Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w "Panu Wołodyjowskim", odtwórca głównej roli w "Magnacie" Filipa Bajona. Artysta miał 83 lata.
Olaf Lubaszenko w rozmowie z PAP zaznaczył, że jego wspomnienia związane z Janem Nowickim "mają swoje korzenie w głębokich latach siedemdziesiątych, a konkretnie w spektaklu 'Noc listopadowa', który Jan Nowicki z Teatrem Starym, grali gościnnie w Teatrze Polskim we Wrocławiu". "Jako może pięcioletnie dziecko byłem w kulisach i widziałem scenę, w której grany przez Jana Nowickiego Wielki Książę Konstanty bardzo emocjonalnie rozmawia ze swoim adiutantem i w pewnym momencie gasi mu na policzku cygaro. Ja przeżyłem to nie z powodu cygara, ale z powodu tego, jak grał, jakim księciem Konstantym był Nowicki. Wówczas jeszcze nie wiedziałem, kto to jest, ale zapamiętałem go od razu. To był pierwszy aktor, który zrobił na mnie takie ogromne wrażenie" – podkreślił aktor.
"Oczywiście spotykaliśmy się później prywatnie i zawodowo. Kiedy opowiadałem mu o wrażeniu, jaki wywarł na mnie w scenie z cygarem, Jan Nowicki śmiał się, a ja do końca nie mogłem uwierzyć, kiedy mi tłumaczył, że to cygaro było na niby" – powiedział Olaf Lubaszenko.
Olaf Lubaszenko o roli Nowickiego w "Wielkim Szu"
W rozmowie z PAP aktor zwrócił także uwagę na film "Wielki Szu". "Widziałem go w kinie. Zrobił na mnie gigantyczne wrażenie, ponieważ był to film inny niż to, co zazwyczaj oglądaliśmy w tym czasie. On był bardzo nowoczesny, a nawet amerykański, w dobrym tego słowa znaczeniu" – powiedział Lubaszenko. Wskazał, że "postać Wielkiego była wymyślona po prostu wspaniale i zagrana precyzyjnie, z klasą, z taką tajemnicą, że trudno było go nie pokochać. Naprawdę się popłakałem, kiedy na końcu okazało się, że Szu nie żyje" – wspominał w rozmowie z PAP aktor.
"Pan Jan - ze względu na dobrą i bliską znajomość z moim tatą - miał do mnie ciepły stosunek, kiedy jeszcze byłem nastolatkiem" – powiedział Olaf Lubaszenko. "Potem zdarzyło się, że zagraliśmy razem w spektaklu 'Don Carlos' Laco Adamika. On grał króla Hiszpanii Filipa, a ja grałem Markiza Posę. Mówię o tym nie dlatego, żeby się pochwalić, ale żeby powiedzieć, że to był dla mnie przełomowy czas i spektakl w moim życiu, w nastawieniu i podejściu do aktorstwa. Od tego momentu zacząłem ten zawód traktować z najwyższym szacunkiem i pokorą" – podkreślił aktor.
"Nowicki był wspaniałym partnerem, ale tak wybitnym i dobrym, że nie wypadało przy nim być nieprzygotowanym, grać poniżej pewnego poziomu. To mnie niezwykle mobilizowało, jestem mu za tę pracę niezwykle wdzięczny" – zapewnił aktor.
Lubaszenko i Nowicki spotykali się także wielokrotnie na planie filmowym. "Pracą, która nas ponownie zbliżyła i podczas której mogliśmy się poznać na dobre był 'Sztos', w którym Jan zagrał wspaniale starego oszusta z Trójmiasta, Eryka. Potem pojawił się filmie 'E=mc²' w niejednoznacznej roli szefa wszystkich szefów, a potem w 'Szosie 2', gdzie zagrał ponownie Eryka" – powiedział artysta.
Jak podkreślił Lubaszenko, Nowicki "wniósł wiele z siebie w postaci, które kreował". "Zawsze dawał postaciom pewną klasę, elegancję, sznyt, który sprawiał, że te postaci były czymś więcej niż zapisane w scenariuszach" - wskazał.
"Jan Nowicki przeciągał uwagę, był magnetyczny, prowokacyjny, często szukał niełatwych rozwiązań aktorskich, ale w tym wszystkim miał wiele pokory" – zaznaczył w rozmowie z PAP Olaf Lubaszenko.
"Tak jak się bałem z nim pracy przed moim debiutem w filmie 'Sztos', tak potem widziałem, że on jest w pracy nie tylko aktorem i współpracownikiem, ale i przyjacielem" - zaznaczył. "Mądrym przyjacielem, który wiele daje i wspiera" - dodał.
"Chyba mogę powiedzieć, że ze wszystkich aktorów, a poznałem ich setki, właśnie pan Jan był w moim życiu najważniejszym i był też przez długi czas moim mentorem, punktem odniesienia" - podkreślił. "Po jego odejściu pojawiała się w moim sercu wielka wyrwa. Tej pustki nikt i nic nie będzie w stanie wypełnić" – podkreślił Olaf Lubaszenko. (PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
js/