Zaprzysiężony w grudniu libertariański prezydent Argentyny wycofuje się tymczasem z kolejnych zapisów olbrzymiego pakietu reform, by przełamać opór polityczny w Kongresie. W środę podczas obrad rząd zrezygnował m.in. z artykułów przewidujących wyższe kary dla organizatorów manifestacji.
Przed budynkiem Kongresu w Buenos Aires zgromadzili się przeciwnicy zmian postulowanych przez prezydenta, w tym organizacje praw człowieka, studenci, członkowie związków zawodowych i lewicowych partii politycznych – podała agencja prasowa Telam.
Według dziennika „Pagina 12” po południu sytuacja przed siedzibą Kongresu stała się „maksymalnie napięta”. Doszło do przepychanek z siłami porządkowymi, które próbowały wypchnąć manifestantów blokujących pobliskie ulice. Manifestanci skarżyli się, że używano przeciwko nim gazu pieprzowego. Zatrzymano co najmniej jedną osobę, 30-letniego Chilijczyka.
Milei, który określa się mianem „anarchokapitalisty”, dąży do rozmontowania budowanego przez dziesięciolecia państwa dobrobytu i przejścia na model ultraliberalny. Twierdzi, że jest to konieczne, by wyciągnąć gospodarkę z głębokiego kryzysu i powstrzymać szalejącą inflację, która w 2023 roku przekroczyła 200 proc.
Milei zapowiedział między innymi cięcia świadczeń socjalnych oraz dopłat do transportu i energii, a jednocześnie zaostrzenie kar dla uczestników ulicznych protestów. Gwałtownie obniżył oficjalny kurs peso względem dolara, co przełożyło się na skokowy wzrost cen w sklepach i na stacjach benzynowych. Deklaruje też zamiar prywatyzacji państwowych spółek.
Plany prezydenta napotykają jednak poważny opór, zarówno na scenie politycznej, jak i na ulicach. We wtorek sądowa Izba Pracy orzekła, że część wprowadzonego przez Mileia dekretu, ułatwiająca m.in. zwolnienia pracowników, jest niezgodna z konstytucją. Wcześniej największa centrala związkowa kraju CGT zorganizowała 12-godzinny ogólnokrajowy strajk i marsz protestu przeciwko reformom.
sma/