Odnosząc się do nowych władz w Syrii, które wyłoniły się w tym kraju po obaleniu przez rebeliantów prezydenta Baszira al-Asada, Kallas powiedziała, że "w najbliższych dniach i tygodniach zobaczymy, czy będą (one) postępować tak, jak zapowiedziały".
"Przyszłość Syrii na razie napawa nadzieją, ale wciąż jest niepewna" - zaznaczyła.
Podkreśliła, że unijna pomoc będzie uzależniona od pewnych warunków. "(W rządzonej przez nowe władze Syrii) nie może być radykalizacji ani terroryzmu, a mniejszości nie mogą być prześladowane, nie może być wojny domowej" - wymieniła.
Kallas przekazała, że UE pozostaje w ścisłym kontakcie z władzami w regionie. "Zobaczymy, jak się zaangażować, jest to w naszym interesie" - podkreśliła.
Według szefowej dyplomacji UE wraz z upadkiem reżimu Asada popierająca go "Rosja została upokorzona, bo osłabiona". Jak oceniła, Rosja, zaangażowana "gdzie indziej, zostawiła Asada samego".
W wywiadzie Kallas odniosła się też do wojny Rosji przeciwko Ukrainie, mówiąc, że negocjacji w sprawie zakończenia konfliktu nie ma, bo nie chce ich Moskwa. Gdyby Rosja "chciała pokoju, mogłaby się wycofać" z Ukrainy - stwierdziła.
Przyznała, że nie wie, co zamierza zrobić przyszły prezydent USA Donald Trump. "Przeczytałam, że chce błyskawicznie zakończyć tę wojnę. (To) dobrze, wszyscy tego chcemy. Ale żeby to zrobić, należy wywierać presję na Rosję. Jeśli Trumpowi to się uda, wtedy może to być jego zasługa" - powiedziała Kallas.
Podkreśliła, że pomoc dla Ukrainy to nie "dobroczynność, ale inwestycja w bezpieczeństwo" europejskie i globalne.
"Jeśli USA zredukują pomoc, będziemy musieli zwiększyć nasze wsparcie dla Ukrainy, bo jeśli Moskwa wygra, będziemy mieć kolejne wojny i to jeszcze większe" - oświadczyła.
Kallas wyraziła opinię, że należy przedyskutować wykorzystanie zamrożonych rosyjskich aktywów, "a nie tylko zysków" z nich.(PAP)
sw/ akl/