Szef polskiej dyplomacji wziął udział w panelu "Ostateczne odliczanie. Czy jesteśmy w ogóle gotowi do walki i zwycięstwa", będącym częścią konferencji Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych PISM Strategic Ark. Był na nim pytany m.in. o to, jak - w kontekście wojny w Ukrainie - polskie doświadczenie może pomóc przywrócić wiarę, że wolny świat może wygrać.
Szef MSZ ocenił, że to dobry moment, by o tym mówić, bo Polska pozostaje przykładem i symbolem zwycięstwa świata zachodniego w zimnej wojnie. Podkreślał, że wszyscy wiedzą, jak Polska wyglądała 40 lat temu i że przeszliśmy szybki proces transformacji z dyktatury w demokrację, i z gospodarki nakazowo-rozdzielczej do wolnego rynku, odnosząc na obu tych polach niezaprzeczalny sukces.
Poza tym, zauważył, Polska poczyniła od tego czasu różne założenia, które w perspektywie czasu okazały się nietrafne. Zaznaczył, że Polska zakładała m.in., że może udać się ucywilizowanie Rosji i była przekonana, że jeśli Chiny zostaną przyjęte to Światowej Organizacji Handlu, to zliberalizują one swoją ekonomię i być może - w przyszłości - swoją politykę, a także, że Irak może być dobrze funkcjonującą demokracją.
"W zeszłym roku wydawało się, że wygrywamy, za to ten rok stanowi wyzwanie" - ocenił. "Potrzebujemy udowodnić samym sobie i (Władimirowi) Putinowi, że możemy utrzymać ten kurs i ostatecznie wygrać" - powiedział.
Sikorskiego pytano też o twierdzenia, że wolny świat nie ma dość siły, by pokonać Rosję i powinien uważać, że doprowadzenie do negocjacji pokojowych byłoby sukcesem, podobnie jak to, że przynajmniej część Ukrainy mogłaby w wyniku tego być niepodległa. Przywołano w tym kontekście konferencję w Jałcie. Dopytywano o sugestie jak w praktyce można dyskutować z taką logiką, prezentowaną przez ludzi, którzy określają się jako realiści.
"To absurd mówić, że jesteśmy zmęczeni tą wojną"
Szef MSZ zaznaczył, że "to absurd mówić, że jesteśmy zmęczeni tą wojną". Zaznaczył, że na wojnę tylko unijne gospodarki przeznaczyły dotąd 120 mld euro, choć przeznaczają więcej na rolnictwo i wiele innych spraw w unijnym budżecie. Ocenił, że i UE, i USA stać na to, by wesprzeć Ukrainę, bo koszt jej przegranej byłby dla wolnego świata nieporównywalnie większy niż pieniądze, jakie są potrzebne, by wspomóc obecnie Kijów.
Poza tym, zaznaczył, "to nie my możemy decydować z czym Ukraina może żyć". Ocenił, że gdyby inne kraje chciały zdecydować za Kijów kiedy i na jakich warunkach podjąć rozmowy pokojowe, to "wtedy to faktycznie byłaby to kolejna Jałta".
Sikorski powtórzył również swoją ocenę, że wojna Rosji przeciwko Ukrainie to "ostatnia wojna kolonialna". Jak mówił, tego typu wojny trwają często latami, i kończyły się w momencie, w którym kolonialne mocarstwo, zmęczone i wyczerpane walką z próbującą wybić się na niepodległość kolonią po prostu "odpuszcza", uznając, że koszty dalszego prowadzenia walki przewyższają zyski z dalszego kontrolowania zbuntowanej kolonii.
By taki scenariusz zrealizował się również w przypadku rosyjskiej napaści na Ukrainę, jak mówił szef MSZ, Zachód musi cały czas wydatnie wspierać Ukrainę w jej walce.
Sikorski odniósł się również do wątpliwości co do dalszego zaangażowania USA w regionie Europy środkowej w obliczu możliwego powrotu Donalda Trumpa do władzy, a także wyzwań dla USA związanych m.in. z polityką Chin wobec Tajwanu. Szef MSZ ocenił, że wśród amerykańskich polityków poziom zgody co do potrzeby dalszego wsparcia Ukrainy jest wyższy, niż wydaje się wielu analitykom, także wśród Republikanów.
Polityk zwrócił uwagę, że gdy bezpieczeństwo USA zostało zagrożone, m.in. poprzez ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku, sojusznicy USA, w tym Polska, zaangażowali się w Iraku czy Afganistanie, gdzie znajdowały się źródła zagrożeń dla USA. "Nie mówiliśmy wtedy, że to nie nasza wojna" - podkreślił Sikorski, przypominając, że Polska wysłała swoich żołnierzy na Bliski i środkowy wschód, czyli do regionu, w którym nie ma bezpośrednich polskich interesów strategicznych.
Zdaniem Sikorskiego, analogicznie możliwa klęska Ukrainy byłaby fundamentalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski i pozostałych państw sojuszniczych USA w regionie. Zwrócił też uwagę, że polityka Zachodu wobec Ukrainy obserwowana jest na całym świecie, w tym np. w Chinach. Zdaniem Sikorskiego, jeśli USA i Zachód doprowadzą do zwycięstwa Ukrainy w wojnie, przywódca Chin Xi Jinping może np. zrewidować swoją politykę wobec Tajwanu, skonfrontowany z faktem, że ewentualne przejęcie kontroli nad wyspą byłoby dla Chin wielokrotnie trudniejsze, niż obecnie się wydaje.
Szef MSZ podkreślił również, że "Rosja już teraz nie ogranicza się do Ukrainy" w swoich agresywnych działaniach. W tym kontekście wskazał na presję migracyjną na polską granicę od strony Białorusi; zwrócił uwagę, że ok. 90 proc. ludzi próbujących sforsować granicę posiada rosyjską wizę, zwrócił też uwagę np. na ostatnie rosyjskie prowokacje graniczne względem Litwy, Estonii i Finlandii.
Podsumowując, Sikorski stwierdził, że wyzwania, przed którymi stoi Zachód ws. Rosji, nie wymagają żadnych "nadludzkich" gestów czy wysiłku. Jego zdaniem, jeżeli Zachód utrzyma swój kurs względem Rosji następny rok albo dwa, osłabiona Rosja może być gotowa na "bardziej realistyczne rozwiązania".(PAP)
autor: Mikołaj Małecki
gn/