jest jakieś uzależnienie - np. alkoholik często bywa agresywny fizycznie i psychicznie wobec swoich bliskich. Ale to nie jest regułą, bo zdarza się, że to właśnie osoba uzależniona jest poniżana. Wyobraźmy sobie sytuację, w której to mąż-alkoholik przychodzi pijany i kładzie się spać, a żona stoi nad nim, wyzywa go od najgorszych. (...) Ma prawo być zdenerwowana, ale w tym momencie to ona stosuje przemoc. Dodatkowo - jeśli świadkami tej sytuacji są dzieci - to one są obciążone niezrozumiałymi dla nich tematami.
PAP: Kto ma predyspozycje do bycia przemocowcem?
B.M.C.: Odpowiedź nie jest prosta. Np. psychopata, osoba z dyssocjalnym zaburzeniem osobowości, która poprzez przemoc realizuje swoje cele, a problem z przeżywaniem empatii "zabezpiecza" przed poczuciem winy.
Albo osoba narcystyczna, mająca przekonanie, że jest kimś wyjątkowym, należą się jej wyjątkowe rzeczy, która ma wielki problem z przyznawaniem się do błędów. Jej lęki przed byciem kimś zwyczajnym ujawniają się w postaci przemocy, którą narcyz interpretuje jako zachowanie uprawnione. Nie może dopuścić do tego, żeby ktoś zauważył, iż jest nieperfekcyjny. A jeśli coś mu nie wyjdzie, zrobi wszystko, żeby zdeprecjonować "przeciwnika", zyskać przewagę lub go zgładzić.
PAP: Narcyz to okrutnik, który traktuje przemoc jako sposób na budowanie swojej wartości?
B.M.C.: Z naszej strony tak to wygląda, ale trzeba wiedzieć, że często takim zachowaniem kieruje przeogromny lęk przed odrzuceniem. To zaburzenie osobowości zaczyna się w dzieciństwie, w którym było dużo zranień np. ktoś był akceptowany przez najbliższych tylko warunkowo.
PAP: Czy subtelny rodzaj przemocy między małżonkami może też dotyczyć sfery seksualnej?
B.M.C.: Może i nie musimy tej przemocy postrzegać tyko i wyłącznie jako gwałtu czy zmuszania do seksu. Przemocą seksualną jest też uzależnianie współżycia od przewagi ekonomicznej jednego z partnerów np. warunkowanie oddawania żonie pieniędzy w zamian za seks.
Ale przemocą może być także sytuacja, kiedy żona odmawia mężowi seksu pod pretekstem nieprawdziwych dolegliwości choć wie, że jest to dla niego ważne, mówi on otwarcie o swoich potrzebach i zabiega o taki kontakt.
PAP: Niektórzy rodzice mówią źle o swoim współmałżonku przy dzieciach - to też jest przemoc?
B.M.C.: Dzieci mają prawo mieć z każdym rodzicem dobrą relację, to jest im potrzebne do rozwoju. Wciąganie w ocenianie drugiego rodzica niszczy relacje dziecka z nim i stawia je w sytuacji tzw. krzywej lojalności. Dziecko ma poczucie, że powinno być lojalne wobec tego rodzica, który mu się zwierza i jeżeli ta osoba jest fajnym rodzicem, ale niekoniecznie udanym partnerem, to dziecko ma problem: z jednej strony go kocha, ale zaje sobie sprawę, że kieruje miłość do "nie tego" człowieka. Może przestać wierzyć swoim uczuciom, przestać ufać ludziom.
Poza tym wciąganie dziecka w dorosłe problemy stawia je w poczuciu, że musi pomóc swojemu rodzicowi, co prowadzi do parentyfikacji, czyli przyjmowania przez dziecko roli opiekuna, do wejścia w rolę rodzica własnych rodziców.
PAP: Jakie są tego skutki?
B.M.C.: Może to zaburzać relację z obojgiem rodziców i wpływać na późniejsze relacje z innymi ludźmi. Może wykrzywiać kształtującą się osobowość, sprawić pojawienia się przymusu pomagania.
Dziecko opiekujące się rodzicami - choćby tylko przez wysłuchiwanie ich skarg, pocieszanie ich - w dorosłym życiu będzie wiecznym pomagaczem dla wszystkich. To może mu utrudnić funkcjonowanie w relacjach. Ciężko otrzepać się z takich obciążeń.
PAP: Czy przemocowcy mogą zmienić swoje zachowanie?
B.M.C.: Tylko pod warunkiem uznania, że ich zachowania faktycznie krzywdzą oraz że oni sami nie chcą tego robić. Czasem osoby stosujące przemoc nie wiedzą, że to robią, zwłaszcza, jeśli same doświadczały przemocy.
Wyobraźmy sobie kogoś bitego od najwcześniejszego dzieciństwa za najdrobniejsze przewinienia - jeśli on sam krzyczy na swoich bliskich, może być przekonany, że nie robi nic złego, bo porównuje swoje zachowanie do wzorca o wiele silniejszej przemocy.
Natomiast wiele osób świadomie stosuje przemoc, m.in. dla poprawienia swojego poczucia wartości, z potrzeby władzy, kontroli, żeby rozładować napięcie psychiczne. Przemocowcy mają słabe umiejętności konstruktywnego radzenia sobie z emocjami, tłumią je i blokują, a kiedy napięcie staje się zbyt duże, następuje rozładowanie - przez przemoc. Tak rodzi się koło przemocy.
PAP: Czy terapia jest dobrym pomysłem w takich sytuacjach?
B.M.C.: Jeżeli jest wola pracy nad sobą - to tak. Terapia jest trudna, wymaga uznania przemocy za zło, skonfrontowania się z faktem, że czyni się to zło swoim bliskim.
PAP: Kiedy małżonkowie powinni szukać pomocy?
B.M.C.: W sytuacjach, w których czują dyskomfort, poczucie przekraczania granic. Obecność podczas terapii trzeciej osoby - terapeuty - pacyfikuje skłonność do skakania sobie do gardeł. Niemniej jednak czasem okazuje się, że nie da się odbudować związku, bo te dwie konkretne osoby nie powinny go nigdy stworzyć.
PAP: Ludzie latami trwają w przemocowych związkach dla dobra dzieci. Czy to słuszny kierunek?
B.M.C.: Jeżeli dzieci wychowują się w związku, w którym nie widzą miłości, wspierania się, to rosną w przekonaniu, że tak wygląda małżeństwo. Mogą później tworzyć związki chłodne, nie rozumiejąc, że oprócz bliskości i miłości naturalne w związku jest gniewanie się na siebie czy nierozmawianie ze sobą przez jakiś czas. Natomiast tam, gdzie jest przemoc, to nie ma myślenia o dobru dziecka, nawet jeśli nie jest ono jej bezpośrednią ofiarą. W takiej sytuacji lepszym rozwiązaniem będzie rozstanie się jego rodziców.
***
Bibianna Muszyńska-Czerewkiewicz ma 22-letnie doświadczenie pracy w poradni psychologicznej, 5 lat pracy w Ośrodku Profilaktyki i Terapii Uzależnień oraz 13 lat pracy na oddziale psychiatrycznym. Współpracowała też z hospicjum, oddziałami osób chorych somatycznie, wspomaga grupę wsparcia dla rodziców po stracie dziecka. Od 6 lat współprowadzi w Kaliszu ośrodek pomocy i edukacji psychologicznej dla młodzieży, dorosłych i par, borykających się z różnymi problemami i doświadczających przemocy.
Rozmawiała Ewa Bąkowska (PAP)
bak/ mir/ jann/ amac/kgr/