"Ambasador Nebenzia i rosyjscy propagandyści lubią nazywać demokratycznie wybrany rząd Ukrainy nazistami. Tak się składa, że w Polsce mieszkam trzy kilometry od Potulic, miejsca byłego nazistowskiego obozu filtracyjnego z czasów II wojny światowej. Wiadomo, że uwięziono tam tysiące dzieci z Polski i Związku Radzieckiego, z okolic Smoleńska i Witebska. Do 800 z tych dzieci zmarło, ale tysiące przewieziono na zachód, aby zostać zgermanizowanymi, blond, niebieskookimi, aryjskimi dziećmi uznanymi za rasowo odpowiednie" - mówił Sikorski podczas wystąpienia w Radzie Bezpieczeństwa.
"Dlatego mam kilka pytań do ambasadora Rosji i jego przełożonych. Czym to, co robicie ukraińskim porwanym dzieciom, różni się od tego, co niemieccy naziści zrobili waszym dzieciom i naszym?" - dodał.
Przypomniał przy tym, że porywanie i indoktrynowanie dzieci stanowi ludobójstwo.
"Stali członkowie Rady Bezpieczeństwa mieli być strażnikami pokoju, a nie prowadzić wojnę za pomocą cudzych dzieci. To jest hańba Rosji, która nigdy nie zostanie wybaczona, ani zapomniana" - zaznaczył.
Szef polskiej dyplomacji w całości poświęcił swoje przemówienie kwestii porywania ukraińskich dzieci i odpieraniu kłamliwych twierdzeń rosyjskiego ambasadora Wasilija Nebenzii, który kilkanaście minut wcześniej wygłosił tyradę, powtarzając rosyjską narrację o wojnie w Ukrainie.
Nebenzia twierdził m.in., że Rosja nie zabija cywilów, że chroni praw rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy i że wojska Ukrainy są "na krawędzi kompletnego rozpadu". Twierdził też, że Ukraina "próbuje przekonać Zachód, by podbić stawkę konfliktu z Rosją i wysłać swoich synów na pewną śmierć w Ukrainie, zarazem stając się bezpośrednio stroną konfliktu z mocarstwem jądrowym".
Przekonywał również, że Rosja nie ma nic przeciwko Ukraińcom, których uważa za "bratni naród" związany "nierozłącznymi więzami" z Rosją, lecz jest przeciwko "rakowi ukraińskich władz". Zapowiedział też, że Moskwa będzie kontynuowała swoją agresję aż do skutku.
Odpowiadając na twierdzenia Nebenzii o "nazistowskim reżimie" w Kijowie, Sikorski pokazał na forum Rady zdjęcia z sowiecko-niemieckiej parady po podbiciu Polski w II wojnie światowej.
Rok 1939. Zdjęcie przedstawia współpracę sowiecko-nazistowską. Jestem pewien, że przedstawiciele Rosji rozpoznają te mundury.
— Radosław Sikorski 🇵🇱🇪🇺 (@sikorskiradek) September 25, 2024
Fragment mojej wypowiedzi podczas obrad Rady Bezpieczeństwa ONZ. pic.twitter.com/ji03xeLK6q
Pokazał również zdjęcia lwowskiego budynku mieszkalnego zniszczonego rosyjskim pociskiem Kalibr, który widział podczas niedawnej wizyty w Ukrainie.
Debata w ONZ. Zełenski i Blinken na mównicy
Wtorkową debatę w Radzie rozpoczęło wystąpienie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Głowa państwa w Kijowie przekonywała, że jedynym sposobem na zakończenie rosyjskiej agresji są "czyny, a nie rozmowy" i że "Rosję można jedynie zmusić do pokoju". Twierdził też, że Ukraina ma poparte dowodami informacje na rosyjskie plany ataków na trzy ukraińskie elektrownie atomowe. Ataki te miałyby być częścią planu Kremla, by odciąć miliony Ukraińców od prądu i ogrzewania podczas nadchodzącej zimy.
Uczestniczący w debacie szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken skupił się w swoim przemówieniu na podkreśleniu roli Iranu i Korei Północnej w przedłużaniu konfliktu i wspominał również o podobnych działaniach Chin we wspieraniu rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego.
Blinken podkreślał, że sprawiedliwy pokój w Ukrainie może istnieć tylko wtedy, jeśli Ukraina będzie miała swobodę wyboru sojuszy i w pełni zaakceptuje warunki układu, a Rosja zostanie rozliczona z zadanych szkód. Skrytykował przy tym pośrednio propozycje mediacji Pekinu i Brazylii.
"Inne kraje przedstawiły własne propozycje – niektóre z nich nie wspominają o Karcie Narodów Zjednoczonych ani jej zasadach, nie rozróżniają agresora od zaatakowanego i wzywają wszystkie strony do deeskalacji" - powiedział Blinken.
"Propozycja w tym stylu nagrodziłaby agresję Putina i pozwoliłaby mu odpocząć, dozbroić się i ponownie zaatakować Ukrainę – jak to już wielokrotnie robił. Ośmieliłaby również potencjalnych agresorów na całym świecie" - dodał.
Przemawiający przed Blinkenem szef MSZ Chin Wang Yi przekonywał tymczasem, że Chiny "stoją po stronie pokoju" i podkreślał, że Pekin opowiada się za rozwiązaniem szanującym zarówno integralność terytorialną, jak i "uzasadnione interesy bezpieczeństwa". Groził też, że przypisywanie im współodpowiedzialności za "kryzys w Ukrainie" jest "nieodpowiedzialne i donikąd nie doprowadzi". Wang wezwał do zawieszenia broni i zaprzestania wysyłania broni stronom konfliktu.
"W szczególności nie wolno używać broni masowego rażenia. Elektrownie jądrowe i inne pokojowe obiekty jądrowe nie mogą być atakowane, cywile i obiekty cywilne nie mogą być atakowane. Im więcej broni jest wysyłanej na pole bitwy, tym trudniej osiągnąć rozejm" - apelował.
Z Nowego Jorku Oskar Górzyński (PAP)
osk/ jm/ mar