Podczas negocjacji stronę karabaską reprezentował deputowany do parlamentu Górskiego Karabachu Dawid Melkumian, natomiast na czele delegacji Azerbejdżanu stał Ramin Mammadow, również parlamentarzysta.
Jeden z przedstawicieli władz Górskiego Karabachu, Dawid Babajan, powiadomił w rozmowie z Reutersem, że szczegóły ustaleń, wypracowanych ze stroną azerbejdżańską, wciąż wymagają doprecyzowania. Jak podkreślił, ormiańska ludność zamieszkująca separatystyczny region nie wie, czy otrzyma jakieś gwarancje bezpieczeństwa, dlatego obawia się, że wojska Azerbejdżanu mogą dokonać tam "eksterminacji" cywilów.
"Wszyscy nas opuścili - zarówno Rosja, Zachód, jak też Armenia. Stoimy w obliczu możliwej eksterminacji, a świat milczy. Karabascy Ormianie nie chcą stać się częścią Azerbejdżanu" - podkreślił Babajan.
Premier Armenii Nikol Paszynian oznajmił w orędziu do narodu, że warunkiem utrzymania niepodległości przez jego kraj są pokojowe relacje z sąsiadami. "Żyjemy w trudnych czasach, cierpiąc niewypowiedziany ból fizyczny i psychiczny", lecz musimy być "wolni od konfliktu" - ocenił szef rządu, cytowany przez agencję Reutera.
Premier odniósł się w ten sposób do sytuacji w Górskim Karabachu i protestów w Erywaniu. W ostatnich dniach w stolicy Armenii gromadziły się tysiące manifestantów, domagających się dymisji Paszyniana.
Karabaskie władze szacują, że w rezultacie trwającej około 24 godzin interwencji zbrojnej Azerbejdżanu zginęło co najmniej 200 osób, a 400 zostało rannych. Wcześniejsze doniesienia mówiły o 32 ofiarach śmiertelnych, w tym siedmiu cywilach - podała agencja AFP.
Reuters relacjonował, że w godzinach porannych w stolicy Górskiego Karabachu - Stepanakercie, wciąż słychać było strzały z broni palnej. Agencja nie zdołała potwierdzić, kto i w jakim celu otworzył ogień. Resort obrony w Baku zdementował doniesienia karabaskich Ormian, jakoby azerbejdżańska armia miała w ten sposób naruszyć warunki środowego rozejmu.
We wtorek rząd Azerbejdżanu ogłosił rozpoczęcie "operacji antyterrorystycznej" w Górskim Karabachu. Baku i Erywań od dekad toczą przybierający różną intensywność konflikt o ten region; w ostatnich miesiącach napięcie znów wzrosło.
Celem wojsk azerbejdżańskich jest wyparcie armeńskich sił zbrojnych z tego terytorium, przywrócenie porządku konstytucyjnego i ustaleń zawieszenia broni kończącego wojnę z 2020 roku oraz stłumienie "prowadzonych na szeroką skalę prowokacji" - przekazywało ministerstwo obrony w Baku. Rozpoczęcie ofensywy uzasadniano wrogimi działaniami wojsk armeńskich, w wyniku których mieli zginąć azerbejdżańscy żołnierze i cywile.
W środę władze Azerbejdżanu i administracja Górskiego Karabachu potwierdziły, że w separatystycznym regionie wprowadzono zawieszenie broni. Rozejm miał zostać wypracowany przy wsparciu tzw. kontyngentu sił pokojowych z Rosji.
Armeńskie siły w Górskim Karabachu zgodziły się złożyć broń, opuścić zajmowane pozycje i poddać się całkowitemu rozbrojeniu. Sprzęt wojskowy tych oddziałów zostanie przekazany naszej armii - poinformowało azerbejdżańskie ministerstwo obrony. Administracja (Kancelaria) prezydenta Ilhama Alijewa oznajmiła, że negocjacje w Jewlachu będą dotyczyły "reintegracji" Górskiego Karabachu z Azerbejdżanem.
W opinii większości analityków Górski Karabach może w najbliższej przyszłości przejść pod całkowitą kontrolę władz w Baku, prawdopodobnie bez zachowania autonomicznego statusu tego regionu. (PAP)
jos/