Sawicki: propozycje Lewicy i PL2050 ws. budownictwa to tęsknota za PRL-em

2024-09-12 09:33 aktualizacja: 2024-09-12, 16:49
Wiceszef klubu PSL-TD Marek Sawicki uważa, że propozycje Lewicy i Polski 2050 ws. budownictwa wyrażają "tęsknotę za PRL-em". W jego ocenie budowa mieszkań na tani wynajem za pośrednictwem państwa to przygotowanie mechanizmu, w którym "po drodze ktoś ukradnie 10-20 proc.".

W koalicji rządzącej nie ma zgody ws. kredytu naStart, czyli programu dopłat do rat kredytów, potocznie nazywanego "kredytem 0 proc.". Popiera go PSL i KO, przeciwne są Polska 2050 i Lewica. W projekcie budżetu na przyszły rok zabezpieczono 4,28 mld zł na budownictwo mieszkaniowe, jednak - jak mówił w ub. tyg. minister finansów Andrzej Domański - trwa dyskusja, jak podzielić te środki. Z kolei Lewica i Polska 2050 postulują m.in. budowę oraz zwiększenie liczby mieszkań na tani wynajem.

Sawicki w czwartek w Studiu PAP - pytany o to, jak PSL zamierza przekonać Polskę 2050 do poparcia rozwiązania nazywanego "kredytem 0 proc." - podkreślił, że kredyt naStart jest jedynie częścią opracowywanych w Ministerstwie Rozwoju i Technologii rozwiązań i "dobrze byłoby, żeby Polska 2050 się w to wsłuchała".

"Niepotrzebnie pan marszałek (Sejmu Szymon) Hołownia pod wpływem Lewicy zmienił poglądy. Ja dzisiaj patrzę i na Lewicę, i propozycje Polski 2050, jak na tęsknotę dzieci i wnuków po PRL-u, że PRL wróci. Otóż, PRL nie wróci, bo jeśli im się wydaje, że państwo ma firmy budowlane i nagle wybuduje ogromną liczbę mieszkań na tani wynajem, to wybuduje, tylko że kupując je od prywatnych inwestorów" - powiedział polityk PSL-TD.

Sawicki zauważył, że nie zna żadnej państwowej czy należącej do samorządu firmy, która zajmuje się budownictwem. Według niego przykład Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych pokazał "jak na dłoni", jak działa pośrednictwo państwa pomiędzy prywatną firmą a obywatelem, że "na ogół ktoś po drodze musi coś ukraść". "Więc jeśli chcemy przygotować mechanizm, gdzie po drodze ktoś ukradnie 10-20 proc. z wybudowanego zasobu, a podatnicy zapłacą i za tę kradzież i niższe czynsze, (...) to ja, jako obywatel, na to się nie godzę" - podkreślił.

Jak mówił, pamięta PRL i socjalizm, w którym pośrednik pomiędzy firmą a obywatelem musiał zarobić. Według niego Polska 2050 i Lewica chcą, by tym pośrednikiem znów było państwo, a "taka okazja czyni złodzieja". "Jeśli chcą namówić kolejną grupę złodziei do tego, żeby zarabiali na tzw. budownictwie na tani wynajem, to niech to robią, ale niech ponoszą za to pełną odpowiedzialność" - powiedział.

Zgodnie z przygotowanym przez MRiT i popieranym przez PSL projektem, nowy kredyt mieszkaniowy naStart ma zapewnić finansowe wsparcie w formie dopłat do rat. Według pierwotnej propozycji warunkiem uzyskania dopłat w ramach projektu ma być spełnienie kryterium dochodowego, które oparto o pierwszy próg podatkowy, czyli roczny dochód na poziomie 120 tys. zł brutto. W programie kryterium to ma być modyfikowane wraz ze wzrostem liczby członków gospodarstwa domowego.

Ta propozycja krytykowana jest przez Polskę 2050 i Lewicę. Jak wskazywali przedstawiciele tych ugrupowań, a także różnych organizacji społecznych i ruchów miejskich, przyjęcie tego rozwiązania w sytuacji, w której popyt na mieszkania i tak przewyższa ich podaż, może poskutkować tylko dalszym wzrostem cen mieszkań, a ostatecznie najbardziej skorzystają na nim nie kredytobiorcy, a deweloperzy, którzy staną się ostatecznymi beneficjentami pieniędzy włożonych w program przez państwo.

Propozycja Lewicy

Lewica proponuje działania na rzecz ograniczenia wzrostu cen mieszkań, a także przeznaczenie jak największej kwoty na budownictwo społeczne, co pozwolić ma na budowę dużej liczby mieszkań na tani wynajem; to z kolei ma przyczynić się do stabilizacji sytuacji na rynku mieszkaniowym, mierzącym się obecnie z gwałtownymi wzrostami cen mieszkań i małą dostępnością kredytów hipotecznych. W tym celu Lewica przygotowała projekt noweli ustawy o społecznych formach rozwoju mieszkalnictwa, który zakłada m.in. podwyższenie w 2024 r. i 2025 r. maksymalnego limitu wydatków budżetu państwa na program Budownictwa Społecznego i Komunalnego, wynoszącego obecnie 1 mld zł, do 5 mld zł.

Pod koniec sierpnia premier Tusk mówił, że kredyt 0 proc. "jest najbardziej zaawansowanym projektem dotyczącym wsparcia mieszkalnictwa, a rząd nad nim pracuje". Jak dodał, w budżecie przewidziano miliardy na sektor mieszkaniowy, a decyzje dotyczące podziału środków nie zostały jeszcze podjęte.

Minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk (PSL), pytany rano w środę o kredyt naStart, odpowiedział, że woli mówić o "programie kredytowym". "Mamy program kredytowy, a jak on będzie nazwany, to jest drugorzędna sprawa" - ocenił. Jak mówił, według wstępnych szacunków pierwszy rok funkcjonowania programu kredytowego w przyszłym roku kosztowałby nieco ponad 500 mln zł i "nie jest to dominująca kwota ze środków przeznaczonych na mieszkalnictwo w przyszłym roku, w kwocie blisko 4,5 mld zł". Według niego w planach jest zaangażowanie do tego środków z Krajowego Planu Odbudowy.

Co z dwukadencyjnością w samorządach?

Wiceszef klubu PSL-TD Marek Sawicki ocenił, że dwukadencyjność w samorządach jest bez sensu i należy ją znieść. "Opowiadanie dyrdymałów o tworzących się sitwach i zablokowaniu układu regionalnego to są zwyczajne bzdury" - dodał.

Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz w środę podczas inauguracji IV Forum Miasteczek Polskich podkreślił, że dwukadencyjność w samorządzie powinna być w tej kadencji parlamentu wycofana. "Powinniśmy to zostawić wspólnocie samorządowej" - zaznaczył i dodał, że "nie ma wolności bez samorządności".

Sawicki powiedział, że Kosiniak-Kamysz ma rację i - jak zaznaczył - sam głosował przeciw wprowadzeniu limitu dwóch kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast w 2018 r. Ocenił, że dwukadencyjność w samorządach jest zła, a sens miałaby jedynie wtedy, gdyby włodarze wybierani byli przez rady gmin, przez co wójtowie czy burmistrzowie musieliby "do ostatniej sesji zabiegać o poparcie rady" oraz być aktywnymi w zakresie inwestycji i bieżącego zarządzania swoją gminą.

"Dziś mamy sytuację, w której wójt, burmistrz, prezydent praktycznie w dniu wyborów przestaje być zależny od kogokolwiek. Do jego odwołania potrzeba referendum (...) wiedząc, że to jego ostatnia kadencja, nie ma dzisiaj żadnej racjonalnej motywacji by podejmować działania infrastrukturalne, gospodarcze w perspektywie 10-20 lat do przodu" - powiedział.

Polityk PSL zaznaczył, że nadal są "samorządowcy - idealiści", którzy nie będą zważali na fakt, że ich kadencja bez możliwości reelekcji minie np. za 4 lata i dalej będą rozwijali swoje lokalne społeczności, jednak "są również tacy, którzy powiedzą - a niby po co?".

Na uwagę, że działacze PSL stanowią duży odsetek właśnie wójtów czy burmistrzów w całym kraju i siłą rzeczy zniesienie dwukadencyjności jest w interesie tej partii, odpowiedział, że włodarze pochodzą z wyborów powszechnych i jeśli źle rządzą, to nie zostaną wybrani na kolejną kadencję. "Opowiadanie dyrdymałów o tworzących się sitwach i zablokowaniu układu regionalnego to są zwyczajne bzdury" - ocenił.

W maju br. poseł Koalicji Obywatelskiej a także były prezydent Sopotu Jacek Karnowski potwierdził w Studiu PAP, że w KO trwają dyskusje nad projektem ws. zniesienia dwukadencyjności w samorządzie. Dodawał, że jego zdaniem kadencja prezydentów miast powinna ponadto zostać skrócona do czterech lat.

Limit dwóch kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast był propozycją Prawa i Sprawiedliwości wprowadzoną w 2018 r. poprzez nowelizację Kodeksu wyborczego.

Rozmawiał Adrian Kowarzyk

amk/ sdd/ mow/ pp/