"Ktoś, kto odmawia Danucie Wałęsie statusu, mówiąc, że była tylko żoną przy mężu, po prostu się ośmiesza. Była ona prawdziwą łączniczką pomiędzy internowanym Lechem Wałęsą a światem zewnętrznym - to ona przewoziła wszystkie informacje od niego do Episkopatu, dla innych działaczy opozycji i zagranicznej oraz podziemnej prasy. Kiedy w marcu 1982 roku urodziła córkę, nadała jej na drugie imię Wiktoria. Chrzest Marii Wiktorii w kościele pw. św. Brygidy był gigantyczną manifestacją antykomunistyczną, a po mszy tysiące ludzi poszło pod mieszkanie państwa Wałęsów na Zaspie. Danuta wówczas przemawiała stojąc w oknie, pozdrawiała wszystkich i zagrzewała do dalszej walki. A takich sytuacji było mnóstwo. Nie wspomnę już o tym, że Danuta Wałęsa odebrała w imieniu męża Nagrodę Nobla" – przypomniał Lech Parell.
Lech Parell podkreślił, że podczas swojej pracy na stanowisku szefa UdSKiOR będzie się kierował obiektywizmem. "Chciałbym, żeby Urząd w sposób całkowicie obiektywny podchodził do kwestii związanych z ważnymi działaczami opozycji antykomunistycznej i działaczami kombatanckimi. Nie wyobrażam sobie sytuacji - a niestety do takich dochodziło w przeszłości - żebyśmy mieli odmawiać komuś potwierdzenia statusu działacza opozycji antykomunistycznej z tego powodu, że ktoś ma takie czy inne sympatie polityczne" - podkreślił.
Jako przykład podał właśnie Danutę Wałęsę, przypominając, że kilka lat temu statusu działaczki opozycji antykomunistycznej odmówiła jej gdańska rada kombatancka. "W pierwszej i drugiej instancji odmówiono potwierdzenia statusu działaczki w sposób wręcz obcesowy, sugerując, że była tylko kimś w rodzaju żony przy mężu" – powiedział Parell. "Uważam, że to było działanie wręcz skandaliczne" – dodał.
Zapewnił, że "za moich czasów nie będzie miało to nigdy miejsca i nie wyobrażam sobie, żebyśmy prawdziwym działaczom, którzy prowadzili działalność opozycyjną i walczyli z komuną, mogli odmówić prawa do potwierdzenia statusu tylko dlatego, że wówczas działali w organizacji, z którą ktoś dzisiaj nie sympatyzuje, albo dzisiaj ci działacze reprezentują takie czy inne poglądy".
Przypomniał także, że gdańska rada kombatancka "prawie w całości, jakoby w proteście przeciwko powołaniu mojej osoby na stanowisko szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych podołała się do dymisji". "Myślę, że ci działacze dobrze zrobili, bo na pewno bym dążył do tego, aby ich odwołać. Nie dlatego, że reprezentują konkretne poglądy ani że są związani z konkretną opcją polityczną – to mnie nie interesuje. Dążyłbym do odwołania z tego powodu, że członkowie tej rady wykazali się rażącym brakiem obiektywizmu" – podkreślił.
Szef UdSKiOR zapewnił, że chciałby, aby okres jego urzędowania był "czasem otwartości i wyczulenia na postulaty wszystkich środowisk, nie tylko tych środowisk, z którymi - ktoś mógłby sądzić - jest mi po drodze". "Jest mi po drodze ze wszystkimi środowiskami związanymi z opozycją antykomunistyczną oraz kombatantami. Na wszystkie postulaty jestem uwrażliwiony, chciałbym się ze wszystkimi spotkać" – podkreślił. "Tak właśnie się dzieje - przez niecałe dwa miesiące, kiedy jestem szefem Urzędu, spotykam się ze wszystkimi środowiskami, od lewa do prawa, i tak będę dalej robił" - zapewnił.
Szef UdSKiOR: powinniśmy zastanowić się nad bardziej sprawiedliwą ścieżką nadawania statusu działacza opozycji antykomunistycznej
Powinniśmy zastanowić się nad bardziej sprawiedliwą ścieżką nadawania statusu działacza opozycji antykomunistycznej - powiedział w Studiu PAP szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell. Wskazał, że należy znaleźć sposób, aby uhonorować takie osoby, jak podziemny wydawca Mirosław Chojecki.
Szef UdSKiOR zaznaczył, że "od pierwszych dni urzędowania spotyka się działaczami opozycji antykomunistycznej, którzy zgłaszają różne postulaty". "Postulat zmiany ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej oraz osobach represjonowanych z powodów politycznych oraz wprowadzenia modyfikacji w obecnych przepisach też się pojawia. Ale są też środowiska, które uważają, że obecne przepisy są wystarczające" - powiedział.
Parell przypomniał, że w Polsce funkcjonują dwie ścieżki związane z lustracją. "Jest ta w ramach ustawy lustracyjnej, której poddają się osoby, które chcą sprawować jakiś urząd. Takie osoby muszą złożyć prawdziwe oświadczenie, że nie były tajnym i świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL, które jest sprawdzane przez Instytut Pamięci Narodowej" – przypomniał.
Wskazał, że "w ustawie istnieje dowolność, czyli może się zdarzyć – takie przypadki w sferze publicznej są – że wobec jakiejś osoby zachowały się informacje w kartotekach, że podpisały świadomą zgodę na współpracę". "Tak było np. w przypadku TW 'Wolfgang', czyli Andrzeja Przyłębskiego. Musiał on złożyć takie świadczenie, obejmując stanowisko ambasadora. IPN uznał – i moim zdaniem słusznie – że Przyłębski nie był świadomym tajnym współpracownikiem, ponieważ poza zgodą na współpracę nie zachowało się nic więcej, czyli świadomej współpracy de facto nie podjął" – przypomniał.
Parell zaznaczył, że w obszarze jego zainteresowań jest druga ścieka - związana z otrzymaniem statusu działacza opozycji antykomunistycznej. "Osoba, wobec której zachowały się chociażby szczątkowe zapisy o tym, że podpisał jakąś listę, złożył deklarację, jest całkowicie wykluczona i nie można przyznać jej statusu działacza opozycji antykomunistycznej" – wskazał. "Jest wiele takich osób, które podpisały listę. Moim zdaniem czasem zdobyto ich podpis podstępem, oszukano je, mówiąc, że podpisują coś innego, niż sądzą" – dodał.
Jako przykład podał Mirosława Chojeckiego. "To postać niezwykle zasłużona dla podziemnego ruchu wydawniczego, można wręcz powiedzieć, że pomnikowa, co potwierdza chociażby to, że prezydent Andrzej Duda nadał mu Order Orła Białego. Na podstawie obecnie obowiązującej ustawy, nie należy mu się status działacza opozycji, ponieważ zachowały się szczątkowe zapisy jego deklaracji, mimo że w kilka dni po podpisaniu zobowiązania i zachowania tego w tajemnicy, Chojecki nagłośnił to w swoim środowisku. Za złamanie [nakazu - red.]utrzymania tego w tajemnicy Służba Bezpieczeństwa doprowadziła do zwolnienia go z pracy" - przypomniał szef UdSKiOR.
"Jako działacz opozycji antykomunistycznej o nieporównywalnie mniejszych zasługach, czuję się niezręcznie, że ten status mam, a pan Mirosław Chojecki go nie ma. Chciałbym coś z tym zrobić" - zaznaczył. "W drodze dyskusji powinniśmy zastanowić się, jak daleko idące powinny być te przepisy, co w nich powinno się znajdować. W doku debaty dojdziemy do wniosku – bądź nie – że honorujemy takie osoby jak Chojecki w inny sposób, a nie dajemy statusu. Choć ja uważam, że jest to niemoralne i nielogiczne" – podkreślił Lech Parell.
Zwrócił także uwagę na osoby, które były zaangażowane w działalność antykomunistyczną przed ukończeniem 17. roku życia. "Zgodnie z interpretacjami sądów - są takie wyroki - status należy się osobie, która prowadziła działania, które były zagrożone odpowiedzialnością karną. A przed ukończeniem 17. roku życia nie groziła odpowiedzialność karna, tylko wychowawcza - można było się znaleźć w domu poprawczym, można było zostać wyrzuconym ze szkoły" - przypomniał.
"Powstaje pytanie, czy to jest w porządku. Moim zdaniem nie. Działalność w czasach wczesnej młodości wydaje się niezwykle znacząca. Dla mnie, to, co robiliśmy w liceum pozostaje niezwykle ważne" – podkreślił. Zastrzegł, że "wiele osób, które działały przed ukończeniem 17. roku życia, potem już nie podejmowały działalności". "Czy mamy zaprzeczyć ich działalności, uznać, że to się nie liczy? Uważam, że nie powinniśmy tak robić. Musimy to jakoś zmienić, nawet jeśli to dotyczy kilkudziesięciu czy kilkuset osób" – powiedział.
"Powstaje zatem pytanie, czy po 45 latach od Sierpnia ’80, nie powinniśmy zastanowić się, znaleźć ścieżkę bardziej sprawiedliwą" – zaznaczył Lech Parell.
"Jeden z postulatów jest taki, aby upodobnić postępowanie w sprawie przyznawania statusu działacza opozycji antykomunistycznej do postępowania lustracyjnego, czyli aby upoważnić jakiś organ państwowy – IPN, sąd lustracyjny czy jakąś inną instytucję, np. Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych - do tego, aby mogła dokonywać oceny tego, co Służba Bezpieczeństwa zgromadziła na czyjś temat" – powiedział. "Żeby była ścieżka, w której ktoś mógłby argumentować, że np. nie podął realnej współpracy i żeby to było później ocenianie w toku postepowania" - dodał.
"Nie wyobrażam jednak sobie takiej sytuacji, że status działacza opozycji antykomunistycznej dostali ludzie, którzy działali podwójnie, czyli z jednej strony byli działaczami, jak chociażby Lesław Maleszka czy Janusz Molka, a z drugiej strony byli perfidnymi donosicielami, którzy działali na szkodę opozycji, donosili na kolegów" – podkreślił.
Zastrzegł jednak, że prace nad nowymi uregulowaniami powinny potrwać kilka-kilkanaście miesięcy. "Nie chodzi o to, że nie potrafimy zapisać przepisami kartki papieru formatu A4. Trzeba mieć jednak pewność, że wiemy, co chcemy zapisać. Trzeba to przedyskutować, zapytać mnóstwo ludzi, aby wszyscy zainteresowani wiedzieli, co chcemy zrobić" – powiedział.
Zapewnił, że "naprawdę nie chciałbym w takiej sprawie nikogo łamać". "Nie chcę wprowadzać zapisów, a potem będziemy zastanawiać się, co może z tego wyniknąć". (PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
kgr/