Robert Korzeniowski: czasy amatorstwa olimpijskiego już dawno minęły

2024-04-14 10:03 aktualizacja: 2024-04-14, 13:12
Robert Korzeniowski. Fot. PAP/Leszek Szymański
Robert Korzeniowski. Fot. PAP/Leszek Szymański
"Współcześnie sportowcy są zawodowcami. Nie bójmy się tego powiedzieć - czasy amatorstwa olimpijskiego już dawno minęły" - powiedział PAP czterokrotny mistrz igrzysk w chodzie sportowym Robert Korzeniowski.

"Istotą igrzysk nie jest zwyciężyć, ale wziąć udział. Nie musisz wygrać, bylebyś walczył dobrze" - podkreślał ojciec nowożytnego olimpizmu Pierre de Coubertin.

Kilka dni temu federacja World Athletics ogłosiła, że przyzna 50 tysięcy dolarów lekkoatletom, którzy zdobędą złote medale w tegorocznych igrzyskach w Paryżu. Wcześniej płaciła medalistom mistrzostw świata, ale nagradzanie mistrzów olimpijskich jest nowością.

"Ucieszyłem się z tego powodu. Dzisiaj trend jest taki, by te sporty, które są docenione przez sponsorów i publiczność, były odpowiednio gratyfikowane. Nagrody finansowe w World Athletics (wcześniej IAAF - PAP) zaczęto przyznawać pod koniec lat 90. Wcześniej na MŚ w 1993 i 1995 roku nagrodami były... samochody. 30 lat temu była to innowacja, ale później w lekkoatletyce stało się to standardem" - oznajmił Korzeniowski.

Według niego, nagrody finansowe na igrzyskach fundowane przez federacje to w pewnym sensie naturalna konsekwencja, ale i pewna rewolucja.

"Wchodzimy bowiem na ostatni obszar, który miał być najmniej komercyjny. Czas zabierania medali olimpijskich za to, że od kogoś otrzymało się premie też się na szczęście skończył. Ale tak wyglądało to przed drugą wojną światową" - przypomniał były lekkoatleta.

Od dawna medalistów nagradzały narodowe komitety olimpijskie. PKOl wypłaci złotym medalistom igrzysk 250 tysięcy złotych, srebrnym - 200 tysięcy, a brązowym 150 tysięcy. Dodatkowo polscy triumfatorzy zmagań w stolicy Francji mogą liczyć na dwupokojowe mieszkanie, diament, obraz oraz voucher na luksusowe wakacje, które ufundują sponsorzy. Natomiast są państwa, które wręczają tylko symboliczne nagrody.

"Państwa różnie traktują medalistów. W krajowych komitetach olimpijskich mamy bardzo różne premie. Do tej pory było tak, że w jednym kraju zawodnik za złoty medal olimpijski dostawał tysiące dolarów, a w innym... maskotkę. Z reguły te zamożne społeczeństwa wypłacają mniej swoim zawodnikom. Dlatego jednakowe docenienie mistrzów olimpijskich przez federację danego sportu to dobry pomysł. Być może dla niektórych będzie to jedyna szansa na uzyskanie pieniędzy z tytułu wywalczenia złotego medalu" - podkreślił Korzeniowski.

W latach 1996-2004 zdobył on cztery złote medale na igrzyskach w Atlancie, Sydney i Atenach. Ponadto trzy razy wygrywał mistrzostwa świata.

"Od IAAF nigdy nie dostałem żadnych pieniędzy za medale olimpijskie. Nagrody przyznawał PKOl. Ewentualne premie wypłacało też Ministerstwo Sportu według różnych wskaźników związanych ze średnią krajową płacą. Czyli były to środki społeczne ze strony PKOl i publiczne ze strony ministerialnej" - tłumaczył.

W Paryżu pula nagród World Athletics wyniesie 2,4 miliona dolarów i zostanie rozdzielona pomiędzy 48 złotych medalistów. Natomiast w 2028 roku już wszyscy medaliści igrzysk w Los Angeles mają otrzymywać nagrody pieniężne.

"Wiadomo, że muszą być na to przygotowani sponsorzy, musi być zabezpieczony budżet. Z tego powodu nikt nie zacznie trenować wyczynowo lekkoatletyki, ale może to sprawić, że zawodnicy będą się lepiej czuć, będą bardziej docenieni" - ocenił Korzeniowski.

Według obecnego kursu 50 tysięcy dolarów to około 200 tysięcy złotych.

"Jest to znacząca kwota, za którą niemało można kupić, a nie tylko pojechać na fajne wakacje. To duży zastrzyk finansowy. Nie ma co porównywać tego z nagrodami Diamentowej Ligi. Ale w igrzyskach ważny jednak jest absolutny egalitaryzm, jeśli chodzi o poszczególne konkurencje lekkoatletyczne, które muszą być równo traktowane. To dobre podejście" - zaznaczył.

Mimo wszystko na największych gwiazdach światowej lekkiej atletyki, jak m.in. szwedzki tyczkarz Armand Duplantis, kwota 50 tysięcy dolarów nie zrobi wielkiego wrażenia.

"Są tacy, którzy mają światowe kontrakty ze sponsorami. Ta kwota nie została jednak ustanowiona dla Duplantisa, tylko jako pewna średnia dla całej dyscypliny, dla wszystkich zawodników" - dodał Korzeniowski.

Chód sportowy nie należy do najbardziej popularnych konkurencji lekkoatletycznych. Korzeniowski przekonuje jednak, że czołowi chodziarze są w stanie zarobić godne pieniądze, nawet bez złotego medalu olimpijskiego.

"Na MŚ pojawiały się nawet wyższe nagrody niż 50 000 USD. Chodziarze mogą się też wzbogacać startując w World Athletics Race Walking Tour. Na koniec sezonu można zdobyć 30 tysięcy dolarów dodatkowej premii. 5 maja w Warszawie odbędzie się organizowany przeze mnie mityng, gdzie też będą wypłacane nagrody, ale zawodnicy będą też zbierać punkty na większą premię pod koniec sezonu" - poinformował.

Pojawiają się jednak opinie, że decyzja World Athletics jest niesprawiedliwa w stosunku do innych dyscyplin, których federacji nie stać na ufundowanie nagród. Uważa tak m.in. pięciokrotny mistrz olimpijski w wioślarstwie Steve Redgrave z Wielkiej Brytanii.

"Jeśli zdobędziesz złoty medal olimpijski w dowolnej konkurencji lekkoatletycznej, będziesz w stanie osiągnąć znaczne zyski finansowe. To trudne dla dyscyplin, których na to nie stać. Wioślarstwo jest w takiej sytuacji. Mamy trudności z zapewnieniem sponsorów i finansów. To oddziela lekkoatletykę od innych sportów, jak wioślarstwo, kajakarstwo czy większość sportów walki. Po prostu te federacje nie mają takich funduszy, jak World Athletics. Wolałbym, aby te pieniądze zostały przeznaczone na sport amatorski lub pomagały innym dyscyplinom olimpijskim" - oznajmił Redgrave.

Polemizuje z tym Korzeniowski, który w decyzji lekkoatletycznej centrali dostrzega same korzyści.

"Nagroda nie sprawi, że lekkoatleta stanie się wioślarzem czy odwrotnie. Można też dyskutować, czy chodziarz może zostać koszykarzem. To czysta dywagacja. Każdy ma swoje budżety, swoich sponsorów, możliwości i potencjał. Nikt nikomu nie zakazuje wypłacać nagród. Akurat wioślarstwo jest dobrze osadzonym sportem, szczególnie jeśli chodzi o uniwersytety i światowy prestiż. To kwestia do nadrobienia dla marketingowców. Należy stawiać World Athlecics za wzór, ale też mieć świadomość, że krytyka zawsze się pojawi" - podsumował czterokrotny mistrz olimpijski.(PAP)

Autor: Maciej Gach

kgr/