W wywiadzie dla "Naszego Dziennika" Dziedziczak został zapytany, czy nie ma przypadku w tym, że PE zajmie się w tym tygodniu tzw. aferą wizową. "Bez wątpienia mamy do czynienia z kołem ratunkowym, które Parlament Europejski rzuca tzw. totalnej opozycji na niecałe dwa tygodnie przed wyborami. Pewne nieprawidłowości w wydawaniu wiz pracowniczych były, ale one stanowiły margines. Zanim sprawa ujrzała światło dzienne, zanim zaczęły pisać o niej przychylne naszym oponentom politycznym media, zareagowało państwo polskie - ze swojego zadania wywiązały się nie tylko służby, ale też premier Mateusz Morawiecki. To zaskakujące, że opozycja niczego się nie uczy. Mechanizm wykorzystywania obcych mocarstw skompromitował się już w XVIII wieku, a oni ciągle, bez oporów, konsekwentnie płaszczą się przed obcymi stolicami" - ocenił.
Zdaniem sekretarza stanu w KPRM PE "jest zbyt zajęty promocją lewackiej wizji świata", aby "podjąć realne próby rozwiązania kryzysu migracyjnego". "To, co ma teraz tam miejsce, to jest gaszenie pożaru benzyną - w dodatku inspirowane przez Europejską Partię Ludową, do której należą Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe. Afera wizowa dotyczyła możliwych nieprawidłowości przy wydawaniu 268 dokumentów. Tylko w ciągu pierwszych kilkudziesięciu godzin kryzysu na Lampedusie na wyspę dotarło dużo powyżej 200... pełnych łodzi. Na ląd zeszło tysiące młodych ludzi, migrantów ekonomicznych. Tak, to są migranci ekonomiczni, bo oni nie chcą pracować, oni nawet nie uciekają przed prześladowaniami, oni chcą żyć w Europie z programów socjalnych" - powiedział.
Dziedziczak przypomniał też, że "trwa próba przepchnięcia paktu migracyjnego, a kryzys na Lampedusie próbuje się wykorzystywać do wywierania presji na kraje, które nie chcą się pod nim podpisać". "Te obrazki mają wpływać na świadomość. Równocześnie próbuje się odebrać nam podstawowe narzędzie gwarantujące poszanowanie praw i wolności narodów - prawo weta. A przecież jest to fundament Unii Europejskiej, która miała być sojuszem niepodległych państw" - zwrócił uwagę. (PAP)
kgr/