Zdaniem eksperta, żeby zrozumieć to, co się dzieje w tej chwili na Bliskim Wschodzie, należy zrozumieć, jak traumatyczny dla Izraelczyków był ubiegłoroczny atak bojowników Hamasu.
„7 października był prawdopodobnie najpoważniejszą katastrofą w historii państwa Izrael, gorszą niż ataki państw arabskich w 1967 i 1973 roku. Sam Izrael został zbudowany na idei, że Żydzi, którzy tam mieszkają nie powinni już nigdy być narażeni na tego rodzaju zwierzęcą przemoc i brutalność. Ta idea podczas ataku została złamana, a razem z nią zniknęły też zahamowania Izraelczyków w unikaniu ofiar cywilnych po drugiej stronie” – uważa Freudenstein.
Odpowiedzią Izraela na atak było dążenie do całkowitego unicestwienia struktur wojskowych Hamasu, co – zdaniem eksperta – już się właściwie Izraelczykom udało.
„Hamas w tej chwili nie jest już w stanie dokonać podobnego ataku, jak ten sprzed roku” – oświadczył Freudenstein dodając, że teraz Izrael kontynuuje unicestwianie struktur wojskowych Hezbollahu, który atakuje go od 8 października w ramach solidarności z Hamasem i który był w stanie przeprowadzić podobny do Hamasu atak na północy Izraela.
„Hezbollah posiada tunele zaprojektowane do zrobienia dokładnie tego samego, co Hamas zrobił rok temu” – dodał ekspert.
Obecnie jednak potencjał Hezbollahu do atakowania Izraela został zmniejszony w nieoczekiwanym tempie, a arsenał ponad 100 tys. rakiet, którym podobno dysponuje organizacja został poważnie uszczuplony. „Ile z tego potencjału balistycznego zostało zniszczone wie tylko sztab izraelskiego wojska, ale oceniam, że jest to dużo więcej niż ktokolwiek i kiedykolwiek przewidywał w okresie poprzedzającym wybuch konfliktu na północy Izraela” – skomentował Freudenstein.
Rozmówca PAP przyznał, że za poważną eskalację można uznać atak rakietowy Iranu na Izrael, bo państwo to jak dotąd niechętnie bezpośrednio angażowało się w działania militarne i wolało wyręczać się sojusznikami. Teraz przyszłość regionu będzie zależała od tego, jaka będzie reakcja Izraela na ten atak, bo premier Benjamin Netanjahu już zapowiedział, że Izrael szykuje odpowiedź.
„Z pewnością będzie to uderzenie w irańskie struktury wojskowe, więc nadal mówimy tu o ataku wojska przeciwko wojsku. Głównym pytaniem jednak jest, czy w ramach tej parasolowej koncepcji uderzenia w irańskie wojsko, zawiera się również uderzenie w irańskie zdolności nuklearne i infrastrukturę do budowy programu nuklearnego” – zastanawia się Freudestein.
Według niego, program nuklearny jest obecnie dla Iranu „świętą krową” i powodem, dla którego Teheran był stosunkowo powściągliwy w ostatnich miesiącach i gotów był przymknąć oko na ataki Izraela na swoich sojuszników. Na pytanie czy Izraelczycy są w ogóle w stanie zniszczyć irańską infrastrukturę nuklearną, Freudenstein odpowiedział, że z pewnością są w stanie ją znacznie osłabić, uszkodzić jej część, a tym samym opóźnić cały program o kilka lat.
„Irańskie ośrodki badań nuklearnych znajdują się głęboko pod ziemią, ale Izraelczycy już pokazali, że mają w swoim arsenale wyspecjalizowane bomby penetrujące, które mogą dotrzeć do celów znajdujących się nawet 30-50 metrów pod ziemią i chronionych kilkoma metrami betonu. Zobaczymy, co zamierza Izrael i do czego jest zdolny” – powiedział Freudenstein.
Jeśli chodzi o najbliższą przyszłość, to ekspert przewiduje, że wojna na północy Izraela przeciwko Hezbollahowi potrwa jeszcze co najmniej kilka tygodni, ale zakończy się wygraną Izraela; niewykluczona jest też krótkoterminowa izraelska okupacja południa Libanu. Celem Izraela będzie – uważa ekspert – zmuszenie Hazbollahu do wycofania się za rzekę Litani, która znajduje się około 30 km na północ od granicy z Izraelem, co dałoby państwu żydowskiemu większą ochronę przed pociskami krótkiego zasięgu.
Z Brukseli Jowita Kiwnik Pargana (PAP)
jowi/ ap/ js/kgr/