Według policji 23-latek tłumaczył potem, że zabrał łódź z przystani, bo chciał dostać się do domu oddalonego o kilka kilometrów i położonego blisko brzegu Zalewu Wiślanego. Wyruszył bez kompasu, mapy, ale też bez wioseł i silnika. Zdołał jedynie wyprowadzić łódź na głębszą wodę i zaczął dryfować.
"Po pewnym czasie podróż zdawała się mu zbyt wolna i nie do końca był przekonany, że uda mu się dotrzeć tą drogą do domu. Opuścił więc pokład łodzi i wpław ruszył do brzegu" - przekazał nadkom. Krzysztof Nowacki z policji w Elblągu.
Przemoczony mężczyzna dotarł do lądu, gdzie schronił się w jednej ze stojących w tym miejscu przyczep kempingowych. Tam odnalazł go właściciel łodzi, który wcześniej zauważył jej brak. Zadzwonił po policję i poczekał na przyjazd patrolu.
Porzuconą na wodzie łódź o wartości 100 tys. zł policja odnalazła około 4 kilometrów od miejsca kradzieży. 23-latek trafił do policyjnego aresztu. Przedstawiono mu zarzut kradzieży, za co grozi do 5 lat pozbawienia wolności.(PAP)
autor: Marcin Boguszewski
mar/