Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski był pytany w wywiadzie dla poniedziałkowego "Newsweeka" o posadę unijnego komisarza. "Mówiłem to wielokrotnie. Powtarzam, że stanowisko ministra spraw zagranicznych w wolnej Polsce jest zaszczytem" - podkreślił.
W rozmowie poruszono także kwestie prezydenckich ambicji Sikorskiego. W tym kontekście padło pytanie, czy "marszałkowska buława, którą w plecaku nosi niby każdy żołnierz, pana nie uwiera?".
"Marszałkiem już byłem. Marszałkiem Sejmu Rzeczypospolitej. Jako dziecko chciałem być marszałkiem polnym, ale już chyba nie zostanę. To prawda, zwierzchnik sił zbrojnych powinien mieć doświadczenie w polityce zagranicznej i obronności, mieć rozbudowane kontakty międzynarodowe, powinien przynajmniej odróżnić batalion od brygady. W przeciwieństwie do opozycji mamy kilku dobrych kandydatów na to stanowisko" - zapewnił szef MSZ.
Na uwagę, ze połowa Polaków boi się wojny z Rosją i czy słusznie minister odparł: "Polacy słusznie uważają, że gdy Rosja nam grozi, to, niestety, trzeba traktować to poważnie. A grozi nam nieustannie. Wystarczy przypomnieć, co wygaduje były prezydent Dmitrij Miedwiediew czy sam Władimir Putin. Zachód, wychodząc z założenia, że tego rodzaju pogróżki nie są racjonalne, długo nie brał na poważnie rosyjskich gróźb wobec Gruzji czy Ukrainy. Zmarnował dużo czasu".
Dopytywany, co będzie, jeśli Rosja nas zaatakuje, szef polskiej dyplomacji zaznaczył, że "Rosja już atakuje". "Mamy wojnę hybrydową, co oznacza ataki nie tylko w cyberprzestrzeni czy w sferze informacyjnej, ale i w sferze realnej, kinetycznej. Rosja wynajmuje sabotażystów, którzy próbują dokonać lub dokonują aktów terroru i sabotażu na terytorium całego Sojuszu Północnoatlantyckiego, także w Polsce" - podkreślił.
Dodał przy tym, "że Putin nie jest w stanie nikogo innego zaatakować, dopóki nie pokona Ukrainy". "I dlatego jest w naszym żywotnym interesie, aby Ukraina tę wojnę wygrała" - oświadczył minister.
Sikorski został też zapytany, czy "jest po słowie z prezydentem Andrzejem Dudą", że na szczycie NATO w Waszyngtonie "Polska przemówi jednym głosem". "Tego się spodziewam, bo prezydent reprezentuje Polskę, ale politykę zagraniczną prowadzi rząd. Zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego z czasów, kiedy jeszcze był prawidłowo obsadzony, prezydent ma obowiązek wygłaszać to, co stanowi rząd, a więc reprezentować politykę rządu, nawet gdyby miał się z nią nie zgadzać. Nie ma przecież i nie może być dwóch polityk zagranicznych Polski" - podkreślił.
Dopytywany, czy spór o wymianę polskiego ambasadora przy NATO nie wpłynął na przygotowania szczytu, Sikorski odparł: "szczyt NATO przygotowuje gospodarz – Stany Zjednoczone, a nie polska placówka w Brukseli. Wszystkie nasze placówki pracują normalnie, w tym przedstawicielstwo przy NATO".
W rozmowie poruszono także sytuację na naszej wschodniej granicy. "Uważam, że jako kraj nie powinniśmy być zostawieni sami z obowiązkiem kontrolowania granicy UE. Nie może być tak, że na granicę wydamy miliardy złotych, a w zamian za to zostajemy objęci procedurą podwyższonego deficytu. Obrona zewnętrznych granic Unii leży w interesie całej Wspólnoty" - ocenił szef MSZ. Dodał też, że Unia Europejska powinna pomóc nam finansowo w realizacji Tarczy Wschód.
Na pytanie o wybory we Francji Sikorski odpowiedział: "Będziemy współpracowali z każdym francuskim rządem. Ale jeśli francuscy nacjonaliści rozwalą Unię od środka, to zapewniam, nawet eurofobowie powiedzą po latach: ile cię cenić, dowie się ten, kto cię stracił". (PAP)
kgr/