"James Crumbley nie jest sądzony za to, co zrobił jego syn. Jest sądzony za to, co zrobił i czego zaniedbał on sam" - powiedział oskarżyciel.
Prokurator zastosował nowatorską strategię prawną, argumentując, że rodzice strzelca są odpowiedzialni za śmierć ofiar, ponieważ dali mu broń i zignorowali oznaki problemów psychicznych - podkreślił portal CNN. We wcześniejszych podobnych przypadkach rodzice sprawców mogli odpowiadać karnie np. za niezabezpieczenie broni czy zaniedbanie dziecka.
Prokurator koncentrował się na dwóch kwestiach: zakupu i przechowywania broni, z której 15-letni Ethan Crumbley zastrzelił kolegów, oraz braku reakcji na rysunek syna, w sprawie którego zostali wezwani do szkoły na kilka godzin przed morderstwami. Rysunek przedstawiał postrzelonego człowieka, broń oraz podpis: "Te myśli się nie kończą. Moje życie nie ma sensu".
Jednak rodzice zlekceważyli rysunek piętnastolatka. Podczas spotkania w szkole ojciec powiedział, że to tylko ilustracja gry komputerowej, a syn nie ma zamiaru dokonywać żadnego aktu przemocy. Ani on, ani jego żona i syn nie powiedzieli podczas szkolnego spotkania, że cztery dni wcześniej chłopiec dostał od rodziców w prezencie broń. Kilka godzin po spotkaniu nastolatek zastrzelił czworo uczniów oraz ranił sześciu innych i nauczyciela. Obecnie odsiaduje wyrok dożywocia bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.
Odczytano również fragmenty pamiętnika nastolatka.
"Mam problemy psychiczne i żadnej pomocy. (...) Rodzice mnie nie słuchają" - pisał.
Według obrony nie przedstawiono dowodów świadczących o tym, że oskarżony wiedział, iż jego syn może być zagrożeniem dla innych.
W trakcie procesu zarówno ojciec, jak i syn nie składali zeznań.
Sąd ogłosi wymiar kary dla rodziców Ethana Crumbleya 7 kwietnia. Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi kara do 15 lat więzienia.
W ubiegłym roku w USA doszło do 82 strzelanin w szkołach i na uczelniach - przypomniała CNN. (PAP)
jc/