Skubas: w moich tekstach jest światełko nadziei [WYWIAD]

2024-04-20 09:01 aktualizacja: 2024-04-22, 01:09
Radosław "Skubas" Skubaja. Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Radosław "Skubas" Skubaja. Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Nagrał cztery płyty i wszystkie o miłości lub jej braku. I choć wydaje się, że o miłości już nic nowego powiedzieć się nie da, to Skubas udowadnia, że można napisać kolejne piosenki, które będą wzruszać. Być może dlatego, że jego teksty są bardzo osobiste. Jest w nich dużo melancholii i rozczarowania. „Niektórzy uważają, że moje teksty są depresyjne, ale ja uważam, że jest w nich światełko nadziei” - mówi Skubas w rozmowie z PAP Life.

PAP Life: Niedawno wyszła twoja czwarta płyta - „W ogień”, jesteś właśnie w trasie promocyjnej. Kto przychodzi na twoje koncerty? 

Skubas: Myślę, że są to ludzie w średnim wieku. Niektórzy po trzydziestce, inni po pięćdziesiątce. Chyba 70 proc. to kobiety.

PAP Life: Nie dziwi mnie to. Śpiewasz o miłości, związkach, smutku, rozczarowaniach. Kobiety lubią takie piosenki. Zwłaszcza, kiedy śpiewają je mężczyźni.

S.: Myślę, że trzeba by porozmawiać z tymi osobami, które przychodzą mnie posłuchać. Zapytać, co w tej muzyce Skubasa widzą, czy dostają to, na co czekają. Lubię spotkać się po koncertach, ale wtedy nie ma też czasu na pogłębione rozmowy. Czasem słyszę, że moja piosenka jest dla kogoś ważna, towarzyszyła mu na jakiś etapie życia, ma z nią jakieś wspomnienia. 

PAP Life: Bardzo mocno kojarzysz się z jedną z najpiękniejszych polskich piosenek o miłości. 

S.: Piosenka, o której mówisz „Nie mam dla ciebie miłości” powstała ponad 10 lat temu. Nie wierzę, że dzisiaj wszyscy przychodzą na koncerty, żeby posłuchać przeboju sprzed lat. Myślę, że ludzie przychodzą też po nowe piosenki.  Mam tych kawałków sporo.

PAP Life: Twoje teksty są bardzo osobiste. Piszesz je po to, żeby przepracowywać swoje emocje, załatwiasz jakieś sprawy, czy po prostu traktujesz pisanie piosenek jak pracę? 

S.: To jest praca, choć nigdy tego tak nie traktowałem. Jak piszesz piosenki, to nie ma nic wspólnego z zarobkiem, ale wykonujesz jakiś wysiłek, a każdy rodzaj wysiłku jest pracą. Trzeba odróżnić pracę i zarobek. Jeśli chciałbym myśleć o pisaniu w jakiś sposób komercyjny, to musiałbym zbadać, o czym się dzisiaj śpiewa, jakich słów się używa, itd. Natomiast ja zawsze trochę traktowałem piosenki jako terapię. Trochę jak próbę rozliczenia się z pewnymi emocjami, żebym później, śpiewając na scenie, być wiarygodnym, żeby dotykało mnie to wewnętrznie. I tak się dzieje - czasem bardziej, czasem mniej. Ale diabeł tkwi w szczegółach i to jak to robisz, decyduje o sukcesie, popularności, zasięgu. Nie będę ukrywał, że nigdy nie miałam aspiracji, żeby na przykład wypowiadać się na scenie na tematy polityczne, że teraz będziemy walczyć o to, albo o tamto. Nie wiem, czy w ogóle chcę walczyć z kimkolwiek, bo widzę, że walka mi szkodzi. Niektórzy uważają, że moje teksty są depresyjne, ale ja uważam, że jest w nich światełko nadziei. W piosence „Żywy trup” śpiewam, że cały czas staram się stawiać kroki w kierunku słońca, wychodzić z ciemności umysłu, niefajnych myśli, które pojawiają się z rana.  

PAP Life: W tej piosence są też słowa: „Mam za sobą popalone mosty, nie wiem, dokąd iść”. Skończyłeś 42 lata. Wiesz, dokąd zmierzasz? W jakim momencie życia jesteś? 

S.: Bardzo nie lubię takich pytań. Bo jak dziś powiem, że jestem w super momencie, a jutro wydarzy się coś złego? Nie wiem, w jakim jestem momencie. Podobnie, jak z pytaniem: „Co u ciebie słychać?” Chodzi o to, ile na koncie, ile mam zabukowanych koncertów? Staram się trzymać tego, co tu i teraz, tych 24 godzin. Więc odpowiem ci, że dzisiaj czuję się bardzo dobrze, mam swoje małe plany, jakieś małe perspektywy, które mnie bardzo cieszę. A co będzie dalej, zobaczymy. Zostawmy te szare myśli. 

PAP Life: W Polsce mężczyźni z twojego pokolenia nie byli uczeni, żeby przyznawać się do porażek, porzucenia.  Nie boisz się, że ktoś ci zarzuci, że jesteś słabym facetem?

S.: Myślę, że inni artyści-mężczyźni też to robią. Nie śpiewają przecież o tym, że mają super samochód. To znaczy niektórzy śpiewają. Znowu trzeba mieć punkt odniesienia, żeby się odnaleźć w tym pytaniu. Bo zaraz puścimy rapera, który mówi, że spał wczoraj z dwoma kobietami, co z nimi robił, a cała sala śpiewa z nim refren. Tam nie ma nowy, żeby przyznać się do porażki. Tylko cały czas, że jestem super. Wczoraj skończyłem czytać książkę „Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości”. To jest o patriarchacie, roli mężczyzn, przyznawaniu się do porażek, itd. Bardzo ciekawa pozycja, feministyczna, która dała mi dużo do myślenia. Moje piosenki to jest jakaś impresja muzyczna. Zazwyczaj na początku mam jakiś motyw muzyczny, riff, nigdy nie przychodzi pierwszy tekst, chociaż może tak trzeba będzie zrobić. Natomiast akordy trochę determinują treść. Kiedy pracowałem z Kubą (Jakub Węgrzyn, współautor tekstów – red.), myślałem, jaki rodzaj emocji najbardziej gra. Ale te teksty, które śpiewam, są w dużym stopniu autobiograficzne, to są moje autentyczne przeżycia, historie. 

PAP Life: Zastanawiałam się, słuchając twojej ostatniej płyty, czy jesteś szczęśliwym człowiekiem?

S.: Moja mama, która posłuchała tego materiału jeszcze przed premierą, zapytała mnie, czy nie mam depresji. Myślę, że pod pewnym względem jestem w bardzo trudnym czasie dla siebie, ale staram się szukać w sobie wdzięczności. To tak naprawdę jest jedyna odpowiedź na to nieszczęście, które często jest w głowie bardziej niż w rzeczywistości. I jeśli tej wdzięczności szukam, to okazuje się, że jestem całkiem szczęśliwym gościem, że moje życie jest fajne. Aczkolwiek to, co napisałem na płycie, jest prawdziwe i nie mogę za bardzo z tym polemizować.  Myślę, że są artyści bardziej depresyjni niż ja.

PAP Life: Przepraszam, jeśli to pytanie będzie dla ciebie zbyt osobiste: jesteś w związku?

S.: To pytanie nie jest dla mnie w żaden sposób trudne ani kłopotliwe. Tak, jestem w związku. Natomiast nie chciałbym więcej mówić na ten temat, bo to dotyczy też mojej partnerki i moje wypowiedzi mogłyby rodzić jakiś konflikt. Mój najdłuższy związek do tej pory trwał dziewięć lat. Nie wiem, czy to długo. Nie zależy mi na żonglowaniu tymi emocjami, które czasami są wręcz szkodliwe. Tak naprawdę każdy - przynajmniej ja w tym wieku, dąży do jakieś przewidywalności i spokoju. Ale życie takie nie jest. Na tym też polega jego piękno. 

PAP Life: Socjolog Tomasz Sobierajski uważa, że zamiast mówić o kryzysie męskości, powinniśmy męskość zdefiniować na nowo, bo ona dziś znaczy co innego niż dawniej. Z jakim wzorcem męskości ty wyszedłeś z rodzinnego domu? 

S.: Mojego ojca zabrakło w moim życiu. Dziś już nie żyje. Kiedyś, gdy byłem mały, wyjechał zagranicę zarabiać pieniądze. Według starego wzorca facet miał być od utrzymania rodziny.

PAP Life: A dziś jest od czego?

S.: Po lekturze tej książki, ale też po swoich przemyśleniach uważam, że to jest bardzo krzywdzące dla mężczyzn. W patriarchat tak samo są uwikłane kobiety, jak mężczyźni. Bo wydaje mi się, że mimo wszystko to się nie zmienia. Że kobiety mogą udawać oświecone, ale na szczeblu pierwotnym, to w domyśle facet ma ogarnąć, to na nim spoczywa odpowiedzialność. Co to za facet, jeśli nie miałby pracy? Trochę odnoszę to do siebie, bo jestem artystą i w moim zawodzie może tak być, że zarabiasz wielkie pieniądze, wszyscy cię chwalą i potrzebują, ale potem okazuje się, że jest bryndza. A kiedy jesteś z kobietą, która cię poznała w momencie popularności, jak wszystko było tip-top, to nie ma się co dziwić, że w pewnym momencie ta kobieta mówi: „Idź do pracy”. Ona nie będzie teraz patrzeć na twoje uczucia, ambicje, aspiracje, że wybrałeś bycie artystą, tylko trzeba zarobić hajs. Trochę jest tak, że zarówno mężczyźni, ale też i kobiety, żyjemy w schemacie zakorzenionym od kilku tysięcy lat. Warto go przełamywać.

PAP Life: Wyobrażasz sobie, że byłbyś z kobietą, która utrzymywałaby dom?

S.: Zależy, na jaką kobietę bym trafił, jakie byłoby moje nastawienie. Pewnie nie czułbym się z tym dobrze, bo zawsze lubiłem partnerstwo. Nigdy nie byłem w sytuacji, że kogoś utrzymywałem, ani żebym był utrzymywany. Jest we mnie jakieś poczucie sprawiedliwości. 

PAP Life: Śpiewasz o samotności, do której dziś przyznaje się mnóstwo osób i w różny sposób próbuje sobie z nią radzić. Na przykład logując się na Tinderze. Co sądzisz o takiej formie poznawania się?

S.: Mieliśmy w busie rozmowę na ten temat i mój kolega, starszej daty, powiedział, że dla niego to jest upokarzające. Zapytałem, dlaczego tak uważa, bo przecież mamy przykłady naszych kolegów, którzy sobie życie ułożyli na Tinderze, poznali żony, mają dzieci i są szczęśliwi. Tinder to jest tylko i wyłączne narzędzie. Zależy, jak zostanie wykorzystane. Może być pomocne, ale zgadzam się, że może też ranić, nawet wywołać myśli samobójcze, pogłębić alienacje.

PAP Life: Niektórzy uważają, że to narzędzie uprzedmiotowia człowieka i traktuje go jako towar. To chyba jest upokarzające.

S.: Może tak być, aczkolwiek nie musi - to zależy. Powtórzę: „Chciałbym w stronę słońca iść, a nie pogrążać się w ciemności”. Internet w ogóle jest świetnym miejscem do stwarzania pozorów, bo codziennie mogę dawać posta, że jestem na drugim końcu świata, że mi się żyje świetnie. Ale to mogą być pozory, bo mogę cierpieć. Tego wnętrza nie da się prześwietlić. 

PAP Life: Czy jesteś w stanie sobie wyobrazić, że logujesz się na Tinderze? 

S.: Skąd wiesz, że się nie zalogowałem?

PAP Life: A zalogowałeś?

S.: Tak, aczkolwiek nie byłem tam za długo, to bardzo męcząca aplikacja. Ale dzięki temu poznałem fajną dziewczynę. Między nami nic się nie wydarzyło, ale zaprzyjaźniliśmy się. Czyli Tinder przydał mi się do czegoś. Natomiast cały ten proces uwalnianie się od tej wirtualnej rzeczywistości nie był dla mnie łatwy. Generalnie chcę jak najdalej trzymać się od relacji internetowych. Jednak wiem, że w dobie pędzącego miasta, braku czasu to potrafi sporo ułatwić. Uważam jednak, że im więcej rzeczywistości w naszym życiu, im więcej kontaktów z drugim człowiekiem, tym lepiej.

PAP Life: Ale wracając do twojej płyty. Są na niej trzy duety: z Dawidem Tyszkowskim, Krzysztofem Zalewskim i Kwiatem Jabłoni. Skąd pomysł na te kooperacje?

S.: Na moich ostatnich dwóch płytach nie było żadnych gości. Co prawda na pierwszej byli goście, ale mało znani, więc stwierdziłem, że trzeba to przełamać. Skorzystałem z możliwości, że Krzysiek Zalewski i Kwiat Jabłoni znali mnie i szanowali. Ale to duet z Dawidem Tyszkowskim był dla mnie najbardziej magiczny. Odezwałam się do nieznanego, jeszcze debiutującego artysty, spotkaliśmy się, poszliśmy sobie pobiegać do lasu.  Potem pracowaliśmy razem w studio, intensywne, bo mieliśmy mało czasu. Ale moim zdaniem wyszło fajnie. 

PAP Life: Czytałam, że co roku przygotowywałeś jedną piosenkę dla swojego syna, który teraz ma 10 lat. Ten zwyczaj nadal kontynuujesz?

S.: Tak, chociaż teraz robię to bardziej dla siebie. Borys jest na takim etapie, że już nie słuchaliśmy ostatniej piosenki 100 razy jak dawniej. Ale tak naprawdę to jest coś niematerialnego, bardzo ważnego, co dalej się pojawia w naszych relacjach.

PAP Life: Ojcostwo zmieniło cię jako muzyka? 

S.: Nie wiem, czy mnie zmieniło jako muzyka, ale na pewno podyktowało to, w jaki sposób żyję, myślę i co stawiam w pierwszej kolejności. Sprawiło, że drugi człowiek stał się dla mnie pierwszy. Z jego mamą nie ułożyło się po bożemu, ale cieszę się, że jestem obecny w jego życiu. Staram się, żebyśmy spędzali razem trzy, cztery dni w tygodniu. Zabieram go na zajęcia piłkarskie, muzyczne, gramy w ping-ponga, jeździmy na basen. Ale nie trzeba robić nic wielkiego. Zauważyłem, że najlepszy czas to ten, kiedy idziemy po plaży, nie mamy telefonów i po prostu jesteśmy. Ta bliskość fizyczna jest ważna. Borys dorasta i potrzebuje się też mierzyć z silnym gościem, trochę posiłować, pokopać piłkę. Puentując naszą rozmowę, powiem: „Tak, jestem szczęśliwym człowiekiem, bo mogę być ojcem”. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

Skubas czyli Radosław Skubaja, wcześniej znany jako Sqbass, MC Sqbass – pochodzący z Lublina wokalista, gitarzysta, kompozytor, wykonawca muzyki alternatywnej. Ma na koncie cztery albumy. Najnowszy, „W ogniu”,  ukazał się w lutym.

kgr/