Szef MON: gdyby jakakolwiek przesłanka świadczyła o tym, że rosyjska rakieta zmierza w kierunku celu w Polsce, zostałaby zestrzelona

2024-03-24 08:45 aktualizacja: 2024-03-24, 16:49
Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Fot. PAP/Tomasz Gzell
Przelot rosyjskiej rakiety, która naruszyła w niedzielę nad ranem polską przestrzeń powietrzną, był cały czas monitorowany, a wojsko spodziewało się, że opuści ona nasz kraj - poinformował rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Jacek Goryszewski.

W niedzielę rano Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych podało na platformie X, że "o godz. 4.23 doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez jedną z rakiet manewrujących wystrzelonych dzisiejszej nocy przez lotnictwo dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej". Obiekt wleciał w polską przestrzeń na wysokości miejscowości Oserdów (woj. lubelskie) i przebywał w niej przez 39 sekund. "Celem wykonywanych uderzeń były miejscowości znajdujące się w zachodniej Ukrainie" - dodano.

Do sytuacji tej odniósł się na briefingu w niedzielę rano rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk. Jacek Goryszewski. "W przypadku tej rakiety nie było decyzji, nie było autoryzacji o zestrzeleniu. Główną przyczyną tego było to, że wiedzieliśmy, jaka jest trajektoria lotu, poza tym ta rakieta przebywała w naszej przestrzeni przez bardzo krótki czas i nie była w zasięgu naszych wojskowych lądowych środków ogniowych. Więc tutaj nie było mowy o zestrzeleniu. Nie było też mowy o tym, żeby nasze myśliwce podjęły jakąkolwiek interwencję, gdyż nie zmierzała ona w głąb terytorium naszego kraju" - powiedział ppłk Goryszewski.

Poinformował, że jedna z wystrzelonych przez Rosjan rakiet około godz. 4.23 przekroczyła polską przestrzeń powietrzną; poruszała się z prędkością niemalże 800 km/h i na wysokości 400 m. Przez cały czas przebywania w naszej przestrzeni była obserwowana przez środki radiolokacyjnie - podkreślił.

"Wiedzieliśmy o jej trajektorii, o jej kierunku i spodziewaliśmy się, gdzie opuści naszą przestrzeń" - powiedział.

"Bezpieczeństwo naszej przestrzeni powietrznej było zapewnione w maksymalnym stopniu. Cały czas obserwujemy sytuację na Ukrainie. Na chwilę obecną uspokajam, nasza przestrzeń jest bezpieczna nie odbywa się już atak na na cele w Ukrainie" - dodał Goryszewski.

Ppłk przyznał, że lotnictwo dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej było aktywne już od wczesnych godzin porannych, bo już około godziny 2 wystartowały samoloty Tu 95 z rosyjskich lotnisk. Było co najmniej 13 samolotów, które wystrzeliły rakiety manewrujące w kierunku Ukrainy. Rzecznik dodał, że polskie dowództwo wiedziało, że część z tych rakiet może być skierowana w obwody na Ukrainie graniczące z naszym państwem, dlatego poderwano polskie i sojusznicze samoloty.

"Na chwilę obecną nasze myśliwce powróciły już do baz, nasze systemy powróciły do swojej działalności operacyjnej, ale wojsko polskie cały czas monitoruje sytuację i wszystko jest pod kontrolą" - stwierdził rzecznik.

"Rosyjska rakieta zostałaby zestrzelona, gdyby zmierzała w kierunku celu w Polsce"

Wicepremier, szef MON powiedział, że zostały podjęte wszystkie działania związane z informowaniem najważniejsze osób w państwie. "Generał (Maciej) Klisz, który każdorazowo jako dowódca operacyjny (RSZ) podejmuje decyzje o określonych działaniach, w tym wypadku też analizował tę sytuację i podjął najbardziej słuszną decyzję" - powiedział szef MON. Dodał, że podjął "decyzję, która zapewnia bezpieczeństwo Polsce".

"Każda taka sytuacja jest indywidualnie rozpatrywana, ale gdyby jakakolwiek przesłanka świadczyła o tym, że ten obiekt zmierza w kierunku jakiegokolwiek celu zlokalizowanego na terytorium Rzeczpospolitej, oczywiście byłby zestrzelony" - dodał. (PAP)

gn/nl/