Udany początek Polaków w Rajdzie Dakar

2024-01-05 17:09 aktualizacja: 2024-01-05, 17:17
Początek 46. Rajdu Dakar, fot. PAP/Panoramic/Antonin Vincent
Początek 46. Rajdu Dakar, fot. PAP/Panoramic/Antonin Vincent
Piątkowy prolog Rajdu Dakar w Al-Ula był udany dla Polaków. Eryk Goczał wygrał, a jego wujek Michał Goczał był drugi w klasie challenger, natomiast powracający po dziewięciu latach na dakarowe bezdroża Krzysztof Hołowczyc uzyskał szósty czas wśród kierowców samochodów.

Wszyscy jednak podkreślali, że liczący tylko 27 kilometrów odcinek był zaledwie rozgrzewką przed prawdziwym ściganiem, które rozpocznie się długim sobotnim etapem do Al Hinakiyah.

Eryk Goczał był objawieniem ubiegłorocznego Dakaru, gdy w wieku 18 lat wygrywając klasę SSV został najmłodszym zwycięzcą w historii tej imprezy. Teraz rodzina Goczałów przesiadła się do mocniejszej kategorii challenger i, jak zgodnie zapewniają kierowcy zespołu Energylandii, celem niezmiennie pozostaje całe rodzinne podium.

W piątek uczynili pierwszy krok na tej drodze. Jadący z hiszpańskim pilotem Oriolem Meną młody Polak o 20 sekund wyprzedził Michała Goczała (z pilotem Szymonem Gospodarczykiem), który z kolei zaledwie o sekundę był szybszy od znanego brytyjskiego kierowcy rajdowego Krisa Meeke. Marek Goczał i Maciej Marton zajęli 12. miejsce, ze stratą 1.08 do zwycięzcy.

„Auto mi dzisiaj na dużo pozwoliło, więc nie zdejmowaliśmy nogi z gazu. To był fajny odcinek, jechaliśmy bezpiecznie, nie mieliśmy żadnej sytuacji podbramkowej, samochód jest w świetnej kondycji” – powiedział na mecie Eryk Goczał.

19-letni kierowca zdaje sobie sprawę, że prolog to dopiero wstęp do prawdziwego Dakaru. Nie zastanawia się jednak nad czekającymi go trudami saudyjskich bezdroży.

„Ja nie analizuję kolejnych odcinków. Wiem tylko, że jutro będą jakieś kamienie. Jak staniemy na starcie, to z roadbooka się wszystkiego dowiemy. Zawsze tak robię, nie myślę o tym co nas czeka na trasie, tylko jadę na całego” – zapewnił.

Zadowolony z wyniku był też jego wujek Michał, który jednak przyznał, że „20 sekund straty do Eryka na tak krótkim odcinku to nie jest mało”. „Nigdy nie przepadałem za prologami, więc dzisiaj jestem bardzo szczęśliwy. A jeszcze bardziej cieszę się z ustawień samochodu, który prowadzi się świetnie, a ostatnio różnie z tym bywało” – powiedział.

Podobnie jak jego młodszy brat, także Marek Goczał podkreślił, że prologi nie są jego specjalnością.

„To nigdy nie była moja mocna strona, zawsze jadę zachowawczo, bo na prologu niczego nie można zyskać, a wszystko stracić. Jeśli samochody wytrzymają, to naprawdę mamy szanse na to nasze rodzinne podium” – przyznał.

Dodał, że nie jest zaskoczony świetną jazdą syna.

„To, że nasz zespół jest szybki, to wiedzieliśmy. A teraz wiemy, że to chyba Eryk jest z nas najszybszy. On od 10 roku życia przejechał już tyle kilometrów, co my. Może ma mało lat, ale doświadczenie już ogromne” – podkreślił.

Za receptę na dakarowy sukces Marek Goczał uznał sprawny sprzęt i jazdę „w swoim tempie”.

„My mamy prostą zasadę. Jedziemy swoim tempem, bo jego zmiana jest bardziej niebezpieczna. W zeszłym roku na końcu Dakaru miałem tylko dojechać na trzecim miejscu. Nie ma nic gorszego niż jechać wolniej niż można. My byśmy chyba ze dwie rolki wtedy zrobili, to był jakiś koszmar i na pewno nie było to bezpieczne” – zaznaczył trzeci zawodnik ubiegłorocznego rajdu.

Szóste miejsce Hołowczyca w stawce najwybitniejszych kierowców rajdów terenowych na świecie można uznać za spory sukces. Kierowca z Olsztyna, nie przywiązuje jednak do tego dużej wagi.

„Oczywiście szóste miejsce jest niezłe, ale to tylko prolog. Prawdziwe ściganie zacznie się jutro. Organizator straszy, że będzie to bardzo trudny oes, mnóstwo kamieni ze wspinaczką na jakiś wulkan. To, czy poczułem ten Dakar, to się okaże po trzech, czterech dniach. To wtedy na ogół przechodzę kryzys i mówię sobie – co ja tu właściwie robię? Ale ta wyzwolona adrenalina daje mi siły na walkę do samego końca” – zapewnił i dodał, że na razie nie ma żadnych zastrzeżeń do samochodu.

Bardzo doświadczonym uczestnikiem Dakaru jest także motocyklista Maciej Giemza, który startuje w nim po raz siódmy. Jak do tej pory udaje mu się kończyć co drugi rajd.

„To prawda, jeżdżę dokładnie w kratkę, ale w tym roku wypada na ukończenie z niezłym wynikiem. Jakim? Byłbym zadowolony, gdybym zakręcił się gdzieś w okolicach mojego najlepszego w karierze 17. miejsca” - przyznał.

Podkreślił, że czuje się świetnie fizycznie, chociaż przygotowania nie były optymalne.

„To był trudny rok z różnych powodów, także zawirowań sponsorskich. Treningi pustynne w Dubaju zacząłem dopiero w listopadzie, a w grudniu dopadła mnie jakaś choroba. Nie był to covid, ale miałem bardzo wysoką gorączkę. Ale jestem już w pełni sił i na dzisiejszym prologu poczułem, że jestem już na Dakarze. Teraz o niczym innym już się nie myśli” – zapewnił zawodnik Orlen Teamu.

Wśród kierowców samochodów najszybszy w piątkowym prologu był jadący Audi Szwed Mattias Ekstroem. W rywalizacji motocyklistów zwyciężył Hiszpan Tosha Schareina. Giemza był 25. Konrad Dąbrowski 26., a debiutujący w Dakarze Bartłomiej Tabin - 61. Czasy uzyskane w prologu nie liczą się do klasyfikacji generalnej, ale pozwalają ustalić kolejność na starcie 1. etapu.

 

Sobotni etap z Al-Ula do Al Hinakiyah liczy 541 km, z czego 414 km to odcinek specjalny.

 

Z Al-Ula – Kryspin Dworak (PAP)