Należący do sił Navy SEALs komandosi zaginęli w czwartek w nocy podczas próby wejścia na pełnym morzu na pokład jednostki podejrzanej o przewóz irańskiej broni dla jemeńskich rebeliantów Huti - twierdzi gazeta. Jeden z komandosów spadł podczas wchodzenia na pokład, drugi - zgodnie z regulaminem - skoczył za nim.
John Kirby, rzecznik prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, powiedział w niedzielnym wywiadzie stacji CBS, że misja nie była związana z atakami na cele Huti.
W Zatoce Adeńskiej, położonej u wejścia na ostrzeliwane przez Huti Morze Czerwone i otoczonej przez Jemen, Somalię i Erytreę, trwa akcja poszukiwawcza. Dowództwo uważa, że komandosi mogą wciąż żyć: woda w Zatoce jest dość ciepła, zagrożeniem są raczej silne prądy i zmęczenie.
SEALs są znani między innymi z akcji "Trójząb Neptuna" w pakistańskim Abbottabadzie, w której znaleziono i zastrzelono lidera Al-Kaidy, Osamę bin Ladena.
Szyiccy, proirańscy rebelianci Huti są jedną ze stron wciąż tlącej się wojny domowej w Jemenie i kontrolują północny zachód tego kraju. Jednoznacznie występują przeciwko Izraelowi, opowiadając się za terrorystycznym ugrupowaniem Hamas. Ich sloganem jest „Bóg jest wielki, śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, przekleństwo Żydom, zwycięstwo islamowi”. Od połowy listopada dokonali co najmniej 28 ataków na płynące po Morzu Czerwonym statki, twierdząc, że ma to być wsparcie dla Palestyńczyków. Od piątku siły powietrzne USA i Wielkiej Brytanii, przy wsparciu logistycznym Australii, Bahrajnu, Kanady i Holandii, przeprowadziły uderzenia na cele rebeliantów w Jemenie. PAP)
jc/