Sprawa przed Sądem Okręgowym w Łodzi dot. śmierci łódzkiego dziennikarza toczyła się od półtora roku. Na ławie oskarżonych zasiadła para jego opiekunów, którzy mieli zająć się 71-letnim, schorowanym i nieposiadającym bliższej rodziny dziennikarzem po jego wyjściu ze szpitala. Niedługo przed śmiercią Gadomski sporządził testament, w którym zapisał im cały swój majątek.
Prokuratura Łódź-Górna oskarżyła 57-letniego Borysa Ł. o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego następstwem była śmierć. Przyjęto, że mężczyzna działał z zamiarem ewentualnym, a więc podając kilkudziesięciokrotnie zawyżoną dawkę insuliny, godził się ze skutkami swojego czynu - ze spowodowaniem śmierci 71-latka włącznie.
Natomiast 53-letnia żona oskarżonego Halina K.-Ł. odpowiadała za narażenie pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Żadne z oskarżonych nie przyznało się do winy.
W środę skład orzekający, któremu przewodniczył sędzia Tomasz Krawczyk zdecydował, że oboje są winni nieumyślnego doprowadzenia do śmierci Gadomskiego, co wpłynęło na dużo niższą wysokość kary niż domagała się tego prokuratura.
Sąd skazał Borysa Ł. na 1 rok i 5 miesięcy więzienia, a w przypadku Halina K.-Ł. na trzy miesiące więzienia oraz 9 miesięcy prac społeczny.
Sędzia uzasadniając wyrok przyznał, że opiekunowie ciężko chorego Gadomskiego po odebraniu go ze szpitala nie byli przygotowani na opiekę nad nim i podawali mu insulinę w sposób nieprawidłowy, bez użycia tzw. pena, który służy do precyzyjnego dawkowania leków insulinowych. Robili to mocując do ampułki igłę oraz zamiast tłoczka stosując rysik i w ten sposób wprowadzali lek do organizmu dziennikarza. Jak zaznaczył sąd, każdorazowo lek był podawany w sposób nieprawidłowy, lecz dawki insuliny aplikowane przez oskarżoną nie narażały życia pokrzywdzonego.
Inaczej było w przypadku Borysa Ł., po którego "zastrzyku" podanym pod nieobecność jego partnerki, Gadomski już się nie obudził.
"Faktem jest, że bezpośrednią przyczyną zgonu było to, co zdarzyło się 7 marca 2020 roku wieczorem, kiedy podano pokrzywdzonemu za dużo insuliny. (…) W ocenie sądu zostawiony sam sobie oskarżony mógł się pomylić i podał za dużo leku. W szczególności istnieje możliwość, że zasugerował się podziałką na ampułce" – tłumaczył sędzia Krawczyk.
Dodał, że zachowanie oskarżonego po wezwaniu pogotowia, wskazywało na to, iż nie zdawał on sobie sprawy, że podał zbyt dużą dawkę leku.
"Można domniemywać, że gdyby chodziło o jakiś akt przestępczy, zakładający pozbawienie życia pokrzywdzonego, to zachowanie (oskarżonego) w newralgicznych momentach byłoby inne. Sąd dostrzegając możliwość w świetle motywu, ma tu wątpliwości, ostatecznie prowadzące do wniosku, że oskarżonemu można przypisać co najwyżej nieumyślne spowodowanie śmierci" – podkreślił sąd.
Wyrok jest nieprawomocny. Oskarżonych nie było w środę na sali. Obie strony zapowiedziały złożenie apelacji po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku.
Zawiadomienie składał szpital
Zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa w tej sprawie złożył szpital, w którym 24 marca 2020 roku zmarł znany łódzki dziennikarz. Jak wykazała sekcja zwłok, do zgonu doszło w wyniku skrajnej hipoglikemii, wywołanej prawdopodobnie przedawkowaniem insuliny.
Śledczy ustalili, że w 2020 roku Gadomski kilkukrotnie przebywał w jednym z łódzkich szpitali. Po wypisie, do którego doszło 6 marca, trafił pod opiekę Borysa Ł. i jego żony. Dziennikarz chorował m.in. na cukrzycę i konieczne było podawanie mu insuliny.
Jak wynikało z dowodów zebranych przez prokuraturę, opiekunowie podawali ten lek w nieprawidłowy sposób, bez wykorzystania specjalnego aplikatora tzw. pena, co prawdopodobnie doprowadziło do znacznego przekroczenia zaleconych dawek. W dniu 8 marca 2020 roku w godzinach rannych oskarżony wezwał pogotowie, ponieważ nie mógł "dobudzić" podopiecznego. Zespół pogotowia ratunkowego stwierdził, że mężczyzna na skutek przedawkowania insuliny był w stanie ciężkim, nie reagował na podawane leki, dlatego też przewieziony został do szpitala, gdzie mimo starań lekarzy zmarł.
"Kluczowa dla śledztwa okazała się opinia biegłego diabetologa, który oszacował, że mogło dojść nawet do 10-krotnego przedawkowania insuliny. Uznał też, że są podstawy do przyjęcia, iż sposób dawkowania insuliny był pozbawiony kontroli i była ona podawana w sposób niewłaściwy" - tłumaczył rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.
Borys Ł. wyjaśniał przed sądem, że nie został odpowiednio poinstruowany, w jaki sposób ma posługiwać się strzykawką do podawania insuliny.
Obrońca Andrzej Śmigielski również zwracał uwagę na to, że lekarze ze szpitala, w którym wcześniej przebywał Gadomski, nie zainteresowali się tym, czy jego opiekun wie, jak podawać insulinę, trudno zatem zarzucać oskarżonemu umyślność działania, czy zamiar ewentualny spowodowania uszczerbku na zdrowiu.
Te tłumaczenia nie przekonały jednak prokurator Joanny Sikory. Podkreślała ona, że wszystkie dowody traktowane całościowo wskazują na intencje oskarżonych, motyw i sposób działania. Zwróciła też uwagę, że małżeństwo ukrywało przed znajomymi Gadomskiego fakt jego śmierci i zarządzało jego majątkiem przed ustaleniem spadku.
Ostatecznie dla Borysa Ł. zażądała kary dziesięciu lat więzienia, a dla jego małżonki - pięciu lat pozbawienia wolności.
Obok sprawy karnej w sprawie śmierci Gadomskiego toczy się proces cywilny o spadek po nim. Zgodnie z zapisami w testamencie małżeństwo Ł. miało odziedziczyć cały majątek dziennikarza. Proces jest zawieszony do wyroku w sprawie karnej.
Bohdan Gadomski był znanym dziennikarzem muzycznym. Przez kilkadziesiąt lat pisał dla wielu redakcji łódzkich i ogólnopolskich. Współpracował głównie z tytułami zaliczanymi do tzw. prasy kolorowej. Dziennikarz specjalizował się w wywiadach ze znanymi artystami, nie tylko sceny muzycznej.
Wyróżniał go specyficzny styl bycia i ubioru - na tyle charakterystyczny, że już po śmierci Gadomskiego, powstała inspirowana jego postacią sztuka teatralna "Tańczący z gwiazdami", która została wystawiona przez łódzki Teatr Powszechny.(PAP)
autorzy: Bartłomiej Pawlak
mar/