„To, z czym mieliśmy do czynienia w nocy z 30 na 31 sierpnia, to złożenie kalendarza księżycowego, astronomicznego, z kalendarzem urzędowym” - powiedział PAP wicedyrektor Planetarium Śląskiego, Damian Jabłeka.
Po pierwsze na niebie można było zobaczyć superpełnię, czyli moment, kiedy Księżyc w pełni będzie bardzo blisko Ziemi. O superpełni mówimy, kiedy jest on w odległości około 360 tys. km od Ziemi. Podczas tej superpełni było to dokładnie 357 344 km.
Takie zjawisko zdarza się kilka razy w roku. Jego przeciwieństwem jest minipełnia, kiedy odległość między Ziemią a Księżycem jest największa, sięgając ok. 405 tys. km.
Superpełnie i minipełnie są możliwe, ponieważ – jak tłumaczy Damian Jabłeka - Księżyc porusza się wokół Ziemi po orbicie eliptycznej, nie kołowej. „Przez to jego odległość od naszej planety stale się zmienia, a więc postrzegana przez nas jego wielkość też jest inna. Kiedy Srebrny Glob jest bliżej na orbicie, to mamy wrażenie, że jest większy, a jak dalej - to dla naszego oka staje się mniejszy” - opisuje.
Po drugie w sierpniu tego roku mieliśmy do czynienia z dwiema pełniami. Pierwszą można było obserwować 1 sierpnia. Taka właśnie kalendarzowa koincydencja wystąpienia dwóch pełni w jednym miesiącu nazywana jest Niebieskim Księżycem. Warto wspomnieć, że istnieje też starsza, rzadko już używana definicja Niebieskiego Księżyca, według której jest to trzecia pełnia w astronomicznej porze roku, w której występują cztery pełnie.
Damian Jabłeka zwraca uwagę, że bardziej adekwatna jest tu brytyjska nazwa Blue Moon. Brytyjczycy mają związek frazeologiczny „once in a blue moon”, na określenie czegoś, co zdarza się tak rzadko, jak Niebieski Księżyc.
„Blue Moon występuje nieczęsto, bo pełna lunacja, czyli odległość od pełni do pełni, to 29,5 doby. Stąd pierwsza pełnia w miesiącu musi nastąpić w pierwszej dobie miesiąca, by ta druga pełnia nastąpiła w ostatniej dobie” - tłumaczy ekspert.
Co jednak czyniło tegoroczny sierpniowy Blue Moon jeszcze bardziej wyjątkowym niż zwykle, to fakt, że mieliśmy do czynienia z dwiema następującymi po sobie superpełniami, a nie „zwykłymi” pełniami.
"Księżyc może nam się wydawać wręcz gigantyczny"
Warto zaznaczyć, że naturalny satelita Ziemi – wbrew nazwie zjawiska - tej nocy wcale nie zmienił barwy na niebieską. W trakcie wschodu i zachodu Księżyca, wskutek działania atmosfery – widzieliśmy go w kolorze pomarańczowym. Mógł nam się też wydawać wręcz gigantyczny.
Jak wyjaśnia wicedyrektor Planetarium Śląskiego, wynikało to z błędu percepcyjnego, który płata nam nasza wyobraźnia. „Kiedy widzimy coś blisko otaczających zabudowań, wzniesień, próbujemy tę skalę dopasować. Widząc coś bardzo dalekiego – tak jak Księżyc – mamy wrażenie, że jest to ogromne. W dodatku pomarańczowy Księżyc na dość jasnym jeszcze niebie daje efekt, który zwiększa nam go optycznie. Na ciemnym niebie będzie wydawał się nam mniejszy” - opisuje specjalista.
Księżyc, o ile nie zasłoniły go chmury, widoczny był przez całą noc. Wzeszedł dokładnie wtedy, kiedy zaszło Słońce, ale po drugiej stronie nieba. (PAP)
Autorka: Ewelina Krajczyńska-Wujec
mmi/