Świątek, nazywana "Królową Paryża" ze względu na cztery, w tym trzy z rzędu, zwycięstwa w wielkoszlemowym French Open, na kortach im. Rolanda Garrosa może się czuć prawie jak w domu. Sama często podkreśla, że jest to jej ulubiony Wielki Szlem, a nawierzchnia i warunki na korcie wyjątkowo sprzyjają jej grze.
Okoliczności rozgrywania igrzysk olimpijskich w tym roku - właśnie na kortach im. Rolanda Garrosa - oraz fakt, że od dwóch lat zdecydowanie dominuje w damskim tenisie stawiają ją więc w roli głównej faworytki.
Pierwszy mecz olimpijskiego turnieju był jednak dla niej trudny, gdyż, jak sama później mówiła, przez zamknięty z powodu ulewy dach piłki były cięższe. Mimo problemów wygrała z Rumunką Iriną-Camelią Begu 6:2, 7:5.
Poniedziałkowy pojedynek drugiej rundy wyglądał już zupełnie inaczej - w Paryżu mocno świeciło słońce, temperatura wynosiła blisko 30 stopni Celsjusza i Świątek przy prawie pełnych trybunach mogła błyszczeć. Inna była także atmosfera wyczuwalna na kortach, tłumy kibiców pojawiły się w całym obiekcie, wszyscy robili zdjęcia tablic upamiętniających zwycięzców French Open, a do zdjęcia z pomnikiem Hiszpana Rafaela Nadala, który jest rekordzistą pod względem tytułów wielkoszlemowej imprezy w Paryżu, ustawiła się długa kolejka.
"Atmosfera jest świetna. Wykorzystałam warunki, jakie były podczas tego meczu. Dawno nie grałam w takim upale, ale wydaje mi się, że nie przeszkadza mi to. Jestem dobrze przygotowana fizycznie, jak trzeba, to korzystam z lodu na korcie" - powiedziała 23-letnia Świątek po spotkaniu z Parry.
Przed poniedziałkowym meczem można się było spodziewać, że liderka światowego rankingu nie będzie walczyć tylko z rywalką, 59. w światowym rankingu Parry, ale także... z publicznością, z racji gry z reprezentantką gospodarzy, stanowiących większość na trybunach.
Rzeczywiście tak się stało. Kibice głośno dawali o sobie znać po nielicznych wygranych przez Parry akcjach. Gdy broniła piłek setowych i równocześnie walczyła o pierwszego wygranego w meczu gema, słychać było gromkie "Parry! Parry!".
Jeszcze głośniej było w drugim secie, na co wpływ miała także lepsza gra niesionej dopingiem Francuzki. Niektóre jej zagrania wywoływały nawet owacje na stojąco.
Brawami nagradzano co prawda także dobre zagrania Świątek, tenisowa publiczność potrafiła docenić klasę liderki światowego rankingu. Były to jednak nieśmiałe oklaski w porównaniu z dopingowaniem Parry.
"Byłam przygotowana na to, że trybuny będą wspierać moją rywalkę. Moja koncentracja była na takim poziomie, że nie zwracałam na to uwagi. Myślę, że i tak francuscy kibice potraktowali mnie z szacunkiem, potrafią dopingować bardzo agresywnie, a było miło. Uważam też, że moja przeciwniczka, grając tutaj we Francji, miała na sobie presję, więc wsparcie jej się przydało" - dodała Polka.
Świątek, jak na najlepszą obecnie tenisistkę na świecie przystało, wytrzymała presję ze strony publiczności. Wygrała 6:1, 6:1 w godzinę i 14 minut. Na reprezentantkę gospodarzy może ewentualnie trafić jeszcze w finale, chociaż wydaje się to mało prawdopodobne. W drugiej części drabinki znajduje się ostatnia pozostała w turnieju Francuzka - notowana na 55. miejscu w światowym rankingu Clara Burel.
Z Paryża - Monika Sapela (PAP)
ał/