Rosyjscy jeńcy operacji kurskiej: chowaliśmy się w lasach, bo chcieliśmy żyć [NASZE WIDEO]

2024-08-28 06:08 aktualizacja: 2024-08-28, 17:21
Chowali się po lasach, bo obawiali się tortur i chcieli żyć. Gdy trafili w ręce Ukraińców, zostali nakarmieni i teraz nawet chwalą swój pobyt w niewoli. PAP była w areszcie, przez który od wkroczenia wojsk ukraińskich do Rosji przewinęło się ponad 350 rosyjskich jeńców wojennych.

„Od początku kurskiej operacji przez naszą placówkę przeszło ponad 350 rosyjskich jeńców. Obecnie jest ich ponad 70. Najwięcej mamy żołnierzy służby zasadniczej, jakieś 70 proc. To młodzi chłopcy, 19-21 lat. Pozostali to zmobilizowani i żołnierze kontraktowi” – ujawnia naczelnik aresztu, Wołodymyr.

Siły Zbrojne Ukrainy weszły do obwodu kurskiego Rosji 6 sierpnia i prowadzą tam operację do dziś. Według naczelnego dowódcy ukraińskiej armii, generała Ołeksandra Syrskiego, w tym czasie do niewoli trafiło 594 żołnierzy Federacji Rosyjskiej.

Pozwolenie na wizytę w areszcie i widzenie z rosyjskimi żołnierzami wydaje Ministerstwo Obrony Ukrainy. Dziennikarzom nie wolno wymieniać miejscowości ani nawet regionu, w którym znajduje się placówka. „Napiszcie, że jesteśmy w jednym z miejsc Ukrainy. Ukrywamy tę lokalizację, bo Rosjanie mogą zrzucić bomby nawet na swoich” – słyszymy przy wejściu.

Cele dla jeńców wojennych umieszczone są w piwnicy. Przed ewentualnym atakiem chronią je grube ściany, jak w schronie. W pierwszej celi, którą wielkim kluczem otwiera strażnik, na pryczach siedzi ośmiu młodych mężczyzn. Gra telewizor, ustawiony na stoliku, przy którym jeden z nich wyjada kaszę z aluminiowej miski.

„Trafiają do nas przerażeni, bo boją się tortur, którymi straszono ich w Rosji. Ich dowódcy mówili im, żeby lepiej wysadzili się w powietrze, aby nie trafić do ukraińskiej niewoli. Po kilku dniach, gdy już zobaczą, że nikt ich nie torturuje, robią się spokojniejsi. Są wykąpani, nakarmieni, mają pomoc medyczną” – mówi naczelnik.

„Dostają też dobre jedzenie: ledwie skończą obiad, a już im kolację niosą. Wszystko według norm: mięso, ryba, ukraiński barszcz, surówki ze świeżej kapusty, i ogóreczki, i cebulka, i pomidorki” – wymienia z dumą.

Na pierwszej pryczy, tuż za drzwiami, ramię w ramię siedzi obok siebie dwóch młodych mężczyzn. Sasza i Wania twierdzą, że są cywilami, a do niewoli trafili, bo są w wieku poborowym. Sasza ostrzyżony jest na krótko i może wyglądać na żołnierza. Wania ma długie, spadające na ramiona włosy.

„Złapali nas w Sudży, tam mieszkamy. Jesteśmy cywilami, ale jesteśmy w wieku mobilizacyjnym, dlatego nas wzięli. Mam nadzieję, że szybko nas wymienią. Mam dowód osobisty, tam jest napisane, że odbyłem już służbę wojskową w latach 21-22. Jestem cywilem, nie walczyłem” – zapewnia Wania.

Kolejni dwaj, również siedząc na jednej pryczy, mówią, że są żołnierzami służby zasadniczej. Odbywali ją przy granicy z Ukrainą, choć obaj pochodzą z Syberii. Rusłan jest z miasta Tiumeń w sąsiedztwie z Kazachstanem, a Rustam z Jamału na dalekiej północy.

„My nawet nie pomyśleliśmy, że będziemy walczyć. Jako żołnierze służby zasadniczej według prawa w ogóle nie powinniśmy uczestniczyć w działaniach bojowych. No, ale ukraińska armia weszła do Rosji, i stało się, co się stało” – tłumaczy Rustam.

W rosyjskiej armii spędzili osiem miesięcy. Gdy odcinek granicy, którego pilnowali, przekroczyły wojska ukraińskie, rzucili się do ucieczki.

„Słyszeliśmy w naszej telewizji, że Ukraińcy bardzo źle traktują jeńców i bardzo się ich baliśmy. Ale kiedy nas złapali, dali nam papierosy, jedzenie i picie. My nie jedliśmy i nie piliśmy przez dwa tygodnie. Piliśmy wodę z kałuży albo niedopitą z butelek znalezionych gdzieś na poboczach drogi, w krzakach. Dobrze nas traktują” - mówi Rusłan.

„Przez dwa tygodnie ukrywaliśmy się przed ludźmi, unikaliśmy jakichkolwiek kontaktów. W nocy 21 sierpnia udało się nam wyjść poza krańce Sudży. Zamierzaliśmy iść pieszo do Kurska. Ruszyliśmy polami i trafiliśmy na ukraińskich żołnierzy” – dodaje Rustam.

Rosyjscy jeńcy nie mają odpowiedzi na pytanie o ocenę wojny, którą ich kraj prowadzi przeciw Ukrainie. „My po prostu chcemy wrócić do domu, do rodziców. No i do ojczyzny, jaka by ona nie była”, „Wojna to zło; to źle, kiedy cierpią ludzie” – powtarzają.

Mimo że trafili do niewoli, ich rodziny wiedzą już, gdzie się znajdują. Pozwolono im na telefon do bliskich, mogli też przekazać im listy za pośrednictwem Czerwonego Krzyża.

„Dzwonimy do ojca w Rosji, mówimy, że syn jest u nas w niewoli. A ten odpowiada: nie mam czasu, wyjechałem na ryby. Trudno jest pojąć, co to za ludzie” - relacjonuje jeden z ukraińskich oficerów obecnych przy wizycie w areszcie.

Przypuszcza, że po wymianie i powrocie do Rosji, jeńców czeka filtracja. „Będą ich przesłuchiwały służby specjalne, a oficerowie mogą zapomnieć o dalszej karierze” – prognozuje.

Wyjaśnia też, że wielu jeńców ma wyroki sądowe w Rosji. „Mieliśmy trzy osoby skazane za narkotyki. Jeden siedział za rozbój. 90 proc. rosyjskich żołnierzy kontraktowych to z kolei dłużnicy banków. Poszli do wojska po pieniądze, żeby spłacić długi” – mówi.

Oficer potwierdza, że Rosjanie, którzy trafili do ukraińskiej niewoli, nie odczuwają winy w związku z toczącą się wojną. Jego zdaniem nie wpłynęła też ona na nastroje rosyjskiego społeczeństwa wobec Ukrainy ani na stosunek Rosjan do własnych władz.

„Tam, w Rosji, ludzie nie wyjdą na protesty przeciwko wojnie. U nich pomiędzy zdrowym rozsądkiem a telewizorem wygrywa telewizor” – stwierdza.

Autor: Jarosław Junko (PAP)

kgr/