Virgil Tănase: pisarz przynależy do języka, w którym pisze [WYWIAD]

2024-05-19 07:12 aktualizacja: 2024-05-20, 14:14
Virgil Tănase. Fot. PAP/Łukasz Gągulski
Virgil Tănase. Fot. PAP/Łukasz Gągulski
Pisarz przynależy do języka, w którym pisze, to język określa pisarstwo. Kiedy piszę po francusku, to jestem pisarzem francuskim, a kiedy po rumuńsku, wtedy jestem pisarzem rumuńskim - mówi PAP pisarz i reżyser teatralny Virgil Tănase. Niedawno w Polsce ukazała się jego biografia Alberta Camusa.

Polska Agencja Prasowa: Jak wyglądała pana droga z Rumunii czasów reżimu Nicolae Ceaușescu do Francji? Czy Francja była jedynym wówczas możliwym wyborem?

Virgil Tănase: Otrzymałem paszport, o który nie prosiłem.

We Francji wydałem książkę – powieść "Portrait d'homme à la faux dans un paysage marin" - która w Rumunii była zakazana. Wówczas "Les Nouvelles Littéraires", czyli jedno z najbardziej znanych francuskich pism, skontaktowało się ze mną, aby przeprowadzić wywiad telefoniczny. Zostałem poproszony o podanie numeru telefonu do jednego z przyjaciół, ponieważ przypuszczano, że mój telefon jest na podsłuchu. Nie chciałem jednak nikogo w to wszystko mieszać, dlatego też poprosiłem o telefon bezpośrednio do mnie, do domu. Ku mojemu zdziwieniu mogłem rozmawiać ponad pół godziny, a rozmowa nie została przerwana.

Pismo opublikowało wywiad ze mną na pierwszej stronie. Połowę strony zajmowało moje zdjęcie, a drugą połowę tytuł - "Pisarz z kneblem w ustach przemawia". Czasopismo ukazało się w czwartek, a w piątek artykuł został zaprezentowany w tłumaczeniu w Radiu Wolna Europa. Zaś w poniedziałek moja żona, która była w Bukareszcie - ja wówczas pracowałem na prowincji - została wezwana na milicję. Tam jej oznajmiono, że otrzymam paszport i zaleca mi się wyjazd na długie studia za granicę. Wtedy nie zamierzałem jednak zostawać za granicą.

Wyjechałem dopiero wtedy, kiedy moje pierwsze dziecko miało dwa-trzy miesiące. Myślałem, że skoro mogłem tym razem wyjechać, uda mi się również i kolejnym razem. Zaraz po moim wyjeździe wezwano żonę, aby jej oznajmić, że ona również otrzymała paszport i że ma przyjechać do mnie z wizytą. Otrzymałem wizę na trzy miesiące, jednak w styczniu, kiedy miała miejsce ta rozmowa, moja żona nie zamierzała wyjeżdżać.

Na początku marca w Bukareszcie było jednak trzęsienie ziemi. Żona była przerażona tym wszystkim, nie było prądu i ogrzewania. Poradziłem jej, żeby wsiadła w pierwszy samolot i przyjechała. W ten sposób znalazłem się w Paryżu. Nie prosiłem jednak o azyl polityczny, ponieważ wcześniej czy później chciałem wrócić do Rumunii.

W Paryżu dalej mówiłem o tym, co myślę o rumuńskim reżimie. Do 1982 roku, kiedy następstwie pewnego artykułu Ceaușescu postanowił mnie zlikwidować, miałem rumuńską wizę. Dopiero wtedy stało się jasne, że nie mogę już wrócić do kraju. Formalności stawały się coraz trudniejsze, a że w międzyczasie uzyskałem doktorat we Francji, poprosiłem o obywatelstwo francuskie, które otrzymałem. I tak stałem się obywatelem rumuńskim i francuskim.

PAP: Jak zatem identyfikuje się pan jako pisarz? Jest pan pisarzem rumuńskim, francuskim czy rumuńsko-francuskim?

V.T.: Nie chciałem robić kariery uniwersyteckiej czy też pracować w szkolnictwie. Chciałem zostać pisarzem, zamierzałem żyć z pisarstwa. Wówczas wydawca powiedział mi, że jeżeli przejdę z kolekcji literatury zagranicznej do kolekcji literatury francuskiej, będę sprzedawał cztery razy więcej książek.

Władałem bardzo dobrze mówionym językiem francuskim, starałem się jednak opanować również język pisany. Jest bowiem spora różnica między jednym a drugim - język pisany używany przez pisarza różni się bardzo od języka jego współobywateli.

Uważam, że pisarz przynależy do języka, w którym pisze. To język określa pisarstwo. Nie mam zatem mieszanki dwóch tożsamości. Kiedy piszę po francusku, to jestem pisarzem francuskim, a kiedy po rumuńsku, wtedy jestem pisarzem rumuńskim. Większość książek napisałem w języku francuskim. Natomiast ostatnią ważną powieść na kilkaset stron po rumuńsku, aby zobaczyć, jakim byłbym pisarzem, gdybym został w Rumunii.

PAP: Czy w pana przypadku język jest przypisany do gatunku, np. biografie pisze pan po francusku?

V.T.: Nie. Biografie pisałem po francusku, a następnie tłumaczyłem je na rumuński. Właściwe nie są to jednak tłumaczenia, tylko pisanie od nowa tego samego, w języku rumuńskim.

PAP: Czy pana twórczość literacka i teatralna jest wypadkową doświadczeń z Rumunii i Francji, czy te dwie tożsamości się przenikają?

V.T.: Nasze wschodnie doświadczenie - traumatyzujące, a jednak bardzo oryginalne - daje nam przewagę nad Zachodem, chociaż ludzie Zachodu nawet nie są tego świadomi, my zresztą do końca też nie. Wielu pisarzy ze Wschodu, których spotkałem przed rokiem 1989, miało o wiele bardziej trzeźwe, przenikliwe spojrzenie na temat Zachodu niż młodzi, współcześni pisarze stamtąd.

To, że zmieniłem język swojego pisarstwa, dało mi możliwość zrozumienia, jak ważne jest użycie w celach artystycznych danego języka. Wtedy też zrozumiałem, że tłumaczenie dzieła literackiego nie polega na samym przekładzie książki, tylko jest to także tłumaczenie języka i kolektywnego doświadczenia historycznego. Wszystko, co obserwujemy z zewnątrz, jest wyraźniejsze. Dlatego też pisząc po francusku mogłem zachować dystans. Nie miałbym go, gdybym pisał po rumuńsku i został w kraju.

PAP: Jest pan autorem książek m.in. o Antonie Czechowie, Albercie Camusie i Antoine de Saint-Exupéry’ym. Co zdecydowało o wyborze bohaterów pana biografii?

V.T.: Nie ma żadnego kryterium, jest natomiast przypadek. Przygotowując teatralną adaptację "Mewy" Antoniego Czechowa, pewnego wieczoru rozmawiałem z redaktorem wydawnictwa Gallimard. Z taką pasją opowiadałem o Czechowie, że od razu zaproponował mi napisanie biografii.

Po wydaniu biografii Czechowa, która zresztą cieszyła się bardzo dobrym przyjęciem, zarówno ze strony prasy, jak i czytelników, Gallimard zorientował się, że zbliża się 50. rocznica śmierci Alberta Camusa - bardzo ważnego dla tego wydawnictwa pisarza - a oni właściwie niczego nie przygotowali. Kolekcja biografii Gallimarda zbliżała się do stu pozycji, postanowiono więc, że setna zostanie poświęcona właśnie Camusowi. Tak napisałem tę biografię.

W Gallimard pomyśleli także o biografii Saint-Exupéry'ego, jednak pojawiły się problemy z jego spadkobiercami. W tym czasie pracowałem nad adaptacją teatralną "Małego księcia" i współpracowałem ze spadkobiercami Saint-Exupéry’ego. Ponieważ byłem z nimi w bardzo dobrych stosunkach, udało się napisać także i tę biografię.

Wówczas postanowiłem wyjść z kręgu pisarzy i zaproponowałem biografię św. Franciszka z Asyżu. Wydawnictwo miało jednak wątpliwości. Jednak kiedy papieżem został Franciszek, uznali, że jest to bardzo dobry moment na taką właśnie biografię.

PAP: Na początku roku do rąk polskich czytelników trafiła pana biografia Alberta Camusa. Jak pan definiuje tego pisarza?

V.T.: Jest to jeden z najbardziej przenikliwych umysłów swojego wieku. Ciągle nie do końca zdajemy sobie sprawy z tego, ile miał racji, analizując społeczeństwa europejskie, głównie społeczeństwa Europy Zachodniej. Wskazywał na bardzo realne niebezpieczeństwo, które dotyczyło dwóch ideologii - liberalizmu zachodnioeuropejskiego i totalitaryzmu sowieckiego. Camus powiedział bardzo wyraźnie, że społeczeństwo kapitalistyczne osiągnęło już nieludzki punkt swojej ewolucji i musi umrzeć, zniknąć. Natomiast społeczeństwo totalitarne, wschodnioeuropejskie, które negowało wolność myśli, również stało się szkodliwe. Marzył o społeczeństwie jednocześnie sprawiedliwym i wolnym. Z tego też powodu był jednomyślnie znienawidzony przez wszystkich współczesnych sobie Francuzów.

Teraz, kiedy czytelnicy utrwalili jego sławę, aż trudno uwierzyć, jak pogardzany, obrażany w ciągu swojego życia był Camus. Niestety pisarze często widzą nadciagającą burzę, ale nie mogą nic zrobić, aby ją powstrzymać. Wydaje mi się, że Camus przeczuwał, iż wiek XXI będzie straszny. Teraz, kiedy karmimy się iluzjami na temat współczesnego społeczeństwa, nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy u progu katastrofy.

PAP: Czy coś zaskoczyło pana w Camusie podczas pracy nad książką?

V.T.: Znałem główną historię jego życia, która w oczywisty sposób łączy się z jego twórczością. Nie znałem natomiast wielu szczegółów, a niektóre z nich okazały się bardzo ważne.

Chociażby to, że Camus był przeświadczony o tym, że zmarnował życie i nie był zadowolony z tego, co napisał. W swoich notatkach napisał wręcz, że chciał mieć sprawiedliwe i prawe życie, natomiast dotarł do punktu, w którym nie chciał się znaleźć i uważał to za swoje niepowodzenie. Chciał wejść do intelektualnego świata Paryża. Wtedy zdał sobie sprawę – co zresztą zapisał - że Paryż jest dżunglą pełną zawszonych bestii. Był sławny, ale twierdził, że jest ceniony za to, kim nie jest i że tę sławę dają mu ludzie przeciętni albo zwykli chuligani, łobuzy.

Warto pamiętać, że cieszył się dużą popularnością wśród czytelników, chociaż krytyka dopiero później zaczęła go doceniać, uważając go najpierw za przeciętnego pisarza, który zasługiwał wręcz na zapomnienie.

PAP: Jak zatem pisać dzisiaj biografie? Po lekturze książki o Camusie mam wrażenie, że nie jest to wyłącznie suchy zapis faktów z życia, ale również portret intelektualny…

V.T.: W żadnej z moich biografii nie ma stwierdzenia, które nie opierałoby się na świadectwie pisarza, np. jego listach, a także świadectwach osób, które go znały. Moje biografie nie zawierają ani grama fikcji. Są biografie powieściowe, fikcyjne wręcz, ale ja do ich autorów nie należę.

W biografiach nie wyrażam także mojego osobistego zdania. Postanowiłem być jak najbardziej obiektywny, w tym sensie, że próbuję zebrać wszystkie przypadkowe wydarzenia, z których Camus postanowił w świadomy sposób skonstruować swój los, przeznaczenie. Stosuję kryterium prawdy, dzięki czemu wszystkim świadectwom, cytatom i korespondencji nadaję spójność. Nie byłoby jej, gdybym wymieszał to tylko i wyłącznie z historią życia.

PAP: Nad czym pan obecnie pracuje?

V.T.: Kolekcja biografii wydawnictwa Galliamrd już się kończy. Ukończyłem natomiast powieść, którą już przekazałem wydawnictwu. Pracowałem nad nią kilka lat, zatem chcąc zacząć kolejne przedsięwzięcie, czekam aż we mnie samym zmieni się wszystko, abym był gotowy do kolejnego wyzwania.

Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)

Virgil Tănase - rumuński pisarz urodzony 16 lipca 1945 r. w Gałaczu. Jest absolwentem literatury na Uniwersytecie w Bukareszcie i reżyserii w Narodowym Uniwersytecie Sztuki Teatralnej i Kinematografii I.L. Caragiale; autor pracy magisterskiej na temat semiologii teatru pod kierunkiem Rolanda Barthesa.

Od 1977 r. mieszka we Francji, gdzie stał się bohaterem tzw. sprawy Tănase. W 1982 roku on oraz inny rumuński pisarz-dysydent Paul Goma, stali się we Francji celami zamachu zleconego przez rumuńskie służy specjalne. Zamach nie powiódł się, ponieważ tajny agent Securitate – Matei Pavel Haiducu – który otrzymał zlecenie zabicia obu pisarzy uznanych przez reżim za niebezpiecznych, postanowił poinformować o wszystkim francuskie służby i przejść na "drugą stronę". Francuskie służby udaremniły zabójstwo Gomy (tajny agent przewrócił szklankę z zatrutą herbatą) i sfingowały porwanie oraz zabójstwo Tănase, ukrywając go przez trzy miesiące w Bretanii, zanim cała sprawa ujrzała światło dzienne. Wydarzenia te – poza tym, że doprowadziły do odwołania wizyty prezydenta Francois Mitteranda w Bukareszcie – na dłuższą metę stały się punktem zwrotnym w postrzeganiu reżimu Ceaucescu na Zachodzie.

Obecnie Tănase jest pisarzem francuskojęzycznym, opublikował kilkanaście powieści, wspomnienia oraz sztuki, wyreżyserował też około trzydziestu dramatów. Jest autorem książek o Antonie Czechowie, Albercie Camusie, Fiodorze Dostojewskim i Antoine de Saint-Exupéry’ym. Zaadaptował na scenę teksty tak różnych autorów, jak Honoré Balzac, Anatole France, Marcel Proust i Dostojewski. Jego adaptacja opowiadania Antoine’a de Saint-Exupéry’ego "Mały Książę" została wystawiona w Paryżu w Comédie des Champs-Élysées oraz w kilku innych krajach. Dwukrotnie pełnił funkcję szefa Rumuńskiego Instytutu Kultury w Paryżu.

Tănase jest laureatem wielu nagród, m.in. Nagrody Literackiej Unii Łacińskiej, nagrody Serbana Cioculescu przyznawanej przez Narodowe Muzeum Literatury Rumuńskiej oraz Nagrody Dramaturgicznej Akademii Rumuńskiej.

W Polsce, nakładem Państwowego Insytutu Wydawniczego, ukazała się jego książka "Camus". Pisarz był gościem specjalnym 14. Festiwalu Kultury Rumuńskiej w Krakowie organizowanego przez Rumuński Instytut Kultury w Warszawie.(PAP)

Autorka: Anna Kruszyńska

ep/