Rumunia. Wielotysięczna manifestacja poparcia dla Calina Georgescu
Tysiące ludzi wyszło w sobotę na ulice Bukaresztu, aby okazać poparcie dla Calina Georgescu, skrajnie prawicowego populisty, który zdobył najwięcej głosów w pierwszej turze zeszłorocznych wyborów prezydenckich w Rumunii, unieważnionych na dwa dni przed drugą turą głosowania.

Protestujący domagali się wznowienia anulowanych przez Trybunał Konstytucyjny wyborów. Demonstraci pod narodowymi flagami Rumunii nieśli transparenty: „Prezydent Georgescu” i „Chcemy wznowienia drugiej tury”. Wybory prezydenckie mają zostać powtórzone w maju.
Trybunał Konstytucyjny unieważnił wybory dwa dni przed druga turą, 8 grudnia 2024 roku. Georgescu, który w sondażach miał początkowo niskie poparcie i zadeklarował zerowe wydatki na kampanię, niespodziewanie wygrał pierwszą turę, po czym pojawiły się zarzuty o naruszenia przez jego sztab prawa wyborczego i rosyjską ingerencję w kampanię wyborczą.
Georgescu, który w przeszłości chwalił przywódcę Rosji Władimira Putina jako „człowieka kochającego swój kraj” i nazywał Ukrainę „wymyślonym państwem”, wielokrotnie zaprzeczał jakimkolwiek nieprawidłowościom i argumentował, że wybory zostały „anulowane nielegalnie i niezgodnie z konstytucją”.
„Demokracja powróci... Jesteśmy sojusznikami, jesteśmy ludem, mamy władzę!” - napisał na platformie X Georgescu, który wziął udział w sobotniej manifestacji.
Zwolenników Georgescu wsparł wiceprezydent USA J.D. Vance, który dwukrotnie w ciągu ostatniego tygodnia ostro skrytykował Rumunię za unieważnienie wyborów na podstawie „wątpliwych podejrzeń” i „ogromnej presji” ze strony Unii Europejskiej. Na jednym z transparentów podczas sobotniej demonstracji widniał napis: „Dziękujemy J.D. Vance za wsparcie”.
Zwolennicy skrajnie prawicowego Sojuszu na Rzecz Rumunii zbierali podczas sobotniego protestu podpisy pod kandydaturę Georgescu w powtórzonych wyborach i zaprosili do Bukaresztu miliardera Elona Maska, również krytyka decyzji Trybunału Konstytucyjnego Rumunii o unieważnieniu wyborów prezydenckich, podjętej - jego zdaniem - w wyniku "spisku Brukseli". (PAP)
wr/ ap/gn/