Ukraina. 25-letnia paramedyczka: to wojna mojego pokolenia, bronimy naszych wartości [NASZE WIDEO]

2024-04-25 10:30 aktualizacja: 2024-04-29, 11:16
Fot. archiwum prywatne
Fot. archiwum prywatne
Paramedyczka batalionu "Szpitalników" z Ukrainy, 25-letnia Iryna Cybuch nienawidzi wojny. Uważa jednak, że rosyjska inwazja na Ukrainę pomogła jej pokoleniu pokazać, że jest ono gotowe bronić wyznawanych wartości.

"To wojna mojego pokolenia, ludzi urodzonych w latach 90. Jestem przekonana, że nie mogło nam się przytrafić nic lepszego niż tak świetna okazja do obrony naszych wartości. Nienawidzę tej wojny i takiego życia, ale taka jest nasza rzeczywistość" - powiedziała w rozmowie z PAP ratowniczka.

Kobieta służy w ochotniczym batalionie medycznym „Szpitalników”. Wraz ze swoim zespołem Iryna przeprowadza ewakuację rannych z pola walki i zapewnia im opiekę medyczną. "Naszym głównym zadaniem jest ewakuacja rannych z okopów. Teraz przebudowaliśmy nasz pojazd w tak fajny i profesjonalny sposób, że można go w pełni uznać za pojazd ewakuacji medycznej, w którym możemy zapewnić pełny zakres pomocy. W razie potrzeby możemy przewieźć rannych do szpitali i placówek medycznych" - opowiada.

Zdaniem wolontariuszki, doświadczenie wojenne Ukraińców przyczyni się do rozwoju medycyny taktycznej na świecie. "Byliśmy w Szwecji i widzieliśmy naprawdę wysoki poziom szwedzkiej armii i ekspertów. Ale wszystkie wojny i wszystko na czym opierają się zalecenia TC3 (ratownictwa pola walki - PAP), to głównie doświadczenie w innych warunkach klimatycznych niż w Ukrainie. Dlatego dla naszych kolegów interesujące było dowiedzieć się, jak pracujemy w naszych warunkach klimatycznych (...)" - uważa Iryna.

Według niej drugim czynnikiem, który przyniósł nowe doświadczenia w ratownictwie medycznym, jest stosowanie na froncie przez siły rosyjskie dronów FPV i bomb kierowanych KAB. "To całkowicie zmieniło charakter wojny, inne są teraz rany u żołnierzy i dynamika opieki nad rannymi. Jest to coś, co miało bardzo poważny wpływ na odnoszone obrażenia i coś, z czym armia nie miała wcześniej do czynienia w takiej liczbie" - podkreśla Iryna.

"Uważam, że najtrudniejszą rzeczą jest praca bez wyraźnie określonego momentu jej zakończenia. Kiedy wiesz, ile musisz znieść, jesteś gotowy to robić i wytrzymać w tych warunkach. Chciałoby się tylko wiedzieć, kiedy to się wszystko skończy" - zaznacza paramedyczka.

Według niej na każdym etapie wojny pojawiają się prognozy domorosłych ekspertów wojskowych, którzy przewidują, kiedy zakończy się wojna. "Za każdym razem ten termin jest aktualizowany, a ty zaczynasz szukać w sobie sił, żeby wiedzieć ile jeszcze trzeba będzie to wytrzymać" - dodaje.

"Choć Polacy mogą odczuwać, że Rosja nie ma na nich poważnego wpływu, to może tak nie być. Rosyjska propaganda i to, ile Rosja inwestuje w politykę informacyjną i swoich quasi-ekspertów, jest bardzo niedoceniane. Dzieje się tak w każdym kraju, w Polsce też. To nie musi być bezpośrednia rosyjska narracja, ale może być w jakiś sposób zmodyfikowana, dostosowana do polskiego odbiorcy" - zwraca uwagę Iryna.

"Polacy powinni być największymi orędownikami tego, żeby Ukraina wygrała (...), żeby ta wojna nie zbliżyła się do Polski. A wojna z każdym dniem przybliża się do Polski, nawet jeśli terytorialnie nie jest to bardzo widoczne" - dodała.

"Polacy powinni też być bardzo ostrożni w swoich ocenach na temat Ukrainy i zdawać sobie sprawę, że ich uprzedzenia mogą służyć wrogowi pogarszając sytuację, w której się teraz znajdujemy. Bo kiedy ja zginę, kiedy nas wszystkich (Ukraińców - PAP) zabraknie, to Polacy będą musieli walczyć" - uważa paramedyczka.

Jej zdaniem "osobną historią jest każda rozmowa, która dotyczy naszych narodowych tragedii i konfliktów. Myślę, że powinniśmy powierzyć większą rolę (w dyskusjach historycznych - PAP) polskiej i ukraińskiej młodzieży".

"Jesteśmy w stanie negocjować i rozmawiać o naszych traumach i problemach narodowych w znacznie głębszy (...) sposób niż nasi poobrażani na siebie rodzice. Ale kiedy przyjeżdżają do nas krewni z Polski i mówią nam, że Lwów to polskie miasto, to bardzo boli. I nie dlatego, że Lwów jest dla nich polskim miastem, ale dlatego, że to samo słyszałam już kiedyś o Doniecku (od Rosjan - PAP)" - zaznacza kobieta.

"Jesteśmy sojusznikami i musimy być bardzo blisko siebie. (...) Teraz nadszedł czas młodych, inteligentnych ludzi, którzy są w stanie przemyśleć historię w nieco inny sposób i oderwać się od emocji, aby móc o tym rozmawiać" - akcentuje Iryna Cybuch. (PAP)

Z Kijowa Iryna Hirnyk (PAP)

kh/