Oskarżonymi w tym procesie są: Jacek W., któremu zarzucono współudział w realizacji planu ataku, i Piotr P., który miał zlecić pobicie wiceszefa KNF. Piotr P. to były agent Wojskowych Służb Informacyjnych, który zasiadał we władzach SKOK, jest też głównym podejrzanym w sprawach dotyczących afery finansowej SKOK.
Wcześniej sąd zakończył wysłuchiwanie mów końcowych w sprawie. Proces zakończył się w czwartek i wówczas głosy końcowe wygłosiła strona oskarżycielska. Prokurator zażądała kar 10 lat więzienia dla głównego podejrzanego w aferze SKOK Piotra P. i 3 lat więzienia dla współoskarżonego Jacka W. Żądanie prokuratora poparł Kwaśniak będący oskarżycielem posiłkowym wraz ze swoim pełnomocnikiem.
Mowy obrońców
W piątek obrońcy oskarżonych wygłosili swoje mowy i wnieśli o uniewinnienia. Adwokat P. mec. Adam Gomuła ocenił, że postępowanie nie wykazało faktu "ciągu wykonawczego" między - według obrony - rzekomym zleceniem pobicia przez P., a bezpośrednimi wykonawcami czynu.
Jak wskazywał mec. Gomuła w tej sprawie wyrok "poza sferą procesową już zapadł, a P. od dawna jest przedstawiany jako winny". "P. zawsze jest prezentowany w konfiguracji, jako były oficer WSI, żeby podkreślić negatywność jego osoby" - dodał. Tymczasem - jak pytał - "czy z samego faktu, że ktoś był funkcjonariuszem służb, należy domniemywać negatywne cechy i piętnować".
"Chcę zadać kłam narracji, która mówi, że służby specjalne używając jako oficera łącznikowego Piotra P. postanowiły wyeliminować Wojciecha Kwaśniaka. Nie oszukujmy się, gdyby służby specjalne chciały Kwaśniaka wyeliminować, to z całą pewnością nie sięgałyby po tego typu narzędzie" - zaznaczył, odnosząc się do bezpośrednich realizatorów planu ataku na Kwaśniaka, czyli - jak ocenił - m.in. drobnych przestępców i recydywistów z Wołomina.
Jak kontynuował mec. Gomuła "czy Piotr P., przy swojej wiedzy i doświadczeniu, gdyby rzeczywiście chciał porwać się na osobę wiceprzewodniczącego KNF sięgnąłby po takich - przepraszam - idiotów?". "Nie, bo po pierwsze nie jest człowiekiem, który szuka rozwiązań siłowych, ale po drugie nawet gdyby chciał tak dramatyczne działanie podjąć, to z całą pewnością znalazłby osoby lepiej do tego kwalifikowane, niż +drobnego złodzieja drutu+" - zaznaczył adwokat.
Obrona W. przekonywała z kolei, że jego rola była marginalna w zdarzeniu i nie miał on świadomości, że jego działania mogą być pomocą w przestępstwie. Wskazywała, że zarzut wobec W. obejmuje "dokonanie odprowadzenia w bezpieczne miejsce samochodu", czyli pojedyncze zdarzenie, które miało miejsce po dokonaniu przestępstwa.
"Nigdy nie wydałem zlecenia pobicia żadnego człowieka" – zapewnił natomiast w piątek przed sądem Piotr P. Mówił, że "bardzo współczuje Kwaśniakowi", mimo że pokrzywdzony prezentuje pogląd zbieżny z oskarżającym prokuratorem. Postępowanie prokuratury określił jako "nierzetelne, pokrętne i tendencyjne".
P. określił się jako "więzień polityczny". Mówił m.in., że będąc oficerem kontrwywiadu wojskowego jeszcze we wczesnych latach 90. - jak stwierdził - "jako już teoretycznie nominowany szef kontrwywiadu" skonfliktował się z Antonim Macierewiczem.
Prokuratura ripostuje
Prok. Agnieszka Leszczyńska odpowiadała na te słowa, że P. po 2015 roku "wypowiadał te same słowa, co dziś, że na całe szczęście mamy do czynienia z nową rzeczywistością i liczył za każdym razem, że w swoje działania przestępcze będzie mógł wprowadzić tzw. element polityczny".
"Nie widzę żadnego związku pomiędzy polityką, rządami, a tą sprawą. Oczywiście łatwiej się uznać za kolejnego w tym kraju więźnia politycznego. Ale to nie jest więzień polityczny, to jest po prostu przestępca" – powiedziała prokurator.
Proces w tej sprawie ciągnął się od wielu lat - ruszył przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Mokotowa w końcu 2015 r. Jednak w listopadzie 2017 r. sędzia prowadząca sprawę poszła na urlop macierzyński. Postępowanie, które znajdowało się już w końcowej fazie, musiało zatem ruszyć od nowa. W konsekwencji proces rozpoczął się ponownie w kwietniu 2019 r. Od tamtej pory odbyło się już kilkadziesiąt rozpraw, podczas których sąd m.in. odebrał wyjaśnienia od oskarżonych i przesłuchał licznych świadków.
Wojciech Kwaśniak jako wiceprzewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego nadzorował kontrolę wołomińskiego SKOK-u, z którego - według prokuratury - wyprowadzono 3 mld zł. W 2014 r. Kwaśniak został brutalnie pobity przed swoim domem w warszawskim w Wilanowie.
Mowy końcowe w tej sprawie były już planowane na lipiec ub.r. Jednak dopiero we wrześniu ub.r. udało się sądowi przesłuchać przedostatniego ze świadków - senatora PiS Grzegorza Biereckiego, wieloletniego szefa Kasy Krajowej SKOK. Bierecki wcześniej nie stawił się na kilku terminach w sądzie, wskazując na obowiązki senatorskie.
Pierwotnie na ławie oskarżonych w procesie zasiadły cztery osoby. Wątek dotyczący jednej z nich został szybko wyłączony do odrębnego postępowania. Z kolei Krzysztof A., ps. "Twardy", który jest oskarżony o napaść i pobicie Kwaśniaka, prawdopodobnie uciekł z kraju. Po zwolnieniu go z aresztu, w którym przebywał kilka lat, mężczyzna przestał stawiać się na rozprawach. Sąd wyłączył także jego część do odrębnego postępowania. Na ławie oskarżonych pozostały więc dwie osoby.
Tymczasem w połowie września ub.r. przed warszawskim sądem okręgowym rozpoczął się proces byłych szefów i pracowników Komisji Nadzoru Finansowego, oskarżonych o m.in. niedopełnienie obowiązków służbowych ws. SKOK Wołomin.
Na ławie oskarżonych łącznie zasiada 11 osób. Są to m.in. Andrzej Jakubiak - przewodniczący KNF w latach 2011-2016 oraz Wojciech Kwaśniak - jego ówczesny zastępca. Szczecińska prokuratura regionalna oskarżyła ich o niedopełnienie obowiązków służbowych w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Według prokuratury, urzędnicy ci, nadzorując SKOK Wołomin w latach 2013-2014, dopuścili się zaniedbań, które pozwoliły na kontynuowanie przestępczej działalności w tej kasie.
W grudniu 2018 r. CBA zatrzymało Jakubiaka, Kwaśniaka i kilkoro innych urzędników KNF, którzy zasiadają na ławie oskarżonych w tym procesie. Zostali oni wówczas przewiezieni do Szczecina. W 2019 r. szczeciński sąd uznał jednak, że zatrzymanie to było bezzasadne i uchylił wszystkie środki zapobiegawcze stosowane wobec zatrzymanych. "Sąd jasno stwierdził, że prokuratura w żaden sposób nie uprawdopodobniła jakichkolwiek działań, które by naruszały procedurę prawną ze strony mojej, czy pozostałych pracowników KNF ws. nadzoru nad SKOK Wołomin" - mówił wtedy Kwaśniak.
Kwaśniak wielokrotnie przypominał, że on sam padł ofiarą zamachu za ujawnienie przestępczego procederu, a postawiony mu przez prokuraturę zarzut w sprawie przed SO jest absurdalny.
"Państwo pogłębia traumę moją i moich bliskich, która zaskutkowała tym, że moja żona dwa lata temu nie uniosła tego ciężaru, wpadła w chorobę i zmarła. Obwiniam za to państwo polskie" - mówił w czwartek Kwaśniak przed sądem rejonowym.
Natomiast ostatnio - na koniec zeszłego roku - Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim skierowała do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga akt oskarżenia w głównym śledztwie w sprawie SKOK Wołomin przeciwko 62 oskarżonym - w tym przeciwko Piotrowi P.
"W skład utworzonej i kontrolowanej przez Piotra P. grupy przestępczej wchodzili członkowie Zarządu SKOK Wołomin, jak również osoby kierujące poszczególnymi podgrupami zajmującymi się poszukiwaniem pożyczkobiorców i kredytobiorców, czyli tzw. słupów, na których dane uzyskiwane były pożyczki w SKOK w Wołominie" - podała prokuratura.
Do chwili obecnej - według podsumowania śledczych - w ramach postępowań wyłączonych z głównego wątku oskarżono blisko tysiąc osób, z których 615 zostało już prawomocnie skazanych. "Łączna kwota wyłudzeń objętych postępowaniem Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim to 3 mld 12 mln 431 tys. 250 zł" - wyliczyła prokuratura.
"To jest oczywista nieprawda. Owszem, jakby liczyć umowy podpisane w sposób nieprawidłowy, to z tej sumy mogłoby wynikać, że dotyczy to takiej kwoty. Ale fizycznie nie zniknęły miliardy. Jeśli możemy mówić o problemie w sensie finansowym, to on może dotyczyć najwyżej kilkuset milionów zł" - ocenił w piątkowym wystąpieniu przed sądem Piotr P. (PAP)
Autor: Marcin Jabłoński
mar/