Rozpoczął się proces oskarżonego o znęcanie się nad chorym kotem

2023-09-11 12:11 aktualizacja: 2023-09-11, 12:16
Łańcuch sędziowski. fot. PAP/Roman Zawistowski
Łańcuch sędziowski. fot. PAP/Roman Zawistowski
Przed olsztyńskim sądem rejonowym rozpoczął się proces Ryszarda R. oskarżonego o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad kotem. Zwierzę zostało porzucone w lesie z wenflonem w łapie i cewnikiem w pęcherzu.

Oskarżony Ryszard R. nie przyszedł do sądu, sprawa toczyła się bez jego obecności. Z wyjaśnień odczytanych przez sąd wynika, że Ryszard R. nie przyznał się do winy i odmówił złożenia wyjaśnień.

Ryszard R. został oskarżony o to, że w czerwcu ubiegłego roku porzucił w lesie kota rasy ragdooll. Zwierzę było w trakcie kosztownego leczenia – cierpiało na przewlekłe, krwotoczne zapalenie pęcherza. Z tego powodu miał kotu założono cewnik i wenflon w łapie. Prawdopodobnie, ze względu na wysokie koszty leczenia weterynaryjnego, właściciel kota, Ryszard R. porzucił kota w lesie na obrzeżach Olsztyna. Znalazła go tam żona leśniczego, która zabrała zwierzę do domu, a następnie przekazała kobiecie, zajmującej się pomocą bezdomnym kotom.

"Zwierzę miało na łapie ranę, w której były już larwy oraz wenflon i cewnik" – mówiła w poniedziałek w sądzie wolontariuszka Sylwia Pawlicka, która zawiozła kota do weterynarza i - dzięki internetowym zbiórkom - finansowała jego leczenie. Wyniosło ono około 7 tys. zł.

Lekarz weterynarii, do której trafił chory kot, za pośrednictwem portalu społecznościowego, ustaliła właścicieli porzuconego ragdolla.

"Właścicielka kota, gdy do niej zadzwoniłam, powiedziała, że mąż uśpił ich kota Czakiego. Ta pani bardzo dobrze się zajmowała kotem i psem, ale była finansowo uzależniona od męża. Potem mi powiedziała, że mąż przyznał się jej, że wyrzucił kota, myślał, że kot zdechnie w lesie" – mówiła lekarz weterynarii i dodała, że właścicielka bardzo przeżyła psychicznie to, co się stało z jej kotem.

Lekarz weterynarii powiedziała, że schorzenia, na jakie cierpiał kot, powodowały wielkie cierpienia u zwierzęcia.

"Żywcem zjadały go muchy, miał wielki obrzęk łapy, a ból pęcherza to największy ból u kota" – wymieniała weterynarz i dodała, że "kot był w bardzo, bardzo złym stanie".

Na pytanie sądu, co by się stało, gdyby kot nie został znaleziony, weterynarz odpowiedziała, że "umierałby w niewyobrażalnym cierpieniu". Kot był w lecznicy wiele dni, potem wolontariusze znaleźli mu dom. Z powodu traumatycznych przeżyć dostał nowe imię – Dżizas.

"Dziś jest cudownym kotem, ale z powodu stresu, jaki przeżył, choruje na serce i musi cały czas przyjmować leki" – powiedziała obecna właścicielka Dżizasa. W rozmowie z PAP powiedziała, że "takie imię już z nim zostanie".

Weterynarz, która leczyła kota, zanim ten został porzucony, powiedziała, że cewnikowanie zwierzęcia kosztowało 800 złotych. Podkreślała, że kolejne wizyty byłyby już tańsze, jednak właściciele kota nie zgłosili się już z nim ponownie. Sąd ogłosi wyrok w tej sprawie 25 września.

 

Autorka: Joanna Kiewisz-Wojciechowska

sma/