Główny inspektor pracy w wywiadzie dla PAP mówił m.in. o reformie Państwowej Inspekcji Pracy, możliwości przekształcania przez inspektorów umów cywilnoprawnych w umowy o pracę, o kontrolach zdalnych i potrzebie regulacji warunków pracy w wysokiej temperaturze. Poinformował także, jak przebiega proces zwolnień grupowych w polskich firmach.
PAP: Co jest największą bolączką w funkcjonowaniu Państwowej Inspekcji Pracy?
Główny inspektor pracy Marcin Stanecki: Największą jest zbyt mała liczba inspektorów pracy. Obecnie pracuje ich około 1500. Ta liczba zmniejszała się w ostatnich latach. Nasza kadra się starzeje. Do tego dochodzą urlopy wypoczynkowe, zwolnienia lekarskie, co powoduje, że mamy zbyt małą liczbę inspektorów w stosunku do wykonywanych zadań.
Drugą bolączką jest kwestia wynagrodzeń. Nie da się dzisiaj pozyskać za niewielkie pieniądze fachowców na rynku. Na początku lat dwutysięcznych, kiedy starałem się o pracę inspektora, było 10 osób chętnych na jedno miejsce. Czekałem 2,5 roku, żeby mnie dopuszczono do wstępnej kwalifikacji na inspektora pracy. Kiedyś była zatem bardzo duża selekcja. Teraz są ogłoszenia na stanowisko inspektora pracy i nie ma chętnych, a osoby, które przychodzą, mają oczekiwania finansowe zdecydowanie przekraczające możliwości budżetowe Państwowej Inspekcji Pracy. A bez inspektorów nie ma tej instytucji.
Stan Państwowej Inspekcji Pracy jest niezadawalający, ale ja mam ambitny plan i nadzieję, że uda nam się ją odbudować.
PAP: Ile średnio wynoszą zarobki inspektorów?
M.S.: Jesteśmy po podwyżkach, bo udało mi się w pierwszych dniach po objęciu stanowiska podpisać porozumienie w tej sprawie. Po przyznanych 20-procentowych podwyżkach przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto według angaży (wraz z premią pracowników obsługi) pracowników PIP wyniesie 9500 zł brutto. Wynagrodzenie młodszych inspektorów – 7300 zł brutto (bez dodatku stażowego). Przy czym trzeba pamiętać, że zanim uzyska się uprawnienia inspektora, należy odbyć około roczną aplikację.
PAP: Jak długo trzeba czekać na kontrolę inspektora po zgłoszeniu skargi indywidualnej?
M.S.: Najgorsza sytuacja jest w Warszawie, gdzie czas oczekiwania na rozpatrzenie skargi jest wielomiesięczny. Tu niestety liczba skarg zdecydowanie przewyższa możliwości inspektorów. Statystycznie mamy 60 tys. kontroli rocznie i 1500 inspektorów. Bez większej liczby pracowników nie jesteśmy w stanie rozpatrywać skarg w ustawowym terminie 30 dni.
PAP: Przygotowuje pan jednak kompleksową reformę, która ma usprawnić działania Państwowej Inspekcji Pracy. Na jakim etapie jest projekt ustawy w tej sprawie?
M.S.: Mogę potwierdzić, że pracujemy nad reformą Państwowej Inspekcji Pracy. Na jakim jest etapie? Jeszcze szlifujemy projekt w uzgodnieniach inspekcyjnych, bo poza tym, że powołaliśmy specjalny zespół, to rozesłaliśmy wstępny projekt do okręgowych inspektoratów pracy w celu konsultacji. Zbieramy uwagi, jest ich bardzo dużo.
Mam nadzieję, że we wrześniu przekażemy projekt do Rady Ochrony Pracy. Trzeba jednak pamiętać, że Państwowa Inspekcja Pracy nie ma inicjatywy legislacyjnej, dlatego proponowane rozwiązania skierujemy do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
PAP: Co będzie główną osią reformy PIP?
M.S.: Ten projekt jest bardzo nowoczesny. Dostosowuje Państwową Inspekcję Pracy do standardów XXI w. W przestrzeni medialnej najczęściej mówi się o tym, że chcemy większych kar i szerszych uprawnień, ale ja zawsze odpowiadam, że stawiamy przede wszystkim na prewencję. To ona będzie wskazana w artykule pierwszym ustawy, obok nadzoru i kontroli.
Dla przeciętnej osoby Państwowa Inspekcja Pracy to organ o charakterze represyjnym. My chcemy pokazać, że ma ona dwa oblicza. To nie jest tylko karanie, ale również działania prewencyjno-promocyjne w zakresie bhp i prawnej ochrony pracy. Wykonujemy mnóstwo działań o charakterze prewencyjnym, które gdzieś nikną. Organizujemy webinary, konferencje naukowe, szkolenia i wieloletnie kampanie dotyczące bezpieczeństwa. W trakcie kontroli inspektorzy nie tylko karzą, ale też bardzo często udzielają porad.
Dlatego w projekcie chcemy umieścić zapis, że podczas pierwszej kontroli co do zasady nie będziemy karać. To nowość. Przedsiębiorcy będą mogli zaprosić inspektora pracy, żeby udzielił im rad i wskazówek. Dostaną audyt z zakresu prawnej ochrony pracy. Taka kontrola będzie dla pracodawcy bezpłatna i również co do zasady w razie stwierdzenia naruszeń inspektor nie będzie karał.
Chcemy też otworzyć się na kontrole prowadzone zdalnie. To będzie duże ułatwienie i dla pracodawców, i dla nas. W tym celu chcemy wprowadzić m.in. elektroniczną legitymację inspektora i podpisywanie protokołu kwalifikowanym podpisem zamiast ręcznego i osobistego podpisywania przez podmiot kontrolowany.
PAP: A co z wprowadzeniem nowych uprawnień dla inspektorów, np. z możliwością przekształcania umów cywilnoprawnych w umowy o pracę?
M.S.: W projekcie, nad którym pracujemy, rzeczywiście jest możliwość przekształcania umów. Niezależnie od tego, czy uda się to przeprowadzić, to musimy jako kraj wdrożyć w ciągu dwóch lat dyrektywę platformową. Trzeba będzie wyposażyć inspektorów w narzędzia, które pozwolą im przekształcać umowy cywilnoprawne zawarte w warunkach charakterystycznych dla stosunku pracy w umowy o pracę. Ta kwestia jest więc przesądzona przez konieczność wdrożenia dyrektywy.
Chcę jednak podkreślić, że mówimy tylko o umowach zawartych w warunkach charakterystycznych dla stosunku pracy. Nie likwidujemy umów cywilnoprawnych i nie chcemy ograniczać swobody umów. Nagłówki w mediach informujące, że Państwowa Inspekcja Pracy zlikwiduje wszystkie umowy cywilnoprawne są zdecydowanie nieprawdziwe.
PAP: W jakich sytuacjach będzie możliwe przekształcanie umów?
M.S.: Na przykład wtedy, gdy inspektor pracy ustali w sposób niebudzący wątpliwości, że praca, którą wykonuje osoba zatrudniona na podstawie umowy cywilnoprawnej, spełnia warunki pracy świadczonej na podstawie umowy o pracę. Chodzi o zbadanie, co jest najbardziej charakterystyczne dla stosunku pracy, czyli podmiot, który zatrudnia zleceniobiorcę, wydaje mu polecenia, które zleceniobiorca musi wykonywać we wskazanym miejscu i czasie. To są elementy przesądzające o cechach stosunku pracy.
PAP: Uważa pan, że zaostrzenie kar za łamanie przepisów prawa pracy jest potrzebne?
M.S.: Wysokość kar musi się zmienić. Większość pracodawców jest uczciwa, są jednak firmy, które kompletnie nie przestrzegają prawa, a mandat 1000 zł nie robi na nich wrażenia. Zobaczmy, że mandaty za naruszenie przepisów prawa o ruchu drogowym są już bardzo surowe i działają odstraszająco na wielu kierujących. A przecież my też dbamy o bezpieczeństwo i życie pracowników. Jako inspektor wykonywałem czynności w związku z dwoma wypadkami śmiertelnymi i każdy odchorowałem. Okoliczności i skutki każdego z nich na długo pozostały mi w pamięci.
Aby takim nieszczęściom zapobiegać, inspektor musi mieć odpowiednie narzędzia. Tymczasem zdarzają się sytuacje, kiedy pracodawca mówi do inspektora, żeby szybko znalazł jakąś nieprawidłowość, on zapłaci 1000 zł i koniec kontroli. To absolutny brak szacunku dla prawa. Nie da się uniknąć podwyższenia kar, jeśli Państwowa Inspekcja Pracy ma być skuteczna.
PAP: W ostatnim czasie coraz więcej słychać o zwolnieniach grupowych w firmach w Polsce. Czy do PIP wpływają sygnały o nieprawidłowościach w tym zakresie?
M.S.: Powiedzmy sobie wprost, że ustawa o tak zwanych zwolnieniach grupowych jest bardzo sformalizowana i nakłada na pracodawców wiele obowiązków. Oznacza to, że istnieje ryzyko niedopatrzenia czy naruszenia procedury ze strony firm. Do nas wpływają skargi o charakterze indywidualnym. Pracodawca musi opracować kryteria doboru pracowników do zwolnienia, a pracownicy często uważają, że to nie oni powinni być do tego wskazani. Podnoszą, że kryteria są nieobiektywne i nierzetelne. To są proste, subiektywne skargi. Pracownik uważa, że to nie on powinien być zwolniony, tylko kolega, który jest mniej wydajny. Takie skargi najtrudniej zweryfikować, bo inspektor nie jest w stanie ocenić, czy pan Janek lub pan Karol bardziej się angażowali w pracę.
PAP: Skarg tego typu jest teraz więcej niż w poprzednich latach?
M.S.: Nie, liczba skarg w tym zakresie utrzymuje się na stałym poziomie, ale rzeczywiście rozważamy weryfikację procesu zwolnień grupowych jako jednego z tematów kontrolnych.
PAP: Kiedy praca w wysokich temperaturach zostanie uregulowana w przepisach?
M.S.: Są przygotowane propozycje zmian. Pracujemy nad nimi wspólnie z ministerstwem pracy i CIOP-em. Do inspekcji wpływają skargi dotyczące wysokich temperatur. Myślę, że projekt w tej sprawie ujrzy światło dzienne pod koniec lipca lub na początku sierpnia.
Proszę jednak pamiętać, że nie jesteśmy na "zupełnej pustyni" w zakresie przepisów dotyczących upałów. Jest rozporządzenie o profilaktycznych posiłkach i napojach. Mamy też zapis w ogólnych przepisach BHP, który mówi, że stanowiska pracy znajdujące się na zewnątrz pomieszczeń powinny być tak usytuowane i zorganizowane, aby pracownicy byli chronieni przed zagrożeniami związanymi w wysoką temperaturą. Ponadto pracodawca może w takiej sytuacji skrócić czas pracy lub wprowadzić dodatkowe przerwy.
PAP: Czy pana zdaniem kultura pracy w Polsce zmieniła się na lepsze?
M.S.: Zdecydowanie tak. Jeszcze parę lat temu nikt nie słyszał o środowych pizzach, lodowych wtorkach, dniach owocowych. Nie było tylu benefitów. Praca zdalna też jest czymś, bez czego nie ma rozmowy z młodym człowiekiem. Pamiętam, jak wiele lat temu widziałem ludzi na budowach, którzy chodzili w łachmanach – najgorszych ubraniach, aby je doniszczyć w pracy. Teraz jak się pojedzie na targi SAWO, to odzież robocza niczym nie różni się od odzieży sportowej. Są kurtki, które mają ogrzewanie – naciska się przycisk i kurtka ogrzewa. Z drugiej strony są też kamizelki chłodzące. To olbrzymi postęp.
Pracodawcy przykładają coraz wielką wagę do tego, by pracownik był zdrowy, nie zrobił sobie krzywdy i mógł wydajnie pracować, a to przynosi korzyść obu stronom. Bardzo się cieszę, że tak wiele firm zdaje sobie sprawę z tego, że pracownik jest największą wartością. (PAP)
Rozmawiała Karolina Kropiwiec (PAP)
kgr/