Klasyk w Poznaniu tradycyjnie cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Ponad 40 tysięcy wejściówek szybko znalazło nabywców, a ostatnie bilety sprzedano już w połowie października.
Trener piłkarzy Lecha Poznań Niels Frederiksen kilka dni przed meczem przyznał, że to jego zespół jest faworytem.
"W tabeli mamy więcej punktów niż Legia, poza tym zagramy na własnym stadionie, przed własną publicznością" - tłumaczył.
Zespołu Legii w niedzielę nie mógł natomiast prowadzić z ławki Goncalo Feio. Portugalczyk miał na koncie cztery żółte kartki, co oznaczało absencję w jednym spotkaniu.
Mecz okazał się bardzo atrakcyjny, ale znacznie milej będą go wspominać kibice "Kolejorza", zwłaszcza drugą połowę.
Do przerwy było jeszcze 2:2. Gospodarze dwukrotnie obejmowali prowadzenie po golach reprezentanta Iranu Alego Gholizadeha i powołanego do kadry Michała Probierza Antoniego Kozubala, ale Legia za każdym razem odpowiadała. Najpierw bramką Hiszpana Marca Guala, a w doliczonym czasie pierwszej połowy trafieniem Rafała Augustyniaka z rzutu karnego.
Druga część to już popis gospodarzy, bez żadnej reakcji ze strony legionistów. Dwie bramki zdobył Portugalczyk Afonso Sousa, a jedną Szwed Mikael Ishak, który zaliczył dziewiąte trafienie w sezonie.
Lech nie wygrał nigdy wcześniej z Legią w takim stosunku, choć były już trzy bramki różnicy.
Natomiast warszawska drużyna straciła ostatni raz co najmniej pięć goli w oficjalnym meczu - licząc wszystkie rozgrywki - osiem lat temu. W listopadzie 2016 roku przegrała 4:8 z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów.
W tabeli stołeczna ekipa pozostała na piątym miejscu z dorobkiem 25 punktów. Do Lecha, który umocnił się na pozycji lidera, traci już dziewięć.
Lech odskoczył w tabeli od wicelidera Jagiellonii (32 pkt). Broniący tytułu zespół z Białegostoku zremisował u siebie 2:2 z mistrzem z 2023 roku, trzecim w tabeli Rakowem (31). Dla obu ekip ten wynik oznacza zakończenie imponujących serii zwycięstw.
Wszystkie bramki zdobyli obcokrajowcy
Wszystkie bramki zdobyli obcokrajowcy. Goście długo prowadzili po golu Hiszpana Iviego Lopeza na początku spotkania z rzutu karnego. W 68. minucie wyrównał jego rodak Jesus Imaz, a bardzo ciekawa okazała się końcówka meczu.
W 87. minucie trafienie na 2:1 dla Rakowa uderzeniem głową zaliczył Chorwat Zoran Arsenic. Goście byli blisko utrzymania korzystnego wyniku, ale w doliczonym czasie gry sędzia Jarosław Przybył, korzystając z pomocy VAR, przyznał Jagiellonii rzut karny za zagranie ręką. Skutecznym wykonawcą "jedenastki" w 11. doliczonej minucie był pochodzący z Angoli napastnik Afimico Pululu.
"Za nami dobry i emocjonujący mecz z +ekstra+ końcówką, dla kibiców emocje do końca. Jest dwóch rannych, żaden zabity, bitwa trwa dalej. Graliśmy z drużyną chyba obecnie najmocniejszą w Polsce, zwłaszcza gdy jest przy piłce" - przyznał trener Rakowa Marek Papszun.
W innym niedzielnym meczu, rozegranym już w południe, 15. w tabeli Stal Mielec pokonała u siebie przedostatnią Puszczę Niepołomice 2:0. Oba gole - między 68. i 74. minutą - strzelił Białorusin Ilja Szkurin.
15. kolejka zakończyła się już w niedzielę, z uwagi na rozpoczynające się dzień później zgrupowania drużyn narodowych przed meczami Ligi Narodów.
W piątkowych spotkaniach doszło do niespodzianek. Pogoń Szczecin uległa Radomiakowi 0:1, tracąc pierwsze punkty u siebie w sezonie, zaś Piast przegrał w Gliwicach z beniaminkiem Motorem Lublin 2:3. Natomiast w sobotę piłkarze czwartej w tabeli Cracovii - po szalonym meczu - ulegli na własnym stadionie beniaminkowi GKS Katowice 3:4, choć kilka minut przed końcem zdołali wyrównać na 3:3. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry fiński napastnik Cracovii Benjamin Kallman strzelił swojego 10. gola i wydawało się, że miejscowi uratują remis, ale niedługo później losy meczu rozstrzygnął rezerwowy "Gieksy" Sebastian Milewski.
Wcześniej w sobotę Korona Kielce - w meczu drużyn z dolnych rejonów tabeli - zremisowała bezbramkowo z beniaminkiem Lechią Gdańsk, Widzew Łódź pokonał Zagłębie Lubin 2:0 po dwóch golach byłego zawodnika "Miedziowych" Jakuba Sypka, a zamykający tabelę Śląsk Wrocław uległ u siebie Górnikowi Zabrze 0:1.
Śląsk ma wprawdzie jeden mecz zaległy, ale tylko dziewięć punktów i jego sytuacja staje się coraz trudniejsza. Do bezpiecznej strefy traci już sześć punktów.(PAP)
bia/ pp/gn/