Szef MSZ: gdyby podczas lotu do Smoleńska zachowano procedury, to samolot wróciłby do Warszawy

2024-06-05 13:21 aktualizacja: 2024-06-05, 16:52
Radosław Sikorski. Fot. PAP/Leszek Szymański
Radosław Sikorski. Fot. PAP/Leszek Szymański
Gdyby podczas lotu do Smoleńska zachowywano się zgodnie z filozofią Bogdana Klicha, czyli zgodnie z procedurami, to samolot wróciłby do Warszawy i moglibyśmy uniknąć tragedii - powiedział szef MSZ Radosław Sikorski, odpowiadając na zarzuty prezydenta Andrzeja Dudy w stosunku do ówczesnego szefa MON.

We wtorek prezydent Andrzej Duda zapowiedział w Telewizji Republika, że dopóki będzie pełnił swój urząd, nie podpisze nominacji ambasadorskiej do USA dla Bogdana Klicha, obecnego senatora KO. Podkreślił, że nie będzie także jego podpisu pod nominacją dla Ryszarda Schnepfa, ani innych członków Konferencji Ambasadorów RP. Podkreślił, że szef MSZ "chce właśnie odwołać z ambasady w Lizbonie panią ambasador (Joannę) Pilecką, która jest młodszą krewniaczką rotmistrza Pileckiego, ale bardzo chce wysłać jako polskiego ambasadora pana Schnepfa, którego tata, razem z Sowietami uczestniczył w Obławie Augustowskiej przeciwko Polakom".

Do wypowiedzi prezydenta odniósł się w środę Sikorski. "Zasadniczo nie zgadzam się z filozofią pana prezydenta, że mielibyśmy oceniać ludzi po tym, z kim są spokrewnieni, a nie po tym, co umieją". Jego zdaniem, "sam PiS nie jest w tej sprawie logiczny, no bo syn tego, który skazał rotmistrza Pileckiego za komuny na karę śmierci, był wiceministrem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego".

"Pan prezydent ma rację, że do resortu wróciło kilka osób po rosyjskiej szkole dyplomatycznej. Zaczęło się to za czasów PiS-u, bo zostali niezgodnie z prawem usunięci. Wygrali procesy i ministerstwo albo musiało ich przywrócić do pracy zgodnie z decyzją sądu, albo wypłacić odszkodowania. Więc proszę mieć pretensje do tych, którzy uchwalali prawo niezgodne z prawami człowieka" - powiedział.

Sikorski przypomniał też wypowiedź Andrzeja Dudy, który w TV Republika powiedział, że Klich był szefem MON w czasie, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej, w której zginął prezydent Lech Kaczyński z delegacją. "Faceta, który by wtedy ministrem obrony narodowej i odpowiadał wtedy za polskie wojsko, oni chcą wysłać do Stanów Zjednoczonych. Przecież to będzie jeden wielki rechot. Nigdy się na to nie zgodzę, dopóki jestem prezydentem jeszcze przez te 14 miesięcy, nigdy nie podpiszę tej nominacji ambasadorskiej" - oświadczył Duda.

"Pan prezydent zarzuca jakieś związki z katastrofą smoleńską senatorowi Klichowi. Mam wielką prośbę do pana prezydenta, żeby powiedział jasno, czy w Smoleńsku miał miejsce wypadek, czy zamach. No bo jeżeli zamach, to mam nadzieję, że pan prezydent nie oskarża senatora Klicha o jakiś udział w tym zamachu" - podkreślił. Dodał, że "jeśli to był zamach, to jeśli Klich nie brał udziału w zamachu, to jaki ma z tym związek i dlaczego miałoby to rzutować na jego perspektywy służenia Polsce".

Szef MSZ przypomniał lot prezydenckiego samolotu do Tbilisi w 2008 r., na którego pokładzie był on sam. "Wtedy dzięki Bogu pilot odmówił złamania procedur i nie wylądowaliśmy na objętym wojną lotnisku w Tbilisi. Za co został oskarżony przez głównego pasażera o tchórzostwo, a politycy PiS-u próbowali pilotowi wytoczyć sprawę o niewykonanie polecenia prezydenta (Lecha Kaczyńskiego), mimo że prezydent nie ma prawa wydawać takich poleceń". Jak relacjonował Sikorski, "senator Klich miał na tyle jaj, żeby za stosowanie się do procedur, mimo presji pierwszego pasażera, dał pilotowi medal". "To ja się pytam, kto miał wtedy rację? Powiem więcej, gdyby w locie do Smoleńska zachowywano się zgodnie z filozofią Klicha, zgodnie z procedurami, to ten samolot by wrócił do Warszawy i moglibyśmy uniknąć tej tragedii. Więc jeśli pan prezydent uważa, że Smoleńsk jest ważnym kryterium, to powinien tym bardziej docenić senatora Klicha" - podkreślił.

Dopytywany, czy niepodpisanie nowych nominacji ambasadorskich przez prezydenta komplikuje pracę dyplomacji, powiedział: "no oczywiście, ale z tej wypowiedzi się okazało, że nie chodzi o procedury, bo to prezydent zmienił procedury". Szef MSZ wyjaśnił, że kiedyś były tak zwane wstępne zgody. "Ustawa na wniosek prezydenta i przez niego podpisana ustanowiła Konwent Służby Zagranicznej" - mówił. "Wszystkie kandydatury, zarówno te do odwołania, jak i do powołania zostały przez ten konwent przegłosowane. Pan prezydent przegrał w głosowaniu w instytucji, którą sam ustanowił. A teraz nie chce dopełnić procedur zgodnie z literą ustawy, którą sam zaproponował" - zauważył. "Jak się dzisiaj dowiadujemy, chodzi o sprawy ideologiczne, a nie o profesjonalizm polskiej służby zagranicznej" - dodał.(PAP)

Autorka: Olga Łozińska

kgr/